poniedziałek, 8 września 2014

Malowana Lala

folkstar.p



MALOWANA LALA

- Jesteś pewna, że to tutaj?
- Nie.
- Aha. Fajnie. A jeśli to obcy ludzie?
- Obcy nie obcy. Przecież potrzebujących za drzwi nie wyrzucą, co nie?
- No, nie wiem... Ja bym obcych do domu nie wpuściła.
- Bo ty jesteś niesympatyczna. Ale ludzie, którzy mieszkają w takim pięknym miejscu, muszą być sympatyczni, prawda? Jak się nazywa ta miejscowość?
- Malownicze.
- To pewnie dlatego tak tu ładnie. Malowniczo. Ale ładnie nie ładnie. Kiedy chlupocze mi w butach, jest mi wszystko jedno. Stukaj!

Na ganku drewnianego domku kuliły się dwie drobne postaci. Chociaż był dopiero początek września, zacinający lodowaty deszcz przegonił ostatnie wakacyjne wspomnienia i zmusił przybyłe do przyobleczenia ciepłych wiatrówek. Opatuliły się nimi tak dokładnie, że z daleka trudno było stwierdzić, kto czai się w cieniu chaty. Dopiero z bliska można było poznać, że ma się do czynienia z dwiema młodymi kobietami. Jedna z nich podniosła zaciśniętą pięść, zawahała się, a w końcu donośnie załomotała.
- Kalina, to nie tutaj. Ja to czuję. - jęknęła.
- Za późno! – wzruszyła ramionami druga kobieta, strząsając z kurtki kaskadę wody – Ktoś idzie!
Rzeczywiście, w korytarzu za drzwiami rozległy się powolne kroki. Skrzypnęła zasuwka przy drzwiach, a one same nieznacznie się rozchyliły. Równocześnie rozbłysła lampa na ganku, skutecznie oślepiając przemoczone kobiety.
- O co chodzi? - usłyszały cichy głos.
- Szukamy domu pani Młyńskiej – wyjaśniła kobieta, która stukała do drzwi.
- To nie tutaj.
- Wiemy – wtrąciła druga kobieta, Kalina. - Czy mogłybyśmy przeczekać u pani tę ulewę?
- Albo proszę pokazać nam, gdzie mieszka pani Młyńska - uzupełniła pospiesznie stukająca.
Przez chwilę panowała głucha cisza. Nagle kobieta stojąca w drzwiach odsunęła się i zrobiła przejście. Przytłumione światło dobiegające z sieni oblało jej przygarbioną sylwetkę.
- Rozala Młyńska mieszkała po drugiej stronie drogi. Ale nie macie tam po co iść.
- Dlaczego?
- Zmarła minionej zimy.

Niewielki pokoik tonął w przytulnym półmroku. W kaflowym piecu buzował ogień, a o szyby uderzał deszcz. Młode kobiety bez słowa siedziały przy stole, zbyt przygnębione, by rozmawiać. Gospodyni rozstawiła na szydełkowym obrusie szklanki w metalowych koszyczkach i nalała do nich mocnej herbaty z obitego dzbanka. Kiwnęła głową, zachęcając, by goście sięgali po cukiernicę i talerzyk z konfiturą.
- Rozwiesiłam wasze kurtki nad piecem, żeby trochę przeschły. - powiedziała, przysuwając sobie krzesło i obejmując dłońmi gorącą szklankę.
- Dziękuję – Kalina usiłowała się uśmiechnąć, ale czuła, że jej usta tylko się wykrzywiają. Zerknęła niespokojnie na Mirkę, która mechanicznym ruchem mieszała herbatę.
- Skąd jesteście?
- Z Krakowa.
- Przyjechałyście dzisiaj?
- Przed chwilą.
- I nie wiedziałyście, że Rozalka zmarła?
Kalina pokręciła smutno głową i spojrzała na Mirkę. Przyjaciółka wyglądała na załamaną. Ta podróż miała być pasmem nadziei, a nagle przemieniła się w festiwal nieszczęść. Najpierw zapodziały bilety i sympatyczny konduktor wypisał im „kredytowy”. Następnie spóźniły się na PKS do Malowniczego i musiały przejść kilka kilometrów pieszo, zanim podwiozła je życzliwa dusza. A kiedy dotarły już w serce Sudetów i były przekonane, że są u celu podróży, rozpętała się ulewa.
Teraz dowiedziały się, że kobieta, do której przyjechały, zmarła niemal rok wcześniej.
- Możecie tutaj przenocować. A rano powinnyście spotkać się z synem Rozalii – powiedziała nagle gospodyni – Nie wiem, po co przyjechałyście, ale pokonałyście szmat drogi, więc szkoda, by było na darmo...
- To on tutaj mieszka? - poderwała głowę Mirka.
- Tak. Ma nieduży domek pod lasem. Nie utrzymywał kontaktu z matką, ale po śmierci wyprawił jej pogrzeb. Może z nim załatwicie to, po co przyjechałyście.
- Wątpię – westchnęła Mirka.


Kwestia wyprawy do Malowniczego wypłynęła późną wiosną. Podekscytowana Mirka wpadła do mieszkania Kaliny, potrząsając starymi dokumentami.
- Mam babcię! - wrzasnęła od progu, wprawiając rodziców Kaliny w konsternację.
- Że co? Jaką babcię?
- Normalną babcię mam. Z krwi i kości. No, w tym wieku to już pewnie bardziej z kości.
- Znam twoją babcię – kręciła głową Kalina, prowadząc przyjaciółkę do kuchni – Waży sto kilo i nie jestem pewna, czy ma jakiekolwiek kości...
- Nie chodzi mi o t ę babcię! Właśnie odkryłam, że mam jeszcze drugą.

Kalina zamyśliła się nad tą dziwną informacją. Mirka pochodziła z niepełnej rodziny, ojciec odszedł w siną dal, zanim jej mama zdążyła powiedzieć mu o spodziewanym potomku. Nie wrócił i nie dowiedział się, że ma córkę, a sama Mirka nigdy nie napomknęła na jego temat słówkiem.
- Skąd wytrzasnęłaś informację o drugiej babci? - zdziwiła się.
- Przeglądałam stare dokumenty mamy i znalazłam list, jaki napisała do niej matka mojego... - Mirka urwała, by po chwili kontynuować – Moja babka nazywa się Rozalia Młyńska i mieszka w Malowniczem. Sprawdzałam w internecie. To gdzieś w Sudetach.
- I co teraz?
- No, jak to co? Chcę jechać i poznać moją babcię.
- A po co ona w ogóle pisała do twojej mamy?
- O i tu jest pies pogrzebany. Napisała, że jej syn to osioł i mama ma nie zwracać uwagi na jego humory. Ma przyjechać do niej, do tego Malowniczego, a na pewno wszystko się ułoży.
- Ale to by oznaczało...
- Tak – kiwnęła głową Mirka – Mój ojciec wiedział, że mam się urodzić.
- Pytałaś o to mamę?
- Pewnie. Powiedziała, że nie pamięta!
Milczały przez chwilę, wpatrując się w parujące kubki z kawą. Nagle Kalina usłyszała swój własny głos
- Jeśli chcesz, to pojadę z tobą w te Sudety!
- Naprawdę? Miałam nadzieję, że to powiesz!
- Ale dopiero po ślubie!
- Po ślubie! - zgodziła się Mirka.

W ostateczności do ślubu nie doszło, gdyż narzeczony Kaliny zdradził ją z najlepszą przyjaciółką. Na dłuższy czas tajemnice rodzinne Mirki zeszły na dalszy plan, a ona sama ochoczo wzięła się za stawianie przyjaciółki na nogi. Notabene udało się to osiągnąć dopiero, kiedy zdradzona panna młoda zaszyła się w starym dworku wśród łąk i lasów i poznała tajemniczego, niebieskookiego mężczyznę...
Pod koniec wakacji temat wizyty w Malowniczem powrócił. Mirka zakupiła bilety kolejowe – które następnie zgubiła - i wyruszyły. Dziewczyna nie była pewna, co chce odnalezionej babce powiedzieć. Była przekonana, że kiedy stanie z nią oko w oko, słowa same będą cisnąć się na usta. Nie przewidziała, że Rozalia Młyńska mogła już opuścić ziemski padół. Ani że w tej samej wsi może mieszkać jej własny ojciec.
- Boję się – wyznała, kiedy późnym wieczorem leżały pod sztywno wykrochmaloną pościelą i wsłuchiwały się w szum deszczu za oknem.
- Czego? - zapytała Kalina, odnajdując pod kołdrą dłoń przyjaciółki i mocno ją ściskając.
- Sama nie wiem. Chyba spotkania z tym człowiekiem. Tego, co mi powie.
- Podpytałam nieco naszą gospodynię – wyznała Kalina. - Twój ojciec nigdy się nie ożenił. Jest geologiem, czy kimś takim.
- Studiował geodezję - wtrąciła Mirka
- Więc pewnie jest geodetą. Pokłócił się z matką niemal trzydzieści lat temu. Wiesz, co to oznacza?
- Domyślam się. Poróżnili się, kiedy opuścił moją matkę i mnie.
- Tak myślę. - skinęła głową Kalina – Jeśli nie chcesz, nie musimy tam iść. Wcale nie musisz z nim rozmawiać. Możemy z samego rana wyruszyć do Krakowa.
Na chwilę zapadła pełna zamyślenia cisza.
- Nie. - powiedziała twardo Mirka – Skoro przebyłam tak długą drogę, doprowadzę to do końca.
Kalina uśmiechnęła się pod nosem i mocno uściskała przyjaciółkę. Wiedziała, że Mirka nie mówi jedynie o ciężkiej podróży do sudeckiej wsi...


Ranek powitał je słońcem nieśmiało wyglądającym zza chmur i mgłą unoszącą się nad łąką. Otworzyły szeroko okno i na zmianę przepychały się do parapetu, by zaczerpnąć rześkiego powietrza. Chwilę później do ich drzwi zastukała gospodyni.
- Zapraszam na śniadanie – zawołała wesoło.
Piły kawę w szklankach z koszyczkami i pałaszowały domowe drożdżówki z rodzynkami. Przez myśl Kaliny przemknęło że czuje się jak na wakacjach u babci. Zupełnie, jakby miała siedem, a nie dwadzieścia siedem lat. Czuła łaskotanie w dole brzucha. Osobiście przeżywała rodzinne zawirowania Mirki.
Tymczasem sama zainteresowana wyglądała zaskakująco spokojnie.
- Gdzie ten domek? - zapytała, kiedy pomogły już gospodyni pozmywać naczynia po śniadaniu i zasiadły na stopniach drewnianego ganku. Kobieta łuskała żółty groszek, szybkim i zwinnym ruchem wykręconych palców. Podniosła głowę i wskazała porastający wzgórze las.
- Musicie iść tą drogą, aż do wielkiego dębu. Skręcicie w prawo i pójdziecie, aż traficie na dom. Jest tylko jeden dom pod lasem. W nim mieszka Tadeusz.
- Tadeusz! - powtórzyła powoli Mirka.
- Tadek niejadek. - zaśmiała się kobieta. - Straszny był z niego łobuz. Kto by przypuszczał, że pokończy szkoły i zostanie ważną osobą? Matka wiele razy goniła go ze ścierką...
- Idziemy! - zawołała pobladła nagle Mirka.
- Dobrze, że jest sobota. Na pewno Tadeusza zastaniecie – uśmiechnęła się kobieta.

Powoli pięły się drogą pod górę, chłonąc wzrokiem piękne krajobrazy. Malownicze było uroczą osadą. Przyjemnie byłoby spędzić tutaj wakacje, pomyślała Kalina.
Kiedy natknęły się na rosłe drzewo dębu, przystanęły.
- Idziemy? - upewniła się Kalina.
- Idziemy – potwierdziła Mirka.
- Dzielna dziewczyna!
Dojście do niedużego domku pod lasem zajęło im parę chwil. Zatrzymały się i przez dłuższą chwilę mierzyły wzrokiem prostą bryłę, spadzisty dach i ganek przyozdobiony doniczkami z mocno przerzedzonymi kwiatkami. Okna były uchylone, a na betonowym podjeździe parkował samochód. W cieniu obsypanej owocami jabłoni nieruchomo leżał duży pies.
- To tutaj – powiedziała Kalina, choć nie musiała tego robić.
- Wiem.
- Dalej musisz chyba pójść sama.
- Wiem – powtórzyła Mirka.
Stała jednak nieruchomo, wpatrując się w domek. W tej samej chwili zostały zauważone. Na ganku stanął wysoki mężczyzna.
- Nie musisz tego robić.
- Chyba jednak muszę – Mirka przełknęła ślinę i ruszyła w stronę ganku. Kalina odprowadzała ją wzrokiem, zaciskając kciuki ukryte w kieszeniach szortów.


Mirka zbliżyła się do stopni ganku i bez słowa wpatrywała się w pobladłe oblicze stojącego na schodach mężczyzny. Duży kudłaty pies przy truchtał do niej i trącił nosem w lewe kolano. Odruchowo pogładziła zmierzwione futro, nie myśląc, co będzie, jeśli uczyni z jej dłoni poranną przekąskę.
- Wiesz, kim jestem? - zapytała zaskakująco mocnym tonem.
- Jesteś bardzo podobna do matki – odparł mężczyzna.
- Tylko do matki? - zakpiła.
- Nie. Ona miała proste włosy. Ty masz kręcone.
Kiedy milczała, dodał.
- Zupełnie, jak twoja babka.
- Do której przyjechałam.
- Ona nie żyje.
- Tak, już wiem.
- Chyba... Chyba nie będziemy tak stać. Wejdziesz?
Mirka wahała się przez chwilę. Mężczyzna wskazał wysłużone krzesła z wikliny stojące na ganku.
- Możemy usiąść tutaj. Nie musisz wchodzić do domu. Ja...mieszkam sam i nie zawsze sprzątam. - przyznał z rozbrajającą szczerością. Kiedy zajęła miejsce na fotelu, kudłaty pies położył łeb na jej kolanie i zażądał pieszczot. Mężczyzna wszedł na chwilę do domu, by po chwili wrócić z dwiema szklankami zimnego napoju. Gdy usiadł naprzeciw Mirki, pies zmienił obiekt zainteresowania.
- Czujesz gniew? - zapytał. Pokręciła głową.
- Nigdy o tobie nie myślałam. Mama nie wspominała o tobie. Przypadkowo znalazłam list, jaki Rozalia Młyńska napisała do niej przed wieloma laty.
- Napisała do twojej matki?
- Domyślam się, że nie wiedziałeś? Zaprosiła ją do Malowniczego, by wspólnie przeczekały twoje humory. - ironizowała.
- Byłem głupi i uparty.
- Tak, o tym też wspominała.
- Moja matka nie wiedziała, co poróżniło mnie z Agnieszką. Upierała się, że powinienem zaopiekować się nią i dzieckiem.
- A nie powinieneś?
- Powinienem. Ale podczas jednej z kłótni twoja mama rzuciła mi w twarz, że nie jesteś moim dzieckiem. I tyle mnie widziała. - pocierał twarz szorstką, opaloną dłonią.
- Dlaczego to zrobiła? - Mirka czuła się zdezorientowana.
- Byliśmy młodzi i impulsywni. Mnie cieszyło zainteresowanie innych kobiet, Agnieszkę to denerwowało. Chciała mnie zranić, a ja uniosłem się dumą.
- Dlaczego nigdy nie szukałeś z nami kontaktu? Nie zależało ci na własnej córce? - Mirka poczuła, że po policzkach spływają jej łzy.
- Szczerze mówiąc, szukałem. Zjawiłem się pod kościołem, kiedy szłaś do pierwszej komunii. Ale u twojego boku był inny ojciec.
- Wujek Paweł. - przypomniała sobie Mirka - Matka spotykała się z nim prawie dwa lata. Był w porządku, lubiłam go. Ale mama nie była gotowa na stabilizację. Więc inny ojciec, jak go nazywasz, szybko się ulotnił.
- Przykro mi – zmarszczył brwi. - Nie umiałem stworzyć z twoją mamą poważnego związku. Byłem młody i cieszyła mnie zabawa. Nie szukałem odpowiedzialności. Ale powinienem był walczyć o ciebie. Moja matka nigdy mi tego nie wybaczyła.
- Tak, słyszałam, że nie rozmawialiście prawie trzydzieści lat.
- Pogodziliśmy się przed ostatnią wigilią. Wiedziała, że się zjawisz.
- Jak to?
- Dała mi coś dla ciebie.
Podniósł się z krzesła i na moment znikł za zasłoną z kolorowych wstążek, która skrywała ciemny przedpokój. Kiedy wrócił, podał jej lalkę o złotych warkoczach i ładnej, malowanej twarzy. Była ubrana w ludowy strój i błyszczące korale.
- Trzymała ją dla ciebie. Myślała, że da ci ją, gdy przyjedziesz. Myślę, że kupiła ją, gdy miałaś się urodzić...

Mirka bez słowa gładziła złociste włosy, a potem przycisnęła zabawkę do piersi.
- Szkoda, że jej nie poznałam – wyszeptała.
- Ona powiedziała to samo. Chcesz odwiedzić jej grób? Cmentarz jest po drugiej stronie tego wzgórza...

Skinęła głową.
Bez słowa opuścili posesję i ruszyli w kierunku pobliskiego cmentarza. Grób Rozalii był prosty, granitowy. Z czarno-białego zdjęcia spoglądały na Mirkę mądre oczy osadzone w przyjaznej twarzy. Wokół twarzy rozsypane loki tworzyły aureolę. Zupełnie jak u niej samej.
- Bardzo żałuję straconych trzydziestu lat. - wyszeptał Tadeusz zduszonym głosem. - Bez niej i bez ciebie.
Mirka zawahała się, ale w końcu wyciągnęła ku niemu dłoń, a kiedy ją ujął, lekko ścisnęła.

Kiedy parę chwil później wyszła na drogę ku oczekującej Kalinie, na policzkach miała ślady łez, a w ramionach ściskała złotowłosą lalkę. Przyjaciółka objęła ją ramieniem i mocno przytuliła.
- Cholera, wychodzi na to, że mam teraz ojca! - załkała Mirka.

4 komentarze:

  1. Piękne i wzruszające opowiadanie. Gratuluję talentu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawe opowiadanie, pisz dalej :)
    http://pasion-libros.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Ładne i wciągające :) ale zakończenie jak dla mnie za krótkie, zbyt pośpieszne. Zwróciło moją uwagę też powtórne użycie słów szklanki w metalowych koszyczkach :) ale być może to tylko moją uwagę przykuło, bo takie szklanki kojarzą mi się z dzieciństwem :) Ale ogólnie serio fajne opowiadanie i aż szkoda, że się skończyło :)

    OdpowiedzUsuń