czwartek, 30 stycznia 2014

96. Ewa Ostrowska ZABIĆ PTAKA

Niepozorna książeczka, a tyle emocji...


Twórczość Ewy Ostrowskiej lubię. I to lubię bardzo. Zaprzyjaźniłyśmy się przy okazji lektury "Co słychać za tymi drzwiami", rewelacyjnej powieści, którą odkryłam w skrzyni ze skarbami na własnym strychu. Przeczytałam ją wiele razy, między jej stronami były pajęczyny, a kartki brudziły moje dłonie kurzem. Nie przeszkadzało mi to, bo opowiedziana historia była z gatunku tych ważnych...

Ale dziś chcę napisać o powieści "Zabić ptaka", niepozornej książeczce, którą odkryłam na półce bibliotecznej przy okazji ostatniej wizyty. 

Matka Oli Marciniak odeszła niespodziewanie. W jednej chwili podawała rodzinie półmisek z mięsem, a w następnej leżała na podłodze wpatrując się w córkę i męża niewidzącym spojrzeniem. Umarła - tak jak żyła - cicho i wręcz przepraszająco. Po jej śmierci dziewczyna uświadomiła sobie, że matka była w domu traktowana jak "robol", służąca, która poda, posprząta i usunie się w kąt. Z bólem dochodzi do wniosku, że także ona - na podobieństwo ojca - traktowała w ten sposób matkę. Bez jednego ciepłego słowa, bez podziękowania, bez wyręki. I że nic o własnej marce nie wie. Czy chorowała? Kim była jej rodzina? Jakie zainteresowania miała? Czy to z poczucia wstydu, żalu, czy traktując to jako sposób na przeżycie żałoby - Ola podąża niewidzialnymi śladami własnej matki i dokonuje w sobie przemian. Otwiera oczy. 
Równocześnie w liceum, w którym uczy się Ola, pojawia się nowy uczeń - syn naczelnika. Od początku traktowany jest z wielką wrogością, szykanowany. Czy Ola znajdzie w sobie odwagę, by stanąć po stronie niesłusznie dręczonego kolegi?


"Zabić ptaka" to wspaniała książka o dojrzewaniu i o przemianach zachodzących w życiu młodej dziewczyny. Jest opowieścią trochę smutną, trochę gorzką, aż do bólu prawdziwą. Wzruszającą i wyzwalającą w nas kaskadę emocji. Podczas lektury nie sposób okiełznać tych emocji. Autorka potrafi zajrzeć w człowieczą duszę i uzewnętrznić to, co jest schowane w najciemniejszych jej kątach. 

Nie można nazwać tej książki ładną. Nie jest napisana pięknym językiem, nie chwali urody polskich krajobrazów czy bohaterskich cech charakteru. Wprost przeciwnie. Historia odsłania to, czego być może trochę się wstydzimy, co odpychamy, jakby tego nie było. Ludzką zawiść, małostkowość, chciwość, zazdrość. Uczucia odległe od ładnych i przyjemnych. Na szczęście jest też mały promyczek nadziei. Przemiana jaka dokonuje się w głównej bohaterce, to że uświadamia ona sobie swoje błędy, że ich żałuje... daje jakiś mały przedsmak radości. Zachęcam do zapoznania się z historią Oli i innych bohaterów Ewy Ostrowskiej...



wtorek, 28 stycznia 2014

95. Kathryn Stockett SŁUŻĄCE

Jedno muszę zaznaczyć na początku: nie lubię tej kolejności. A w przypadku Służących najpierw obejrzałam film, a potem dopiero przeczytałam książkę. Co jednak zrobić, gdy się człowiek nie może powstrzymać, w bibliotece powieści brak, podobnie jak funduszy na własną? Obejrzałam, przeczytałam i nie żałuję :)



Film był piękny, poruszający... a książka? Na ogół bywa tak, że książka jest lepsza, prawda? Na palcach jednej ręki mogę policzyć te obrazy, które okazały się lepsze niż ich książkowy pierwowzór. W przypadku Służących stwierdziłam, że wychodzi na remis. Co prawda scenarzyści musieli co nieco skrócić, coś wyciąć, ale tak wiernie oddali klimat książki i wydarzeń z jej kart, że mogę im to "coś niecoś" wybaczyć. Dziś jednak nie o filmie ma być, a o książce, więc muszę się pilnować, żeby co chwila nie porównywać.

Uwielbiam klimat południa Stanów i bardzo chętnie czytuję książki, których akcja się tam toczy. Zawsze wydaje mi się, że opisane miejsca są żywsze, barwniejsze, postaci dynamiczne. Dlatego, gdy tylko usłyszałam o powieści Kathryn Stockett, wiedziałam, że muszę  ją przeczytać. 

Lata sześćdziesiąte w tamtym rejonie były bardzo burzliwe. Część białych nie chciała dopuścić do tego, by dokonały się zmiany, w czarnych widzieli jedynie tanią siłę roboczą, pół-ludzi, którzy różnią się od nich nie tylko kolorem skóry, ale zapadają na inne choroby, roznoszą zarazki, nie zasługują na dobre słowo, czy przejaw życzliwości. Równocześnie te zmiany już się dokonywały, czarni dopominali się o swoje prawa, studiowali, dążyli do tego, by żyć godnie. Wspierała ich garstka białych osób, takich jak Skeeter bohaterka Służących...

Opowieść zostaje przedstawiona z perspektywy trzech kobiet zamieszkujących miasteczko Jackson w stanie Missisipi. Skeeter, córka właściciela plantacji bawełny wraca do domu po ukończeniu studiów. Nie chce poddać się scenariuszowi, jaki szykuje dla niej południowa mentalność. Nie marzy o tym, by złapać męża i rodzić rozkoszne dzieci. Chce pisać. Na początek otrzymuje rubrykę z poradami domowymi - bo o czym innym może pisać kobieta? Skeeter nie zna się jednak na prowadzeniu domu, wszak całe życie miała służącą. W pisaniu pomaga jej Aibileen, czarnoskóra pomoc jej przyjaciółki. Widząc jak jej przyjaciółki traktują swoje pomoce, Skeeter zaczyna myśleć, by wydać książkę z perspektywy czarnej służby. Wspierają ją ciepła i sympatyczna Aibileen i wygadana, jędzowata Minny. Co z tego wyniknie?

Służące to fantastyczna i ciepła opowieść, aż ciężko uwierzyć, że traktuje o tak wielkich podziałach i niesprawiedliwości. Jako debiut autorki zasługuje na szczególne uznanie, gdyż w tej książce naprawdę "nie czuć" debiutu. Została napisana pewną ręką, dopracowana i nacechowana autentyzmem. Kathryn Stockett nadała swoim bohaterkom charakterystycznych rys, dzięki czemu powstały nietuzinkowe postaci, dzielne i mądre kobiety, które wzbudzają sympatię, współczucie, ale także i podziw czytelnika. Ich sposób wysławiania się, maniery, mimika, wszystko zostało wiernie oddane. Jedynie postać Celii w książce nie przypadła mi do gustu, w filmie wydala mi się wyraźniejsza (wiem, miałam nie porównywać, ale to była moja ulubienica :P) 

Chociaż Służące czytają się świetnie, nie potrafiłam tej książki "połknąć szybko". Nie wiem, czy mnie rozumiecie, ale niemal każdy rozdział zmuszał mnie do refleksji i sprawiał, że na chwilę wymykałam się do tamtego świata. Po zakończeniu lektury jeszcze raz obejrzałam film. Kocham i polecam. Jedno i drugie. 

Zapraszam i na kilka słów o filmie :)


Wyd.Media Rodzina 
Stron: 581

środa, 22 stycznia 2014

94. Tanya Valko ZRÓB MNIE MŁODSZĄ ZRÓB MNIE PIĘKNIEJSZĄ

Czy fanki "arabskiej serii" spodziewały się, że spod ręki Tanyi Valko wyjdzie powieść o operacjach plastycznych? Myślę, że nie :)


Jak pewnie większość czytelniczek, swoją przygodę z twórczością autorki rozpoczęłam od "Arabskiej żony". Opowieść o trudnej miłości polki do Libańczyka podbiła serca licznych czytelniczek. Mnie także spodobał się lekki styl pisarki i z przyjemnością szukałam kontynuacji historii w kolejnej części. Na chwilę obecną zapoznałam się z dwiema "arabskimi", przypuszczam, że jeśli trafi mi się w bibliotece, przeczytam następne. Póki co niespodziewanie trafiłam na półce na inną powieść Tanyi Valko i wypożyczyłam ją, gdyż ogarnęła mnie ciekawość, jak pisarka sprawdza się w innej literaturze. "Zrób mnie młodszą..." dość długo leżało na mojej półce, nie czułam jakoś na nią ciśnienia. W końcu jednak wyczerpałam wszystkie książki z bibliotecznej półki i wzięłam się za lekturę.

Książka opowiada o grupie przyjaciół w średnim wieku, która boryka się z codziennymi problemami. Każdy z nich ma jakieś kompleksy związane ze swoim ciałem, wyglądem i nie zamierza się z tym pogodzić. Poddają się więc operacjom plastycznym, które zmieniają ich wygląd. Czasami zabiegi przebiegają bez komplikacji, zdarza się jednak, że pacjenci okupują je wielomiesięcznym cierpieniem. Na szczęście autorka wplotła w swoją powieść wątki obyczajowe, inaczej ta książka stałaby się jednym wielkim zapisem z sali operacyjnej. I tak naprawdę tylko jej lekki styl i ciekawość, co stanie się z tymi ludźmi popychały mnie do dalszej lektury.

Kiedy skończyłam czytać i przeanalizowałam powieść, stwierdziłam, że autorka namieszała jak w garnku z gulaszem. Bo czego tutaj nie znajdziemy? Mamy bogatych ludzi, nieudane małżeństwa, alkoholizm, narkotyki, zbuntowane dzieci, syna geja, córkę lesbijkę, związek z dużo młodszym mężczyzną, dziecko pozamałżeńskie, emigrację za chlebem do krajów arabskich, przystanek Woodstock, a na koniec dramatyczną śmierć w szpitalu. Plus oczywiście cala masa zabiegów plastycznych, od nosa po brzuch, aż dziw bierze, że żadna z pań nie zrobiła sobie plastyki narządów rozrodczych... Według mnie za dużo tego jak na jedną książkę, z pewnością autorka chciała nam urozmaicić, ale wyszedł jej... nawet nie gulasz a bigos.

Jak dla mnie książka przeciętna i nie polecam :) Ale jeśli ktoś interesuje się tematyką chirurgii plastycznej, może go zainteresować. Szczególnie, że na końcu autorka przygotowała coś a la poradnik. Nie czytałam, bo mi nie potrzebne :)


sobota, 18 stycznia 2014

93. Elżbieta Jodko- Kula ZDRADY I POWROTY

Książka tak prawdziwa, że aż boli....



W rodzinie pojawiła się śmierć, burząc uporządkowane układy. W chwili odejścia Ewy każdy członek rodziny przyjął zupełnie nową rolę. Mąż, któremu coraz trudniej było zdjąć rękę z butelki. Córka, dorosła kobieta, która przejęła rolę gospodyni swojego ojca i we wszystkim go wyręczała. Syn, lekkoduch, któremu brakowało ciepła, jakie otrzymywał tylko od rodzicielki. Nawet siostra zmarłej, kryjąca w sobie zadawnione żale i niedopowiedzenia... Niespodziewany list do zmarłej sprawia, że na światło dzienne zaczynają wychodzić długo skrywane tajemnice i kłamstwa, burząc tym samym utarte schematy ale i niosąc nadzieję na prawdę i odkupienie win z przeszłości...


Ile osób, tyle historii. I rzeczywiście: choć losy bohaterów powieści Elżbiety Jodko- Kuli krzyżują się ze sobą, wiążą i plączą, i tak każdy z nich ma do opowiedzenia swoją własną historię. Każdy z nich tłumi w sobie uczucia i potrzeby, dusi się od skrywanych tajemnic i kłamstw. I choć pozornie wydaje się, że wiele ich dzieli, tak naprawdę łączy ich więcej niż mogliby podejrzewać. W chwili, gdy na światło dzienne wyjdzie długo skrywana tajemnica, coś zacznie się zmieniać. Bohaterowie przejdą głęboką przemianę, uświadomią sobie to, co do tej pory podświadomie spychali na dno swojego umysłu, odpowiedzą sobie na ważne pytania, nauczą się przebaczać i na nowo żyć. Czy jednak każdemu będzie to dane?

Zdrady i powroty to mocno refleksyjny obraz rodziny, która ma problem ze swoją emocjonalnością, nie potrafi ze sobą rozmawiać ani przebywać, wydaje się nawet nie lubić. Zadawnione pretensje i żale, odrzucenie, zdrady i kłamstwa - to wszystko znajdziemy na kartach tej powieści. Wszystko zostało zamknięte przede wszystkim w rozmowach i spotkaniach bohaterów, akcja książki sporadycznie wychodzi poza ściany ich mieszkań. Tak jakby autorka chciała podkreślić, że najważniejsze jest nie to, co robią, ale co myślą i jak zachowują się względem siebie. Historia jest pełna dramatyzmu, powiedziałabym, że momentami bardzo smutna. Czytelnikowi ciężko przejść nad nią do porządku dziennego i nie opowiedzieć się po stronie któregoś z bohaterów. 

Było to moje pierwsze spotkanie z twórczością autorki i muszę przyznać, że spotkanie udane. Fabuła powieści nie jest może lekka i przyjemna, gdyż dotyczy przykrych i bolesnych spraw, ale została podana w miły dla czytelnika sposób. Elżbieta Jodko - Kula jest pedagogiem i socjoterapeutką. Z jej książek przebija zdolność obserwacji ludzkiej psychiki i zachowań. 

Polecam! 

Wydawnictwo Szara Godzina 2014
Str.255

Za możliwość przeczytania powieści dziękuję 






środa, 15 stycznia 2014

92. Ana Veloso WOAL

Jedna z tych powieści, która zabiera nas w tak piękną podróż, że aż żal z niej powracać...


Powieść Woal Any Veloso zwróciła moją uwagę piękną i egzotyczną okładką. Przeczuwałam, że książka kryje w sobie wiele tajemnic. A także, że zatapiając się pomiędzy jej kartki, wyruszę w niezwykłą podróż do odległych czasów i dalekich miejsc. Razem z bohaterami niezwykłej opowieści przeżyję egzotyczną przygodę niczym z Baśni 1001 nocy, choć osadzoną w znacznie w bliższych nam czasach...

Indie, rok 1632. Młody Portugalczyk Miguel Ribeiro Cruz przybywa do kolonii, by na miejscu dopilnować rodzinnych interesów, a przy okazji uciec przed skandalem, jaki dotknął go w Lisbonie. Na miejscu poznaje tajemniczą donę Ambę, kobietę, której twarzy nikt nigdy nie widział, gdyż zawsze skrywa ją błękitny woal. Na temat jej powierzchowności krąży wiele legend: jedni mówią, że jest potwornie oszpecona, inni że uderzająco piękna... Nikt nie wie, kim jest, ani skąd przybyła. Miguel za wszelką cenę pragnie zobaczyć oblicze Amby. Nie wie, że tym samym ściąga niebezpieczeństwo na nią i siebie samego. 

Tak jak się spodziewałam, książka była pełna tajemnic i egzotyki. Niczym skrzynia skarbów wyrzucała co chwila nowe "perełki". Tymi perełkami były przede wszystkim szczegóły dotyczące Orientu, kultury i tradycji hinduskiej, której do tej pory nie poznałam dobrze. Z przyjemnością więc zaczytywałam się, uzupełniając swoją wiedzę. Z pewnością nie dostatecznie, jednak uwielbiam dowiadywać się nowych rzeczy, książki są ku temu świetną sposobnością. Szczególnie te książki, które są tak bogate jak Woal. 

Osią fabuły jest oczywiście uczucie, jakie połączyło tajemniczą Ambę i młodego Portugalczyka, miłość pozornie niemożliwa, gdyż na drodze stały jej kultura, kolor skóry i zobowiązania. W tle tego uczucia toczyło się jednak życie dwóch warstw społecznych i kulturowych: bogatych kolonizatorów, bogatych Hindusów i biednych mieszkańców miasta. Czy to bogaci czy biedni musieli się zmagać z zarazami, chorobami, łaską natury i aury, a także z inkwizycją, która pod płaszczykiem wiary katolickiej pozwalała sobie na coraz okrutniejsze rozboje...

Woal jest powieścią obszerną, barwną, pełną emocji i pasji. Kiedy ją czytałam, nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że jest napisana po prostu doskonale ( a może tłumaczona?), każde słowo idealnie współgrało z kolejnym, układając się w przyjemne zdania. Być może to talent autorki, której do tej pory nie poznałam, ale po której inne dzieła, chętnie sięgnę w przyszłości. Polecam :)




czwartek, 9 stycznia 2014

91. Nick Spalding MIŁOŚĆ Z OBU STRON

Jeśli zabieracie się za lekturę tej książki, mam dla was jedną bardzo dobrą radę. Odłóżcie wszelkie przekąski i napoje poza zasięg rąk! Tak często będziecie parskać niekontrolowanym śmiechem, że kartki powieści są poważnie zagrożone!



Nick Spalding twierdzi, że chociaż się stara, nie jest w stanie napisać niczego poważnego. I wiecie co? Ja mu wierzę! To ten typ, który na imprezach opowiada świetne dowcipy i nigdy nie spala ich puenty, na głupawą zaczepkę ma zawsze dowcipną  ripostę i podejrzewam, że nawet gdy sytuacja tego wymaga nie potrafi zachować powagi. Urodzony dowcipniś, który na (nasze) szczęście wziął się za pisanie komedii!

Miłość z obu stron to zapis żmudnego procesu poszukiwania "drugiej połówki" przedstawiony z perspektywy kobiety i mężczyzny. Jak się okazuje odnalezienie wielkiej miłości, to nie taka prosta sprawa, o czym przekonują się Jamie i Laura. Dwójka singli, o których śmiało można powiedzieć, że są już mocno zdesperowani, rzuca się w wir spotkań, które mają przybliżyć ich ku znalezieniu wymarzonego partnera. Każda z randek niesie nowe doświadczenia, niektóre są niebezpieczne, inne szokujące, a jeszcze inne tak śmieszne, że niekontrolowane parsknięcia - o których wspomniałam wam na początku - są nie do powstrzymania...  Pewnego dnia ta dwójka trafi na siebie i choć może się to wydawać happy endem, tak naprawdę to dopiero początek kłopotów. 

Muszę się wam przyznać, że ogromnie lubię się śmiać. Dobre komedie mogę oglądać bez końca. Jednak ta książka, jest pierwszą, przy której bolały mnie usta. Tak, tak, od zupełnie bezwiednego szczerzenia się do kartek, spomiędzy których co chwila wyskakiwała nowa anegdota. Miłość z obu stron jest jedną wielką beczką śmiechu i jeśli lubicie troszkę porechotać, szukacie powieści, która poprawi nastrój, pomoże się rozluźnić, rozśmieszy do potęgi - to może być ta książka. 

Nick Spalding ma niezwykły dar do snucia opowieści i jego książkę po prostu pochłonęłam. Świetnie odnalazł się w prowadzeniu narracji w dwóch perspektywach, wyraźnie zarysowując część męską i żeńską. Swoje wynurzenia Jamie zamieszcza na blogu, Laura pisze z kolei pamiętnik adresowany do nieżyjącej matki. Oboje dzielą się z czytelnikiem swoimi przemyśleniami i wątpliwościami, równocześnie subtelnie odsłaniając rysy swoich osobowości.  Pierwsze skojarzenie, jakie może się Wam nasunąć po przeczytaniu tytułu i zerknięciu na okładkę, to komedia romantyczna. Jednak nie znajdziecie tutaj przesłodzonych scenek, a przynajmniej nie są one do końca słodkie. Momentami słownictwo jest bardzo mocne, podobnie jak opisywane sceny seksu. Wszystko jest jednak okraszone humorem, przed którym ciężko się obronić. 
Dla mnie książka jak najbardziej na plus! Dużym bonusem była zapowiedź dalszych losów bohaterów w kolejnej książce autora oraz pierwszy rozdział tej opowieści :)

ps, Mam nadzieję, że na podstawie tej książki zostanie nakręcony film. MUSZĘ go obejrzeć :)

Wydawnictwo Muza SA 2013
Stron 303

Za możliwość przeczytania książki dziękuję




wtorek, 7 stycznia 2014

90. Jean-Christophe Grange LAS CIENI


Mieć na półce własną powieść Granga i nie przeczytać jej przez ponad rok? Nienormalne. A przynajmniej dziwne. Jednak Las Cieni czekał na swoją kolej naprawdę długo...
Dlaczego?

Paryżem wstrząsa seria wyjątkowo okrutnych, noszących znamiona kanibalizmu morderstw. W śledztwo nieoficjalnie angażuje się sędzia śledcza Jeanne Korowa. Z podsłuchu założonego w gabinecie młodego psychiatry dowiaduje się o tajemniczym Joachimie, w którego wnętrzu rzekomo żyje drugi człowiek, dotknięty autyzmem i wyjątkowo brutalny. Wkrótce zostaje popełnione kolejne morderstwo a psychiatra znika. Jeanne łączy te fakty i rusza w ślad za mordercą do Ameryki Południowej. To tam na niesławnych bagnach leży Las Cieni, upiorne miejsce gdzie żyje prymitywny lud kanibali... Rozwiązanie tajemnicy kryje się w krwawej przeszłości Argentyny....


Już dawno nie czytałam tak wciągającej, choć miejscami przerażającej historii. Tym bardziej jestem na siebie zła, że Las cieni leżał na mojej półce dość długi czas, a ja go omijałam, sięgając po inne książki. Zawsze jednak spieszę z książkami z bibliotekami, pierwszeństwo mają także egzemplarze recenzencie. Przez to cierpią książki, które sama zakupiłam. A Granga obiecałam sobie kupować, bo to jeden z moich ulubionych autorów i z przyjemnością witam jego książki na własnej półce :)

Jeszcze nigdy nie zawiodłam się na twórczości autora. Tylko raz zdarzyło mi się odłożyć jego książkę, ale tylko dlatego, że danej chwili wydała mi się zbyt okrutna. Spodziewałam się wtedy dziecka i czytane książki przeżywałam jeszcze bardziej emocjonalnie. Nie mam jednak wątpliwości, że do niej wrócę, gdyż powieści Granga mają w sobie jakąś siłę przyciągania i po prostu uwielbiam je czytać.

Las cieni jest kolejną genialnym thrillerem autora. Mamy do czynienia z niezwykle brutalnymi zbrodniami, zostają zamordowane trzy młode, pozornie niepowiązane ze sobą kobiety. Morderca dokonuje aktu kanibalizmu. Wydaje się być złem w czystej postaci. Dość szybko czytelnik pojmuje, że być może ma do czynienia z czymś więcej niż ogarniętym żądzą mordu człowiekiem. Że dokonane zbrodnie prowadzą do spirali tajemnic, niezwykle niebezpiecznych i brutalnych, powiązanych z ludobójstwem w Argentynie...

Trzyma w napięciu dosłownie do ostatniej strony, sprawia, że nerwy napięte są jak postronki. Wydarzenia tak straszne, że aż nieprawdopodobne. Lecz nawet jeśli wydają się nam nieprawdopodobne, niezwykle realistyczne pióro autora wręcz zmusza nas byśmy przyjęli jego historię za pewnik. I przyjmujemy. U Granga to co nieprawdopodobne, nabiera charakteru, siły. Autor nie bawi się z nami w słodkie pół-prawdy, sprzedaje nam świat zbrodni jakim jest, nie ma dla niego tematu tabu i za to go cenię.

Nie będę się rozpisywać na temat mocy jego pióra, charakteru, który sprawia, że jego książki wciągam w siebie jak haust powietrza. Są dobrze napisane, więc czyta mi się je lekko i szybko. Nieco za szybko, bo lubię dobrą książkę smakować, a powieści Granga wsysam. Dzięki niemu odbywam podróże, o jakich nawet nie myślałam, podróże do dziwnych miejsc i okrutnych czasów.

Polecam z całego serducha. Ale tylko czytelnikom o naprawdę mocnych nerwach.

niedziela, 5 stycznia 2014

89. Edyta Świętek WSZYSTKIE KSZTAŁTY UCZUĆ


Jak tytuł wskazuje, książka jest przepełniona uczuciami. Bardzo różnymi uczuciami. I przez to jest życiowa, codzienna i po prostu ciekawa.

Do podkrakowskiej wsi przybywa Klaudia, młoda nauczycielka mająca rozpocząć pracę w tutejszej szkole. Dziewczyna skrywa w sobie wiele bolesnych tajemnic związanych z domem, w którym się wychowała i rodziną. Już pierwszego dnia wzbudza zainteresowanie w Dawidzie, nieco nieśmiałym i zakompleksionym artyście. Pomiędzy młodymi kiełkuje serdeczna przyjaźń, która może przerodzić się w coś głębszego. Jednak uczucia lubią się komplikować i przybierać różne kształty. Jak zatem potoczą się losy tych dwojga?


Powieść Wszystkie kształty uczuć otrzymałam w prezencie - wraz z piękną dedykacją od autorki. I bynajmniej nie mam zamiaru jej recenzować, bo jak to tak, recenzować prezent? Jednak lekturze tej książki towarzyszyło wiele emocji  i dlatego postanowiłam napisać kilka słów.

Historia Klaudii i Dawida szybko trafiła w moje serce. Dlaczego? Bo jest to jedna z tych życiowych powieści, które stają się bliskie czytelnikowi. Czytelnikowi, który nie oczekuje wielkiego świata i przygód, ale z przyjemnością zanurzy się w zwykłym codziennym życiu ludzi mieszkających gdzieś na południu Polski. Czytelnikowi, który chętnie pozna zakręty ludzkiego losu i wraz z bohaterami przeżyje radości i dramaty. Polubi ich na tyle, że z niecierpliwością zacznie wypatrywać zmian w ich życiu. Właśnie takiemu czytelnikowi poleciłabym przeczytanie tej powieści!

Autorka nie funduje w niej przesłodzonych obrazków. Wprost przeciwnie, jej bohaterowie muszą zmierzyć z życiowymi trudnościami, a także poradzić sobie z bolesną przeszłością, która rzuca cień na dorosłe życie. Trudne wybory, życiowe dylematy, ból i rozpacz, ale także miłość, przyjaźń, namiętność i lojalność - to wszystko znajdziemy w powieści Edyty Świętek. Do tej pory znałam jej twórczość od strony prześmiesznej historii Madzi Kociołek, teraz poznałam zupełnie nowe oblicze autorki. Wiem, że potrafi napisać mądrą, poważną i życiową książkę, że wychodzi jej to naprawdę świetnie. Mam ochotę ukatrupić ją za perypetie, jakimi obdarzyła swą bohaterkę, no ale co zrobić? Jeśli ukatrupię, to więcej nic nie napisze, więc może lepiej się powstrzymam :)

Jakiś czas temu postanowiłam, że nie będę stawiać ocen przeczytanym książkom. Jeśli ktoś jest ciekaw, jak oceniam w skali gwiazdkowej, zapraszam na profil na Lc. Tutaj będę opisywać, co mnie ujęło, zachwyciło, lub wprost przeciwnie :)) Także i tej powieści nie stawiam oceny, ale po prostu polecam :)




czwartek, 2 stycznia 2014

88. William P.Young CHATA


Sama nie wiem, czego spodziewałam się po tej powieści, ale chyba nie tego...

Córka Macka, Missy, została porwana i brutalnie zamordowana. Ślady prowadzą do opuszczonej, zrujnowanej chaty, gdzieś nad jeziorem w Oregonie, jednak ciała dziewczynki nigdy nie odnaleziono. Mijają lata. Mackenzie i jego rodzina przeżywają wielki smutek i nie potrafią pogodzić się ze śmiercią dziewczynki. Pewnego dnia Mack otrzymuje list, w którym ktoś - prawdopodobnie Bóg - zaprasza go do chaty. Choć wydaje się to zupełnie zwariowanym pomysłem, lub sprytnie zastawioną pułapką, Mack rusza do miejsca, gdzie prawdopodobnie zginęła jego córka. Na miejscu spotka Boga w takiej postaci, jakiej się z pewnością nie spodziewał...


Mojej lekturze Chaty towarzyszyły różne emocje, nie potrafię nawet jednoznacznie powiedzieć, co mi się w tej książce podobało, a co przeciwnie. Wymyka się ona wszelkim ograniczeniom. Nie umiem określić jaki typ literatury reprezentuje. Jedno wiem jednak z pewnością - ta książka skłoniła mnie do wielu przemyśleń!

Obraz rodzica załamanego po śmierci dziecka znamy nie od dziś. Jest to częsty motyw przewodni w literaturze i kinie. Tym razem do czynienia mamy także z załamaniem wiary i z sytuacją gdy z pomocą przychodzi sam Bóg. Modląc się do Niego i składając prośby, liczymy raczej na interwencję nadprzyrodzoną, chyba nikt nie liczy się z tym, że Bóg zjawi się tuż obok, chwyci za rękę i pomoże pokonać trudności. Young sprowadza jednak Boga na ziemię i wysyła go na spotkanie ze swoim bohaterem. Po raz pierwszy lamie więc stereotypy - bo przecież Stwórca nie zjawia się ot tak! Jak się jednak okazuje, nie jest to jedyna rzecz, jaką autor nas zadziwia...

Bo jak wyobrażamy sobie Boga? Najczęściej jako siwego starca z długą brodą, w obfitej szacie - taki wizerunek przekazywany nam jest przez mistrzów malarstwa, ilustratorów książek... Young pokazuje, że Bóg może być kimś zupełnie innym, porzucić postać statecznego mężczyzny, wkraść się w zupełnie inne ciało i pokazać się nam z zupełnie nieoczekiwanej strony, zaskoczyć zachowaniem, słowami, gestami...

Nie chcę zdradzać zbyt wiele, więc przejdę już do podsumowania. Chata to zapis spotkania, jakie odbywa się w opuszczonej ruderze pomiędzy złamanym psychicznie człowiekiem a samym Bogiem. Pada tutaj wiele pytań, na które my sami chcielibyśmy znać odpowiedź, poruszane jest wiele interesujących kwestii dotyczących wiary jak i samego życia. Książka  trochę monotonna, choć budziła wiele ciepłych uczuć. Myślę, że dla mnie zbyt delikatna, ale równocześnie nie wyobrażam sobie, że mogłaby być inna....

Wydawnictwo Nowa Proza
Stron 281