czwartek, 25 lutego 2016

285. Piotr Grzegorz Michalik PODMIEJSKIM DO INDIAN reportaże z Meksyku

Pełen kontrastów Meksyk fascynuje mnie od lat. Wraz z Piotrem Grzegorzem Michalikiem wsiadłam do podmiejskiego pociągu i odwiedziłam jego rdzennych mieszkańców.

Osiem rozdziałów wzbogaconych o wprowadzenie i zakończenie przenosi czytelnika do zupełnie innej rzeczywistości. Oto Meksyk. Kraj wielkich kontrastów, gdzie nowoczesność ściera się z tradycją i przesądami, na ulicy natyka się na kapliczkę poświęconą Świętej Śmierci, by za rogiem zetknąć się ze stertą porzuconych ciał. To tutaj bossowie największych grup przestępczych modlą się do urządzonych w domu kapliczek i swoich ulubionych świętych patronów, ludzie rozpływają się, jak we mgle, a prostytutki odprawiają specjalne rytuały, by mieć więcej klientów. 

Piotr Grzegorz Michalik od ponad ośmiu lat prowadzi badania związane z wierzeniami, rytuałami  i obyczajowością w Meksyku, Gwatemali, a także na Kubie. Reportaż Podmiejskim do Indian jest barwnym  zapisem obserwacji i przeżyć autora związanych z pobytem i badaniami w tym fascynującym kraju. Każdy rozdział jest poświęcony odrębnemu zjawisku, całość tworzy obraz ludzi zamieszkujących kraj, o którym wciąż wiemy bardzo niewiele. Utożsamiany z wzmożoną przestępczością, masowym nielegalnym przekraczaniem granicy z USA, narkobiznesem, porwaniami i prostytucją Meksyk, posiada bogatą i niezwykle intrygującą kulturę. 

Reportaże Michalika to przede wszystkim okazja do spotkania z rdzennymi mieszkańcami Meksyku. Wraz z autorem odwiedzamy małe wioski przycupnięte gdzieś w górach, dowiadujemy się o szczególnych właściwościach pewnych roślin, odwiedzamy miejscowe akuszerki i kłaniamy się Santa Muerte. Przytoczone ciekawostki, anegdoty i wydarzenia pozwalają nam poznać Meksyk od zupełnie innej strony. Walczą z mitami, potwierdzają niektóre fakty. Osoby zafascynowane tym rozległym i pełnym skrajności krajem będą usatysfakcjonowane. 

Piotr Grzegorz Michalik posługuje się prostym, swobodnym językiem, dzięki czemu lektura jest dosyć lekka, czytelnikowi z pewnością nie grozi połamanie narządów artykulacyjnych na skomplikowanych wyrażeniach. Poszczególne rozdziały są czytelnie podzielone na krótsze fragmenty, a treść nosi w sobie sporo znamion mocno ironicznego humoru. Całości dopełniają barwne fotografie przedstawiające miejscowe ołtarzyki, ludzi przy pracy i w tradycyjnych strojach. Tę pozycję polecam wam z całego serca, oczywiście jeśli lubicie literaturę faktu lub ciekawi was Meksyk. Po lekturze czuję niedosyt, ale jest to niedosyt zdecydowanie pozytywny, chciałabym przeczytać więcej, chciałabym tam być...




środa, 17 lutego 2016

284. Sofia Caspari W KRAINIE WODOSPADÓW

Intrygująca, wciągająca i pięknie napisana - właśnie tak w trzech słowach mogłabym opisać trylogię Sofii Caspari. Takie książki uwielbiam!

Chociaż w tytule postu wpisałam, że moja opinia dotyczy powieści W krainie wodospadów, postaram się w nim ująć wrażenia związane z wszystkimi trzema częściami argentyńskiej sagi. Dwie pierwsze odsłony cyklu: W krainie kolibrów oraz W krainie srebrnej rzeki od dłuższego czasu znajdowały się w mojej prywatnej biblioteczce, jednak wciąż brakowało mi czasu, by się z nimi zaznajomić. Premiera trzeciej i ostatniej zarazem części zatytułowanej W krainie wodospadów stała się ku temu idealną okazją. Postanowiłam przeczytać za jednym podejściem wszystkie trzy tomy, co okazało się znakomitym pomysłem.

Już dawno nie czytałam tak wspaniale skonstruowanej sagi. Za jej sprawą na kilka dni przeniosłam się do niezwykłej dziewiętnastowiecznej Argentyny i obserwowałam, jak pojawiający się na kartach bohaterowie spełniają swe marzenia lub tracą złudzenia... Pierwszy tom serii rozpoczyna się podróżą, jaką na pokładzie statku odbywają pochodzący z Niemiec pasażerowie. To dla nich wielka chwila, pozostawili ziemię, domy, a czasami także rodzinę, by spróbować szczęścia i zdobyć dobrobyt w dalekim zakątku świata. W dziewiętnastym wieku Argentyna uchodziła za swoiste Eldorado. Panowało przekonanie, że każdy, kto przybędzie do tego wielkiego i pięknego kraju, może otrzymać ziemię pod uprawę i wieść dostatnie życie. Jak pokazuje historia tocząca się na kartach powieści Sofii Caspari - nie każdemu było to dane. Bohaterowie trylogii argentyńskiej stają przed niełatwym zadaniem, przed mozolną pracą, niebezpieczeństwem chorób i epidemii, a także walkami z rdzennymi mieszkańcami tych ziem. Ci ostatni traktowani są  jak pół-ludzie i z premedytacją eliminowani. 

W każdej z trzech odsłon tego cyklu spotykamy nowych bohaterów, jednakże równocześnie nie tracimy możliwości spotykania tych już poznanych. Rodziny, które poznaliśmy w pierwszym tomie sagi towarzyszą nam aż do końca tej historii, zatem nie sposób się z nimi nie asymilować na przestrzeni około 1500 stron opowieści. Sofia Caspari zadbała o interesujące wątki i w ciekawy sposób rozwija dzieje swych postaci. Ich życie obfituje w momenty trudne, niebezpieczne, smutne i dramatyczne, ale znajduje się tutaj również miejsce na uśmiech, szczęście, spełnianie marzeń i gorące uczucia. Wspomnieć muszę również o talencie autorki do kreowania interesujących i barwnych postaci, przedstawia je ona tak szczegółowo, iż czytelnik niemal może sobie wyobrazić, że znajdują się tuż obok. Podobnie jest zresztą z otoczeniem i miejscami, w których zlokalizowana jest akcja książki. Autorka lokuje wydarzenia w wielu pięknych zakątkach Argentyny i choć nie epatuje opisami, to jednak potrafi doskonale oddać klimat miejsc, warunków i nastrojów tam panujących. 

Język powieści jest naprawdę ładny i płynny, czyta się przyjemnie i lekko, choć książki z tej serii do "szczupłych" nie można zaliczyć. Autorka udanie zachowuje równowagę pomiędzy dynamiką akcji a miejscami, w których przytacza niezbędne opisy. Dzięki temu powieść nie jest nużąca, a pozwala też sporo dowiedzieć się na temat tamtejszej roślinności czy lokalnych tradycji.

Każda z trzech części sagi nawiązuje tytułem do symboli Argentyny: kolibrów, srebrnej rzeki, a także wodospadów uznawanych za naturalne skarby tych ziem. Sofia Caspari sporo czasu spędziła podróżując po Ameryce Południowej i Środkowej, a jej fascynację tym miejscem można wyczytać chociażby spomiędzy kart sagi argentyńskiej. Jeśli pociąga was tak egzotyczna sceneria osadzona w dziewiętnastowiecznych realiach Argentyny, jeśli lubicie opowieści obfitujące w wydarzenia i postaci, jak również historie, które ukazują losy rodzin na przestrzeni wielu lat  - saga Sofii Caspari będzie dla was idealna! U mnie ląduje na półce z ulubionymi pozycjami :)


sobota, 13 lutego 2016

283. Monika Sawicka MIMO WSZYSTKO

Istnieją książki,  o których trudno mi pisać. Zupełnie, jakby zabrakło słów. I to bynajmniej nie dlatego, że książka mnie tak zachwyciła, że aż zaniemówiłam z wrażenia...

Natalia słyszy od swojego ukochanego wiele przykrych słów. Mężczyzna chce przerwy, która pozwoli mu zobaczyć, czy ich związek może przetrwać i ma jakikolwiek sens. Ukochany jest dla Natalii niczym powietrze i dziewczyna nie potrafi wyobrazić sobie kolejnych dziesięciu dni bez kontaktu z mężczyzną. Ostatecznie jednak osusza łzy i wraz z przyjaciółką wyjeżdża w Tatry. Spotka tam niezwykłych ludzi, którzy zmienią jej dotychczasowe życie i spojrzenie na wiele spraw. 

Pierwsze spotkanie z twórczością Moniki Sawickiej upłynęło mi pod znakiem zaskoczenia. Najpierw zadziwiła mnie objętość tej książeczki: niewiele ponad dwieście stron i to znaczną czcionką. Następnie zaskoczyło mnie to, że tak krótka historia potrafiła mnie zmęczyć. 

Pod względem warsztatu czy też pióra, jakim posługuje się autorka, książka może się podobać. Czyta się lekko i szybko, żadnych przydługich opisów, fajne dialogi. Tym bardziej byłam zaskoczona, jak bardzo nie przypadła mi do gustu ta książka. Być może to zasługa irytującej bohaterki, z którą trudno się identyfikować. Być może tego, że nie przemawia do mnie pomysł, że w dziesięć dni można aż tak zmienić życie i samą siebie. Nie aż tak, nie wyjechać w zupełnie inny region Polski, poznać mnóstwo nowych ludzi, kupić dom, wyremontować dom i jeszcze przyjąć pod nowy dach rodzinę, która sprzedała dotychczasowe mieszkanie. W moim odczuciu zabrzmiało nieprawdopodobnie, może Wy ocenicie inaczej. 

Mimo wszystko jest powieścią obyczajową, ale znajdziecie tutaj także przebłyski świetnego humoru. Dzięki temu książka zyskuje na lekkości, historia staje się bardziej optymistyczna. Trudno mi o niej pisać, trudno mi ją oceniać - uczyniła na mnie słabe wrażenie, nie wzbudziła emocji, nie wciągnęła, wypadła dość blado. Nie będę jednak odradzać - przekonajcie się czy Mimo wszystko warto przeczytać. 



poniedziałek, 8 lutego 2016

282. Mikel Santiago OSTATNIA NOC W TREMORE BEACH

Ostatnio brakuje nieco czasu na pisanie opinii, ale nie brakuje go na szczęście na czytanie. Ostatnia noc w Tremore Beach to książka, której lektury troszkę się obawiałam. Nie lubię bowiem, gdy autorzy są porównywani do swoich starszych stażem kolegów. A Mikel Santiago został ochrzczony hiszpańskim Stephenem Kingiem. Jak myślicie: słusznie? 

Ostatni czas nie był dla Petera Harpera łaskawy. Nie potrafi dojść do siebie po nieprzyjemnym rozwodzie, nie wiedzie mu się także w pracy. Jest kompozytorem, ale od dawna nie skomponował niczego wyjątkowego. Mężczyzna ma nadzieję, że pomoże mu wyjazd w jakieś odosobnione miejsce. Wynajmuje dom na odludnej plaży, zamierza sprowadzić do siebie na jakiś czas dzieci... Podczas nocnej nawałnicy Peter zostaje rażony piorunem i choć nie odnosi poważniejszych obrażeń, to jednak pojawia się dotkliwy ból głowy i makabryczne wizje, w których giną jego najbliżsi. Po pewnym czasie Peter pojmuje, że jego wizje stają się coraz bardziej realistyczne i w końcu dojdą do skutku. Musi zrobić wszystko, by do tego nie dopuścić, ale czy to mu się uda? 

Z pewnością nie jeden autor na świecie chciałby być porównywany do samego Stephena Kinga czy innego popularnego autora. To znany i powszechnie stosowany przez wydawców zabieg, który ma przykuć uwagę czytelnika i zachęcić do sięgnięcia po określoną historię. Muszę przyznać, że i na mnie podobne działania czyniły kiedyś wrażenie, ale obecnie po którymś z kolei razie - nad wyraz już irytują i sprawiają, że już na wstępie mogę książkę skreślić. W przypadku Ostatniej nocy w Tremore Beach zainteresował mnie zarys fabuły, choć nieco obawiałam się, że już samo zestawienie z wielkim SK zepsuje mi lekturę. Kto regularnie czytuje Kinga, nie zadowoli się byle czym. 

Na szczęście prędko okazało się, że Mikel Santiago trzyma poziom. Wysoki poziom. Satysfakcjonujący. Nie jest to Stephen King i nigdy nie będzie, ponieważ autor ma swój własny i bardzo udany styl. Nie musi być porównywany do żadnego innego pisarza, bo najzwyklej w świecie nie jest mu to potrzebne. 

Ostatnia noc w Tremore Beach to trzymający w napięciu thriller, w którym nie sposób przewidzieć, co wydarzy się za kilka stron i jak dalej potoczy się akcja. Sama fabuła nie jest może zbyt skomplikowana i oryginalna, dominuje tu jednak mroczna atmosfera, w której czają się... no właśnie, co? Na pewno groźni przeciwnicy, z którymi przyjdzie zmierzyć się bohaterowie. Tym groźniejsi, że wydają się pochodzić z pogranicza jawy i snu. Co warte odnotowania: autor zręcznie żongluje napięciem, udzielając go czytelnikowi po trochu. Wpierw akcja biegnie niespiesznie, choć naturalnie nie oznacza to, że brakuje mocnych wrażeń, by stopniowo narastać i narastać. W pewnym momencie napięcie było u mnie tak głębokie, że wręcz chciałam, by w końcu wydarzyło się to COŚ do czego zmierza akcja książki i było już po wszystkim...

Lektura powieści Mikela Santiago to spotkanie z dobrym warsztatem pisarskim, dużą fantazją i sprawnie nakreśloną fabułą. Nie znajdziecie tutaj klimatycznych miasteczek jak z powieści Kinga, na to miejsce jest surowa, opuszczona wyspa, gdzie wydarzyć może się dosłownie wszystko. Santiago nie epatuje opisami, a jednak całą tę scenerię miałam przed oczyma. Myślę, że to już bardzo wiele mówi o jego piórze. Polecam miłośnikom mrocznych historii!