poniedziałek, 29 września 2014

164. Bożena Gałczyńska-Szurek WIECZNOŚĆ BEZ CIEBIE


Czy zdarzyło Wam się kiedyś, że za sprawą czytanej książki weszliście do innego świata? Moim kluczem do innego świata stała się powieść
Wieczność bez ciebie...

W Zamościu ma odbyć się ślub pary imigrantów: wywodzącego się z miejscowej arystokracji hrabiego Adama i pięknej pani adwokat Kamili. Zjeżdżają się nowożeńcy i goście. Niespodziewanie w miejscowym hotelu dochodzi do zagadkowego morderstwa, które wydaje się być powiązane ze zbliżającą uroczystością. Toczące się śledztwo prowadzi do rozwiązania starej tajemnicy rodowej. Przebywająca na urlopie w Polsce Klara, agentka Interpolu, pomaga policji rozwiązać tajemniczą zagadkę.

Powieść Wieczność bez ciebie podbiła moje serce już przy pierwszych stronach, a wszystko za sprawą niesamowicie nakreślonej sceny będącej otwarciem powieści. Autorka odmalowała ją tak żywo i wyraźnie, że poczułam, jak wchodzę do wykreowanego przez nią świata. Nastrój tej chwili uderzył we mnie. Czułam sielski spokój starego cmentarza i unoszące się w powietrzu tajemnice. Czułam niepokój, nie wiedząc, co wydarzy się za parę chwil, równocześnie pragnąc pospieszyć akcję, by wyjść temu naprzeciw. Cudowne uczucie!

Przez dłuższy czas miałam problem z zakwalifikowaniem tej powieści do jednego gatunku i ostatecznie się poddałam. Nie można tego uczynić. Dochodzi do morderstwa i jest prowadzone śledztwo - więc mamy do czynienia z kryminałem. Przedstawia ludzkie dramaty i słabostki - niczym rasowa obyczajówka. Oprowadza po Zamościu niczym doskonały przewodnik. A do tego zapewnia czytelnikowi lekcję historii, której nie powstydziłby się dobry nauczyciel - i to bynajmniej nie tylko historii Zamościa, ale i Polski. Jeśli dodamy do tego liczne ciekawostki i anegdoty dotyczące miasta i regionu - oznaczone szczegółowymi ale nie nachalnymi przypisami wydawcy - wyjdzie interesująca wielotorowa powieść, która ma szansę spodobać się wielbicielom różnych gatunków.

Za największy atut powieści Bożeny Gałczyńskiej-Szurek uznaję właśnie ten niesamowity klimat Zamościa oraz tajemnice, które zdominowały jej fabułę. Wieczność bez ciebie nie jest powieścią dynamiczną, ale posiada swój niespieszny urok, którym można powoli się delektować. Tajemnica pogania tu tajemnicę, kryjąc się przed czytelnikiem w urokliwych zakątkach Perły Renesansu. Jest spokojnie, momentami sielsko, ale z dużą dawką emocji. Ciekawie odmalowani bohaterowie zachęcają, by ich lepiej poznać. Niektórych czytelnicy mogą kojarzyć z wcześniejszych powieści autorki, innych dopiero poznają. Jedni wzbudzają sympatię, innym ma się ochotę wybić zęby. Jest naprawdę ciekawie, a momentami nawet zabawnie.

Ta powieść wydaje się być wprost stworzona dla miłośników rodzinnych tajemnic, historii i klimatycznych opowieści. Niebanalna fabuła, piękna sceneria i snująca się po mieście smużka magicznej mgły. Pobudza wyobraźnię, pozwala się rozmarzyć, przywołuje rozkoszny dreszczyk... Na krótką chwilę przenosi do innego świata. Polecam gorąco!

Dziękuję!





sobota, 27 września 2014

163. Michelle Cohen Corasanti DRZEWO MIGDAŁOWE


Każdego dnia docierają do nas potworne wieści dotyczące wojny. Lecz nawet jeśli śledzimy programy informacyjne i najnowsze wydarzenia, nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie, co przeżywają osoby, które z wojną żyją oko w oko. Cywile, kobiety i dzieci.

Właśnie z takim życiem zmaga się Ahmad, którego poznajemy jako małego chłopca. Dla Ahmada wojna i konflikt izraelsko-palestyński są codziennością. On i jego bliscy obserwują, jak stopniowo ich rodzina jest pozbawiana każdego przywileju: majątku, domu, a przede wszystkim swobody i praw. Zamieszkują w niewielkiej chatce obok wielkiego migdałowca. Drzewo to odegra w historii niebagatelną rolę. Stanie się miejscem do zabaw, przyjacielem, punktem obserwacyjnym, a w pewnej chwili również i żywicielem rodziny. W dniu swoich dwunastych urodzin Ahmada dotyka wielkie nieszczęście. W wyniku nieprzemyślanych działań chłopca ginie jego siostra, a ojciec uznany za terrorystę trafia do więzienia. Na barki Ahmada spada obowiązek utrzymania rodziny. Równocześnie nieprzeciętnie inteligentny chłopak nie porzuca marzeń o studiach matematycznych i lepszym życiu dla swoich bliskich.

Bardzo trudno jest ubrać w słowa emocje, które towarzyszyły mi podczas lektury tej powieści. Był ich ogrom, zdarzały się chwile, gdy brały mnie we władanie. Przelewały się łzami i odznaczały chwilami milczenia, gdy musiałam zamknąć książkę i po prostu pobyć w ciszy. Jednak ogromnie cieszę się, że poznałam tę historię, według mnie to książka, która ludziom po prostu jest potrzebna. By mogli sięgnąć myślą nieco dalej niż srebrzysty ekran telewizora. Nie twierdzę, że Drzewo Migdałowe ukaże całe tło konfliktu, o którym większość z nas nie ma bladego pojęcia. Jednak z pewnością podkreśli jego ludzką stronę. Tę, po której znajdują się cywile, kobiety i maleńkie, bezbronne dzieci...

Michelle Cohen Corasanti - autorka powieści Drzewo Migdałowe - jest Żydówką. Zdaję sobie sprawę z tego, że powielam informację, która ukazała się w niemal każdej recenzji tej książki. Jednak w jaki sposób mam pominąć fakt, że tak empatyczny obraz sytuacji Palestyńczyków wyszedł spod pióra osoby, która według założeń miała stać po drugiej stronie barykady? Autorka Drzewa migdałowego sama podkreśla, że to studia na Hebrajskim Uniwersytecie otworzyły jej oczy na dramatyczny los mieszkańców Palestyny.

Drzewo Migdałowe do debiut pisarki, jednak jest to debiut o doskonałym warsztacie, dojrzały i przemyślany. Michelle Cohen Corasanti zadbała o realizm swojej historii: obok przerażających działań wojennych toczy się codzienne życie mieszkańców zakątka, w którym od ponad pięćdziesięciu lat nie ma pokoju. W swojej opowieści autorka przemyca wiedzę na temat miejscowych zwyczajów, obrzędów i świąt. Głównym przekazem Drzewa migdałowego wydaje się być jednak manifest przeciwko podziałom, nienawiści i walkom. Przeciwko rozlewowi krwi, który wciąż pochłania kolejne niewinne ofiary.

Drzewo migdałowe jest  powieścią wzruszającą, emocjonującą i przerażająca. Powieścią o poszukiwaniu swojego miejsca w życiu, o dążeniu do uzyskania podstawowych praw. O wierze, nadziei i przebaczeniu. Pięknie wydaną, zapadającą w pamięć, niezwykłą. Niełatwą, ale potrzebną. Polecam gorąco.

Za możliwość przeczytania dziękuję: 







czwartek, 25 września 2014

162. Heather Graham PORTRET ZABÓJCY

Ashley Montague jest dociekliwą studentką, kończącą edukację w Akademii Policyjnej. Dziewczyna posiada fotograficzną pamięć i wspaniałe zdolności do rysowania. Przejeżdżając autostradą, widzi tragiczny wypadek i zapamiętuje szczegóły miejsca zdarzenia. Kiedy dowiaduje się, że na miejscu ucierpiał jej dawny szkolny kolega, postanawia zaangażować się w śledztwo. Policja podejrzewa, że Stuart pod wpływem narkotyków wbiegł na pas jezdni, ale Ashley jest pewna, że chłopak nie przyjął dobrowolnie żadnych środków. Gdy zaczyna zbierać informacje, odkrywa powiązania między wypadkiem a morderstwami sprzed lat.

Portret zabójcy jest typową powieścią skierowana do kobiecego grona, w której łączy się sensacja i romans. Charakterystyczną cechą dla Heather Graham jest jednak to, że w jej powieściach kryminalnych wątki sensacyjne zdecydowanie przodują i to one tworzą główną fabułę. Tak było w przypadku wszystkich książek autorki, które trafiły w moje ręce. Wątek miłosny zdaje się być tylko uzupełnieniem historii. Na pierwszej linii natykamy się więc na tajemniczą historię wypadku samochodowego, w którym ucierpiał młody chłopak. Jego przyjaciółka Ashley podejrzewa, że został on otumaniony narkotykami i celowo pozostawiony na autostradzie, by doszło do kolizji. Kto jednak to uczynił i dlaczego? Czy coś wspólnego miało z tym dziennikarskie śledztwo, jakie prowadził poszkodowany?

Równolegle do śledztwa prowadzonego przez Ashley, toczy się policyjne śledztwo dotyczące zamordowanej kobiety. Odnalezione ciało nosi te same charakterystyczne cechy, jak miało to miejsce w wypadku przerażających morderstw sprzed lat. W dochodzenie zaangażowany jest Jake Dilessio, policjant mieszkający na łodzi w pobliżu mieszkania Ashley. Pomiędzy tą dwójką wyraźnie coś iskrzy, a że oboje nie mają najłatwiejszych charakterków, momentami robi się naprawdę ciekawie...

Heather Graham potrafi zamknąć przerażającą zbrodnię w powieści napisanej lekko i spójnie. Portret zabójcy jest emocjonującą i wciągającą historią, która naszpikowana jest sensacyjnymi wydarzeniami i sekretami. Nie jest to powieść wielowątkowa i rozbudowana, wprost przeciwnie cechuje ją prostota i dynamika. Jej niekwestionowanym atutem jest zakończenie, które przyznaję - wprawiło mnie w nie lada osłupienie – było tak bardzo dla mnie zaskakujące.


Portret zabójcy został napisany przez autorkę przed niemal dziesięciu laty, mimo to niewiele stracił na swej aktualności. O wyjątkowości tej powieści może świadczyć sam fakt, że w naszym kraju książka ta ukazuje się na rynku wydawniczym nie po raz pierwszy. Polecam powieść Heather Graham miłośniczkom sensacji i napięcia. I troszkę fanom Kryminalnych Zagadek Miami...

Za możliwość przeczytania dziękuję: 



wtorek, 23 września 2014

161. Matt Richtel ZABAWKA DIABŁA

Nat Idle jest beztroskim człowiekiem, który na co dzień chodzi w dziurawym bucie i zajmuje się dziennikarstwem. Tropi różnorodne afery: od medycznych po ściśle kryminalne. Stara się również spędzać czas z dotkniętą demencją babcią. Podczas jednego z ich spotkań w parku, padają strzały. Nat pragnie odkryć, kto może czyhać na życie starszej pani i etatowego blogera. Poszukując rozwiązania zagadki, trafia na ślad afery związanej z przemysłem biomedycznym i eksperymentami na zasobach ludzkiej pamięci. Wszystko wskazuje, że klucz do prawdy tkwi ukryty w pamięci staruszki. Jednak tej pamięci – przynajmniej na pozór – już nie ma...

Ludzka pamięć może kryć wiele tajemnic. Tych, które sami staramy się ukryć i tych, z których istnienia w ogóle możemy nie zdawać sobie sprawy. Bohater Matta Richtela staje przed koniecznością odkrycia tajemnic, które schroniły się w umyśle jego babci. Od tego, czy uda mu się do nich dotrzeć, uzależnione jest bezpieczeństwo jego samego i staruszki. Problem w tym, że Lane Idle zdaje się tracić kontakt z rzeczywistością, a jej pamięć jest bardziej dziurawa niż sito do mąki. Jak wobec tego wydobyć z niej tajemnicę, z której ona sama nie zdaje sobie sprawy?

Powieść Zabawka Diabła to mieszanka dynamiki i emocji, które ogłuszają czytelnika już od pierwszych stron. Początek kusi zapowiedzią groźnej tajemnicy. Jakiej? Nie wiadomo. I co więcej nic nie wskazuje, by autor chciał zdradzić, o co chodzi. Na to miejsce atakuje czytelnika sensacyjnymi wydarzeniami, których tempo i dramatyzm przyprawiają o zawrót głowy. W pierwszej fazie lektury można się nawet nieco pogubić, gdy Matt Richtel usiłuje pośród niebezpiecznych zdarzeń przedstawić Nata Idle i ukazać jego specyficzną więź z babcią. Jednak akcja szybko zostaje uporządkowana, by w następnych rozdziałach demonstrować nam kolejne zagadki i galerię tajemniczych postaci...

Powieść Matta Richtela składa się z wielu wątków, które stopniują napięcie, raz się rozdzielając, by po chwili sprawnie zazębiać. Zabieg ten pozwolił autorowi stworzyć powieść nieprzewidywalną, w której czytelnikowi trudno jest typować trafne zakończenie. Być może wpływ na to ma fakt, że Richtel sięgnął po interesujący zarys fabuły, opierając swoją opowieść na kwestii, o której wciąż wiemy bardzo niewiele: zagadkach ludzkiego umysłu, potencjale pamięci i prowadzonych nad nią badaniach.

Duży plus należy się autorowi Zabawki Diabła za tempo akcji, które nie ustaje właściwie nawet na krótką chwilę. Emocjonujące i tajemnicze wydarzenia wprost popychają czytelnika do przerzucania kolejnych kartek. Na uwagę zasługuje jednak również niesztampowa galeria bohaterów, od niesfornego Nata  po małomównego Bycze Oko. Powieść Matta Richtela otwiera cykl thrillerów, których głównym bohaterem jest Nat Idle i po lekturze Zabawki Diabła wiem, że chciałabym przeczytać pozostałe. Powieść polecam głównie miłośnikom powieści sensacyjnych i thrillerów. Tych thrillerów, gdzie dzieje się naprawdę wiele i nie do końca wiadomo nawet co...

Za możliwość przeczytania dziękuję: 





czwartek, 18 września 2014

Zapowiedzi wydawnictwa Czwarta Strona


Z prawdziwą przyjemnością przedstawiam Wam dzisiaj zapowiedzi  powieści, które niebawem ukażą się nakładem wydawnictwa Czwarta Strona: nowego wydawnictwa na polskim rynku, proponującego książki na leniwe popołudnia, długie wieczory i słoneczne poranki...


Zapraszamy do dworku Longbourn na spotkanie z Elizabeth, Jane, panem Darcym. Postaci znane z kart Dumy i uprzedzenia są jednak tylko tłem dla nowej historii. Głównymi bohaterami są tutaj władcza, aczkolwiek wyrozumiała gospodyni ­– pani Hill, chodząca z głową w chmurach pokojówka Sara oraz tajemniczy służący James, którego pojawienie się w Longbourn diametralnie zmienia życie dziewczyny. Czy na przeszkodzie rodzącego się uczucia staną tylko duma, uprzedzenie i status społeczny?



Sonja Gustavsson nigdy nie była zwykłą kobietą, niezwykły był też jej testament. Jej przyjaciółki są zaskoczone zarówno jej niespodziewaną śmiercią, jak i ostatnią wolą. Czy zaryzykują i wyruszą w podróż po marzenia? Susanne, Rebecka i Maggan prowadziły dotąd spokojne życie w Sztokholmie, jednak Sonja miała co do nich zupełnie inne plany. Wykwintna restauracja w Paryżu, luksusowy hotel w Londynie i malowniczy dom na Majorce to miejsca, które po śmierci przyjaciółki stają się ich codziennością. Na kobiety czeka również miliardowy spadek, jednak najpierw muszą wykonać niełatwe zadania, które na zawsze odmienią ich życie.



Współczesny Londyn. Tamiza wyrzuciła na brzeg ciało młodej dziewczyny. Jedyną wskazówką mogącą pomóc w ustaleniu jej tożsamości jest tatuaż w kształcie serca. Kim jest i dlaczego zginęła?
Janusz Kiszka i Natalie Kershaw ruszają w ślad za mordercą. On – znana postać wśród londyńskiej Polonii, chojrak i niespełniony intelektualista, z solidarnościową przeszłością. Ona­­ – młoda i ambitna pani detektyw. I choć pochodzą z dwóch różnych światów, muszą zjednoczyć siły, żeby złapać mordercę.
Londyn staje się areną śmiertelnej gry, której stawką jest ludzkie życie. Morderca czai się tuż za rogiem. Przeszłość nie daje o sobie zapomnieć. Czy jednak nie jest za późno, by ocalić kolejną dziewczynę?



Telewizyjna adaptacja ich historii stała się przebojem, ale kim są prawdziwi Masters i Johnson? Biografia autorstwa Thomasa Maiera odkrywa sekrety pary, której niezwykłe odkrycia naukowe – oparte na obserwacji czternastu tysięcy orgazmów – wywołały rewolucję seksualną.

Mastersi zaczęli badać ludzką seksualność w czasach, kiedy uważano, że masturbacja prowadzi do impotencji, książki z biblioteki z „pornograficznymi” rysunkami genitaliów mógł wypożyczyć tylko profesor zwyczajny, a pomysł badania kobiety, eksplorowania jej fizjologii i reakcji seksualnej, brzmiał jak prosty przepis na pogrzebanie własnej kariery. Nikt nie miał dość odwagi, by wyjść poza badania królików i małp.





Jak można zauważyć, wydawcy pomyśleli o miłośnikach różnych gatunków książek. 
Ja osobiście nie mogę się doczekać. A czy Wam coś wpadło w oko?




środa, 17 września 2014

160. Kristyn Kusek Lewis SZCZĘŚCIARA

Jak łatwo przychodzi nam oceniać życie innych i zazdrościć im szczęścia!
A co, jeśli wcale nie ma czego zazdrościć?
A to, co mamy za pewnik, okazuje się złudzeniem?


Trzy kobiety. Trzy odmienne życia. Jedna przyjaźń.
Waverly prowadzi maleńką piekarnię i boryka się z problemami własnego biznesu.
Kate wspiera męża w walce o fotel gubernatora Wirginii.
Amy – szczęśliwa żona i matka – skrywa przerażającą tajemnicę.
Każda z nich pozornie wiedzie szczęśliwe życie, ale równocześnie ma swoje sekrety i słabości.
Gdy wszystko zacznie się sypać, jak przysłowiowy domek z kart, przyjaźń zostanie wystawiona na ciężką próbę. Czy jej podołają?



Już sam tytuł powieści Kristyn Kusek Lewis uświadamia nam, jak często pochopnie oceniamy życie innych ludzi i poddajemy się niskiemu uczuciu zazdrości. Jak często używamy określenia „Ona jest szczęściarą”, mając na myśli osobę z najbliższego otoczenia i poddając ocenie, to co widzimy na pierwszy rzut oka. Ma samochód, staranny makijaż, uśmiecha się, spaceruje z mężem pod rękę – wiedzie idealne życie, czyż nie?

Całkiem możliwe, że nie.
Nie mamy pojęcia, co dzieje się w czterech ścianach czyjegoś domu. Nie możemy wiedzieć, co kryje się za lekkim uśmiechem, czy długim rękawem eleganckiej bluzki.

Bohaterki „Szczęściary” wiodą pozornie beztroskie i szczęśliwe życie. Te pozory są tak staranne, że nie są w stanie przebić się przez nie nawet najlepsze przyjaciółki. Opowieść Kristyn Kusek Lewis pokazuje nam, że warto poświęcać czas bliskim osobom i reagować, kiedy dzieje się coś złego. Być może jedyną formą pomocy, jaką uda się okazać, będzie dotyk dłoni czy ciepłe słowo, ale osoba, której dotykają kłopoty dzięki temu poczuje, że nie jest z nimi sama.

Powieść Kristyn Kusek Lewis opowiada o przyjaźni. Przyjaźni, którą zachwiały dramatyczne wydarzenia. Przyjaźni, która się nie poddaje i walczy o sens istnienia. Przyjaźni, która uczy się ufać. I przyjaźni, która momentami jest szczera aż do bólu i bolesnej szczerości wymaga. Myślę, że to kolejna kluczowa lekcja, jaką można wyciągnąć z lektury tej książki. Zbyt często zdarza nam się nadużywać pojęcia przyjaźni, a równocześnie nie potrafimy docenić tej prawdziwej. Nie gwarantuję, że po lekturze Szczęściary zmienimy swoje nastawienie, ale przekonamy się, jak to zagadnienie ugryzły trzy inne kobiety. Podobne do nas na wielu płaszczyznach, choć być może borykające się z innymi problemami. 

Szczęściara porównywana jest do powieści Emily Giffin, ale szczerze mówiąc, nie widzę tego podobieństwa. Powieść Kristyn Kusek Lewis wydaje mi się o wiele dojrzalsza i pełniejsza, choć jest to jej literacki debiut. Pod płaszczykiem lekkiej prozy ukryte zostały bardzo ważne przekazy i trudne tematy. Pomimo to powieść czyta się przyjemnie. Autorka stworzyła trzy różne bohaterki i dołożyła starań, by każdej z nich nadać bardzo ludzkie rysy. Nie są to kobiety idealne, mają na sumieniu grzeszki i posiadają wady. Żałuję jedynie, że autorka nie dała mi poznać tej historii z punktu widzenia każdej z nich, wydaje mi się, że wówczas opowieść byłaby pełniejsza. Przemyślenie Waverly, którą autorka uczyniła narratorką, momentami drażniły mnie swoją rozwlekłością. Szkoda, że niewiele uwagi poświęcono też polskiej babci, która mnie zaintrygowała. Poza tymi dwiema małymi ryskami na całości uważam Szczęściarę za powieść naprawdę dobrą. Mogę zaryzykować nawet stwierdzenie: czuję się szczęściarą, że ją przeczytałam... ;)

dziękuję wydawnictwu: 


czwartek, 11 września 2014

159. Sue Monk Kidd CZARNE SKRZYDŁA - PRZEDPREMIEROWO

materiały wydawnictwa
Wolność, która ma jakieś granice, przestaje być wolnością.(cytat)

Sarze i Hetty przyszło żyć w trudnych i niespokojnych czasach początku dziewiętnastego wieku, gdy czarny człowiek znaczył mniej niż strojna sukienka czy porcelanowy talerz. Dwie dziewczynki, które dzieliło wszystko: kolor skóry, status materialny i rodzinny, perspektywy i możliwości. Dziewczynki, Które połączyła jednak niezwykła nić sympatii i porozumienia. Uczucie niełatwe, nierówne, a jednak silniejsze niż rządzące Południem Stanów Zjednoczonych nienawiść i podziały.

Zetknęły się w dniu jedenastych urodzin Sary, gdy Hetty stała się nietypowym, obwiązanym lawendową wstążką prezentem. Sara przyjęcia prezentu odmówiła, uważając, że nie można posiadać drugiego człowieka. Jednak żadne jedenastoletnie dziecko nie ma wystarczającej mocy, by sprzeciwić się żądaniom dorosłych i przyjętych zasad, nawet jeśli jest to ukochana córka sędziego Sądu Najwyższego Karoliny Południowej. Sara wbrew własnej woli otrzymała osobistą niewolnicę, ale robiła wszystko, by nowej przyjaciółce owo „posiadanie” wynagrodzić. Uczyła ją czytać i pisać. Już jako dziecko Sara Grimke walczyła z niewolnictwem, choć nie mogła przypuszczać, jak daleko zaprowadzi ją ta droga...

Czarne skrzydła są pierwszą powieścią Sue Monk Kidd, jaka trafiła w moje ręce, choć oczywiście nazwisko autorki nie było mi obce. Szczerze powiedziawszy, sięgając po tę książkę, spodziewałam się czegoś zupełnie innego, czy może raczej nie miałam pomysłu, czego się spodziewać. Uwielbiam klimaty południa USA, ale do tej pory czytałam książki osadzone w czasach bliższych współczesności. Czarne skrzydła to moja pierwsza powieść dotycząca niewolnictwa, która ukazuje obraz widziany dwiema parami oczu: oczu należących do kobiety białej i czarnej. Tym bardziej cieszę się, że poznałam tę historię.

Na kartach swojej powieści Sue Monk Kidd ożywiła dwie realne bohaterki. Pierwszą z nich jest Sara Grimke, córka plantatora z południa, legendarna abolicjonistka i sufrażystka, która swoim działaniem gorąco walczyła z niewolnictwem. Drugą zaś jest okrutna Ameryka początku dziewiętnastego wieku i lat wcześniejszych oraz późniejszych, która do dziś nie potrafi pozbyć się brzemienia wstydu, za krzywdy, które wyrządziła człowiekowi tylko dlatego, że posiadał on skórę o parę tonów ciemniejszą, niż było przyjęte.

Sue Monk Kidd nie bała się poruszyć tematu trudnego, tematu z którym wciąż nie każdy obywatel jej kraju potrafi sobie poradzić. Autorka nie tylko się tego nie przestraszyła, ale również doskonale podołała temu zadaniu, ukazując czytelnikowi realny obraz plantatorskiego południa i rządzących nim zasad. Sprawnie ukazała świat kontrastów tak silnych, jak biel i czerń, bogactwo i bieda. Opowieści Sary i Hetty, zwanej Szelmą przeplatają się ze sobą, by tworzyć urozmaiconą mozaikę. Bo choć te dwie dziewczynki, dziewczyny, a później kobiety łączy specyficzna i ciepła więź, to jednak to co je dzieli, również jest doskonale widoczne i nie zostaje przez autorkę pominięte.

Musimy bowiem pamiętać, że bohaterzy u Sue Monk Kidd nie są krystaliczni. Są niezwykle wyraziści, odmalowani tak wyraźnie, że wydają się stać tuż pod nosem czytelnika, ale nie są nakreśleni jednym kolorem. Hetty potrafi być bezczelna i nieposłuszna, a Sara odczuwa wobec niej gniew, upodabniając się na parę chwil do swej matki. Obydwie przechodzą znaczące przemiany, ale dążąc w jednym określonym kierunku. W trakcie lektury zdarzają się jednak sytuacje, gdy drażnią obydwie – i nie pomaga usprawiedliwienie, że jedna jest biedną niewolnicą, a druga nieszczęśliwą kobietą. Obydwie potrafią gorąco oddziaływać na czytelnika, są bohaterkami z krwi i kości i to również trzeba zapisać autorce na plus.

Jestem pod wrażeniem tego, jak umiejętnie na potrzeby swojej powieści autorka wykorzystała prawdziwą historię. Uhonorowała tych, którzy walczyli o wolność i tych, którzy ich wspierali. Tych którzy skrzydeł nie chcieli im podcinać. Lektura Czarnych skrzydeł była dla mnie przyjemnością, choć książka nie zapewniła mi tego klimatu, na który po cichu liczyłam. Nie było sielskiego nastroju znanego mi ze Służących, było poważniej, momentami donioślej. Szybko zrozumiałam, że tak musiało być. Nie tylko doskonale odmalowany obraz życia na gorącym południu, ale i ważne spotkania, wystąpienia, walka o prawa drugiego człowieka, walka o siebie i swoją godność. Myślę, że Czarne Skrzydła są ważną pozycją na stosiku współczesnej literatury. I z pewnością potrzebną nam wszystkim.

CZARNE SKRZYDŁA w księgarniach od 25 września.

Za możliwość przeczytania egzemplarza przedpremierowego dziękuję: 






środa, 10 września 2014

poniedziałek, 8 września 2014

Malowana Lala

folkstar.p



MALOWANA LALA

- Jesteś pewna, że to tutaj?
- Nie.
- Aha. Fajnie. A jeśli to obcy ludzie?
- Obcy nie obcy. Przecież potrzebujących za drzwi nie wyrzucą, co nie?
- No, nie wiem... Ja bym obcych do domu nie wpuściła.
- Bo ty jesteś niesympatyczna. Ale ludzie, którzy mieszkają w takim pięknym miejscu, muszą być sympatyczni, prawda? Jak się nazywa ta miejscowość?
- Malownicze.
- To pewnie dlatego tak tu ładnie. Malowniczo. Ale ładnie nie ładnie. Kiedy chlupocze mi w butach, jest mi wszystko jedno. Stukaj!

Na ganku drewnianego domku kuliły się dwie drobne postaci. Chociaż był dopiero początek września, zacinający lodowaty deszcz przegonił ostatnie wakacyjne wspomnienia i zmusił przybyłe do przyobleczenia ciepłych wiatrówek. Opatuliły się nimi tak dokładnie, że z daleka trudno było stwierdzić, kto czai się w cieniu chaty. Dopiero z bliska można było poznać, że ma się do czynienia z dwiema młodymi kobietami. Jedna z nich podniosła zaciśniętą pięść, zawahała się, a w końcu donośnie załomotała.
- Kalina, to nie tutaj. Ja to czuję. - jęknęła.
- Za późno! – wzruszyła ramionami druga kobieta, strząsając z kurtki kaskadę wody – Ktoś idzie!
Rzeczywiście, w korytarzu za drzwiami rozległy się powolne kroki. Skrzypnęła zasuwka przy drzwiach, a one same nieznacznie się rozchyliły. Równocześnie rozbłysła lampa na ganku, skutecznie oślepiając przemoczone kobiety.
- O co chodzi? - usłyszały cichy głos.
- Szukamy domu pani Młyńskiej – wyjaśniła kobieta, która stukała do drzwi.
- To nie tutaj.
- Wiemy – wtrąciła druga kobieta, Kalina. - Czy mogłybyśmy przeczekać u pani tę ulewę?
- Albo proszę pokazać nam, gdzie mieszka pani Młyńska - uzupełniła pospiesznie stukająca.
Przez chwilę panowała głucha cisza. Nagle kobieta stojąca w drzwiach odsunęła się i zrobiła przejście. Przytłumione światło dobiegające z sieni oblało jej przygarbioną sylwetkę.
- Rozala Młyńska mieszkała po drugiej stronie drogi. Ale nie macie tam po co iść.
- Dlaczego?
- Zmarła minionej zimy.

Niewielki pokoik tonął w przytulnym półmroku. W kaflowym piecu buzował ogień, a o szyby uderzał deszcz. Młode kobiety bez słowa siedziały przy stole, zbyt przygnębione, by rozmawiać. Gospodyni rozstawiła na szydełkowym obrusie szklanki w metalowych koszyczkach i nalała do nich mocnej herbaty z obitego dzbanka. Kiwnęła głową, zachęcając, by goście sięgali po cukiernicę i talerzyk z konfiturą.
- Rozwiesiłam wasze kurtki nad piecem, żeby trochę przeschły. - powiedziała, przysuwając sobie krzesło i obejmując dłońmi gorącą szklankę.
- Dziękuję – Kalina usiłowała się uśmiechnąć, ale czuła, że jej usta tylko się wykrzywiają. Zerknęła niespokojnie na Mirkę, która mechanicznym ruchem mieszała herbatę.
- Skąd jesteście?
- Z Krakowa.
- Przyjechałyście dzisiaj?
- Przed chwilą.
- I nie wiedziałyście, że Rozalka zmarła?
Kalina pokręciła smutno głową i spojrzała na Mirkę. Przyjaciółka wyglądała na załamaną. Ta podróż miała być pasmem nadziei, a nagle przemieniła się w festiwal nieszczęść. Najpierw zapodziały bilety i sympatyczny konduktor wypisał im „kredytowy”. Następnie spóźniły się na PKS do Malowniczego i musiały przejść kilka kilometrów pieszo, zanim podwiozła je życzliwa dusza. A kiedy dotarły już w serce Sudetów i były przekonane, że są u celu podróży, rozpętała się ulewa.
Teraz dowiedziały się, że kobieta, do której przyjechały, zmarła niemal rok wcześniej.
- Możecie tutaj przenocować. A rano powinnyście spotkać się z synem Rozalii – powiedziała nagle gospodyni – Nie wiem, po co przyjechałyście, ale pokonałyście szmat drogi, więc szkoda, by było na darmo...
- To on tutaj mieszka? - poderwała głowę Mirka.
- Tak. Ma nieduży domek pod lasem. Nie utrzymywał kontaktu z matką, ale po śmierci wyprawił jej pogrzeb. Może z nim załatwicie to, po co przyjechałyście.
- Wątpię – westchnęła Mirka.


Kwestia wyprawy do Malowniczego wypłynęła późną wiosną. Podekscytowana Mirka wpadła do mieszkania Kaliny, potrząsając starymi dokumentami.
- Mam babcię! - wrzasnęła od progu, wprawiając rodziców Kaliny w konsternację.
- Że co? Jaką babcię?
- Normalną babcię mam. Z krwi i kości. No, w tym wieku to już pewnie bardziej z kości.
- Znam twoją babcię – kręciła głową Kalina, prowadząc przyjaciółkę do kuchni – Waży sto kilo i nie jestem pewna, czy ma jakiekolwiek kości...
- Nie chodzi mi o t ę babcię! Właśnie odkryłam, że mam jeszcze drugą.

Kalina zamyśliła się nad tą dziwną informacją. Mirka pochodziła z niepełnej rodziny, ojciec odszedł w siną dal, zanim jej mama zdążyła powiedzieć mu o spodziewanym potomku. Nie wrócił i nie dowiedział się, że ma córkę, a sama Mirka nigdy nie napomknęła na jego temat słówkiem.
- Skąd wytrzasnęłaś informację o drugiej babci? - zdziwiła się.
- Przeglądałam stare dokumenty mamy i znalazłam list, jaki napisała do niej matka mojego... - Mirka urwała, by po chwili kontynuować – Moja babka nazywa się Rozalia Młyńska i mieszka w Malowniczem. Sprawdzałam w internecie. To gdzieś w Sudetach.
- I co teraz?
- No, jak to co? Chcę jechać i poznać moją babcię.
- A po co ona w ogóle pisała do twojej mamy?
- O i tu jest pies pogrzebany. Napisała, że jej syn to osioł i mama ma nie zwracać uwagi na jego humory. Ma przyjechać do niej, do tego Malowniczego, a na pewno wszystko się ułoży.
- Ale to by oznaczało...
- Tak – kiwnęła głową Mirka – Mój ojciec wiedział, że mam się urodzić.
- Pytałaś o to mamę?
- Pewnie. Powiedziała, że nie pamięta!
Milczały przez chwilę, wpatrując się w parujące kubki z kawą. Nagle Kalina usłyszała swój własny głos
- Jeśli chcesz, to pojadę z tobą w te Sudety!
- Naprawdę? Miałam nadzieję, że to powiesz!
- Ale dopiero po ślubie!
- Po ślubie! - zgodziła się Mirka.

W ostateczności do ślubu nie doszło, gdyż narzeczony Kaliny zdradził ją z najlepszą przyjaciółką. Na dłuższy czas tajemnice rodzinne Mirki zeszły na dalszy plan, a ona sama ochoczo wzięła się za stawianie przyjaciółki na nogi. Notabene udało się to osiągnąć dopiero, kiedy zdradzona panna młoda zaszyła się w starym dworku wśród łąk i lasów i poznała tajemniczego, niebieskookiego mężczyznę...
Pod koniec wakacji temat wizyty w Malowniczem powrócił. Mirka zakupiła bilety kolejowe – które następnie zgubiła - i wyruszyły. Dziewczyna nie była pewna, co chce odnalezionej babce powiedzieć. Była przekonana, że kiedy stanie z nią oko w oko, słowa same będą cisnąć się na usta. Nie przewidziała, że Rozalia Młyńska mogła już opuścić ziemski padół. Ani że w tej samej wsi może mieszkać jej własny ojciec.
- Boję się – wyznała, kiedy późnym wieczorem leżały pod sztywno wykrochmaloną pościelą i wsłuchiwały się w szum deszczu za oknem.
- Czego? - zapytała Kalina, odnajdując pod kołdrą dłoń przyjaciółki i mocno ją ściskając.
- Sama nie wiem. Chyba spotkania z tym człowiekiem. Tego, co mi powie.
- Podpytałam nieco naszą gospodynię – wyznała Kalina. - Twój ojciec nigdy się nie ożenił. Jest geologiem, czy kimś takim.
- Studiował geodezję - wtrąciła Mirka
- Więc pewnie jest geodetą. Pokłócił się z matką niemal trzydzieści lat temu. Wiesz, co to oznacza?
- Domyślam się. Poróżnili się, kiedy opuścił moją matkę i mnie.
- Tak myślę. - skinęła głową Kalina – Jeśli nie chcesz, nie musimy tam iść. Wcale nie musisz z nim rozmawiać. Możemy z samego rana wyruszyć do Krakowa.
Na chwilę zapadła pełna zamyślenia cisza.
- Nie. - powiedziała twardo Mirka – Skoro przebyłam tak długą drogę, doprowadzę to do końca.
Kalina uśmiechnęła się pod nosem i mocno uściskała przyjaciółkę. Wiedziała, że Mirka nie mówi jedynie o ciężkiej podróży do sudeckiej wsi...


Ranek powitał je słońcem nieśmiało wyglądającym zza chmur i mgłą unoszącą się nad łąką. Otworzyły szeroko okno i na zmianę przepychały się do parapetu, by zaczerpnąć rześkiego powietrza. Chwilę później do ich drzwi zastukała gospodyni.
- Zapraszam na śniadanie – zawołała wesoło.
Piły kawę w szklankach z koszyczkami i pałaszowały domowe drożdżówki z rodzynkami. Przez myśl Kaliny przemknęło że czuje się jak na wakacjach u babci. Zupełnie, jakby miała siedem, a nie dwadzieścia siedem lat. Czuła łaskotanie w dole brzucha. Osobiście przeżywała rodzinne zawirowania Mirki.
Tymczasem sama zainteresowana wyglądała zaskakująco spokojnie.
- Gdzie ten domek? - zapytała, kiedy pomogły już gospodyni pozmywać naczynia po śniadaniu i zasiadły na stopniach drewnianego ganku. Kobieta łuskała żółty groszek, szybkim i zwinnym ruchem wykręconych palców. Podniosła głowę i wskazała porastający wzgórze las.
- Musicie iść tą drogą, aż do wielkiego dębu. Skręcicie w prawo i pójdziecie, aż traficie na dom. Jest tylko jeden dom pod lasem. W nim mieszka Tadeusz.
- Tadeusz! - powtórzyła powoli Mirka.
- Tadek niejadek. - zaśmiała się kobieta. - Straszny był z niego łobuz. Kto by przypuszczał, że pokończy szkoły i zostanie ważną osobą? Matka wiele razy goniła go ze ścierką...
- Idziemy! - zawołała pobladła nagle Mirka.
- Dobrze, że jest sobota. Na pewno Tadeusza zastaniecie – uśmiechnęła się kobieta.

Powoli pięły się drogą pod górę, chłonąc wzrokiem piękne krajobrazy. Malownicze było uroczą osadą. Przyjemnie byłoby spędzić tutaj wakacje, pomyślała Kalina.
Kiedy natknęły się na rosłe drzewo dębu, przystanęły.
- Idziemy? - upewniła się Kalina.
- Idziemy – potwierdziła Mirka.
- Dzielna dziewczyna!
Dojście do niedużego domku pod lasem zajęło im parę chwil. Zatrzymały się i przez dłuższą chwilę mierzyły wzrokiem prostą bryłę, spadzisty dach i ganek przyozdobiony doniczkami z mocno przerzedzonymi kwiatkami. Okna były uchylone, a na betonowym podjeździe parkował samochód. W cieniu obsypanej owocami jabłoni nieruchomo leżał duży pies.
- To tutaj – powiedziała Kalina, choć nie musiała tego robić.
- Wiem.
- Dalej musisz chyba pójść sama.
- Wiem – powtórzyła Mirka.
Stała jednak nieruchomo, wpatrując się w domek. W tej samej chwili zostały zauważone. Na ganku stanął wysoki mężczyzna.
- Nie musisz tego robić.
- Chyba jednak muszę – Mirka przełknęła ślinę i ruszyła w stronę ganku. Kalina odprowadzała ją wzrokiem, zaciskając kciuki ukryte w kieszeniach szortów.


Mirka zbliżyła się do stopni ganku i bez słowa wpatrywała się w pobladłe oblicze stojącego na schodach mężczyzny. Duży kudłaty pies przy truchtał do niej i trącił nosem w lewe kolano. Odruchowo pogładziła zmierzwione futro, nie myśląc, co będzie, jeśli uczyni z jej dłoni poranną przekąskę.
- Wiesz, kim jestem? - zapytała zaskakująco mocnym tonem.
- Jesteś bardzo podobna do matki – odparł mężczyzna.
- Tylko do matki? - zakpiła.
- Nie. Ona miała proste włosy. Ty masz kręcone.
Kiedy milczała, dodał.
- Zupełnie, jak twoja babka.
- Do której przyjechałam.
- Ona nie żyje.
- Tak, już wiem.
- Chyba... Chyba nie będziemy tak stać. Wejdziesz?
Mirka wahała się przez chwilę. Mężczyzna wskazał wysłużone krzesła z wikliny stojące na ganku.
- Możemy usiąść tutaj. Nie musisz wchodzić do domu. Ja...mieszkam sam i nie zawsze sprzątam. - przyznał z rozbrajającą szczerością. Kiedy zajęła miejsce na fotelu, kudłaty pies położył łeb na jej kolanie i zażądał pieszczot. Mężczyzna wszedł na chwilę do domu, by po chwili wrócić z dwiema szklankami zimnego napoju. Gdy usiadł naprzeciw Mirki, pies zmienił obiekt zainteresowania.
- Czujesz gniew? - zapytał. Pokręciła głową.
- Nigdy o tobie nie myślałam. Mama nie wspominała o tobie. Przypadkowo znalazłam list, jaki Rozalia Młyńska napisała do niej przed wieloma laty.
- Napisała do twojej matki?
- Domyślam się, że nie wiedziałeś? Zaprosiła ją do Malowniczego, by wspólnie przeczekały twoje humory. - ironizowała.
- Byłem głupi i uparty.
- Tak, o tym też wspominała.
- Moja matka nie wiedziała, co poróżniło mnie z Agnieszką. Upierała się, że powinienem zaopiekować się nią i dzieckiem.
- A nie powinieneś?
- Powinienem. Ale podczas jednej z kłótni twoja mama rzuciła mi w twarz, że nie jesteś moim dzieckiem. I tyle mnie widziała. - pocierał twarz szorstką, opaloną dłonią.
- Dlaczego to zrobiła? - Mirka czuła się zdezorientowana.
- Byliśmy młodzi i impulsywni. Mnie cieszyło zainteresowanie innych kobiet, Agnieszkę to denerwowało. Chciała mnie zranić, a ja uniosłem się dumą.
- Dlaczego nigdy nie szukałeś z nami kontaktu? Nie zależało ci na własnej córce? - Mirka poczuła, że po policzkach spływają jej łzy.
- Szczerze mówiąc, szukałem. Zjawiłem się pod kościołem, kiedy szłaś do pierwszej komunii. Ale u twojego boku był inny ojciec.
- Wujek Paweł. - przypomniała sobie Mirka - Matka spotykała się z nim prawie dwa lata. Był w porządku, lubiłam go. Ale mama nie była gotowa na stabilizację. Więc inny ojciec, jak go nazywasz, szybko się ulotnił.
- Przykro mi – zmarszczył brwi. - Nie umiałem stworzyć z twoją mamą poważnego związku. Byłem młody i cieszyła mnie zabawa. Nie szukałem odpowiedzialności. Ale powinienem był walczyć o ciebie. Moja matka nigdy mi tego nie wybaczyła.
- Tak, słyszałam, że nie rozmawialiście prawie trzydzieści lat.
- Pogodziliśmy się przed ostatnią wigilią. Wiedziała, że się zjawisz.
- Jak to?
- Dała mi coś dla ciebie.
Podniósł się z krzesła i na moment znikł za zasłoną z kolorowych wstążek, która skrywała ciemny przedpokój. Kiedy wrócił, podał jej lalkę o złotych warkoczach i ładnej, malowanej twarzy. Była ubrana w ludowy strój i błyszczące korale.
- Trzymała ją dla ciebie. Myślała, że da ci ją, gdy przyjedziesz. Myślę, że kupiła ją, gdy miałaś się urodzić...

Mirka bez słowa gładziła złociste włosy, a potem przycisnęła zabawkę do piersi.
- Szkoda, że jej nie poznałam – wyszeptała.
- Ona powiedziała to samo. Chcesz odwiedzić jej grób? Cmentarz jest po drugiej stronie tego wzgórza...

Skinęła głową.
Bez słowa opuścili posesję i ruszyli w kierunku pobliskiego cmentarza. Grób Rozalii był prosty, granitowy. Z czarno-białego zdjęcia spoglądały na Mirkę mądre oczy osadzone w przyjaznej twarzy. Wokół twarzy rozsypane loki tworzyły aureolę. Zupełnie jak u niej samej.
- Bardzo żałuję straconych trzydziestu lat. - wyszeptał Tadeusz zduszonym głosem. - Bez niej i bez ciebie.
Mirka zawahała się, ale w końcu wyciągnęła ku niemu dłoń, a kiedy ją ujął, lekko ścisnęła.

Kiedy parę chwil później wyszła na drogę ku oczekującej Kalinie, na policzkach miała ślady łez, a w ramionach ściskała złotowłosą lalkę. Przyjaciółka objęła ją ramieniem i mocno przytuliła.
- Cholera, wychodzi na to, że mam teraz ojca! - załkała Mirka.

sobota, 6 września 2014

158. Yvette Manessis Corporon SZEPT CYPRYSÓW


Szept cyprysów jest nie tylko barwną powieścią, która porwie kobiece serca. Jest także mądrą opowieścią o poszukiwaniu własnej tożsamości i uświadamianiu sobie, co jest naprawdę w życiu ważne.

Los nie oszczędza Daphne, córki greckich imigrantów mieszkających w Nowym Jorku. W wypadku traci ukochanego męża, a w napadzie oboje rodziców. Zostaje sama z maleńką córeczką i stertą niezapłaconych rachunków. Nie poddaje się jednak. Ciężko pracuje, by otworzyć w Nowym Jorku grecką restaurację. Wspiera ją zabiegający o jej względy bogaty bankier Stephen, oraz mieszkająca na małej greckiej wysepce babcia.
Przed Daphne pojawia się szansa na nowe życie i miłość. Zjawia się na Erikusie, by przygotować się do wesela. W klimatycznej scenerii greckiej wysepki Daphne poznaje niezwykłe dzieje życia swojej babci i uczy się słuchać magicznego szeptu wyspy. To, co usłyszy, sprawi, że przewartościuje swoje życie...

Piękna i nastrojowa okładka wróży lekturę pasjonującą i kobiecą. Popełni jednak gruby błąd ten czytelnik, który powieść  Yvette Manessis Corporon weźmie za błahą. Za pięknymi greckimi krajobrazami, tajemniczymi mitami i magią, którymi kusi wydawca, kryje się mądra historia kobiety poszukującej swojej prawdziwej tożsamości.

Daphne wychowała się w Nowym Jorku, gdzie wyemigrowali jej rodzice. Na greckiej wysepce, skąd wywodziła się jej rodzina, spędzała jednak cudowne wakacje. Właśnie podczas tych wakacji kształtowała się głęboka więź pomiędzy dziewczynką, a jej babcią. Mimo to Evangelia nigdy nie zdradziła wnuczce dziejów swojego życia, obejmujących niezwykłe wydarzenia, jakie zaszły na Erikusie podczas drugiej wojny światowej. Z chwilą kiedy Daphne je pozna, zmieni spojrzenie na wiele spraw dotyczących siebie i przyszłości swojej rodziny.

Jeśli na mapie Google odnajdziecie maleńką Erikusę, ujrzycie zielony zakątek otoczony bezmiarem turkusowych wód. Patrząc na ten mały raj na ziemi, łatwo wyobrazić sobie, że w tym miejscu czas się zatrzymał, tak jak przedstawiła nam to  Yvette Mansessis Corporon. Dla niej grecka wysepka jest drugim domem, miłość to jest pięknej krainy przebija z każdej strony napisanej przez nią książki. I choć główną bohaterką Szeptu cyprysów autorka uczyniła Daphne, to jednak nie mniej ważną bohaterką jest sama wyspa, jak i również zamieszkująca ją społeczność. Wierzę, że Yvette Manessis Corporon doskonale udało się oddać klimat i charakter tego miejsca. Nie wiem tego, gdyż nigdy w Grecji nie byłam. Wiem jednak, że czytając Szept cyprysów pokochałam niewielką wysepkę nieopodal Korfu i nabrałam ochoty by zawołać gromkie "OPA!" w cieniu oliwkowego drzewa...

Szept Cyprysu nie zaatakuje czytelników namolnymi opisami, ale piękno i charakter wyspy są wpisane pomiędzy toczące się wydarzenia i dają o sobie znać. Fabuła powieści jest dość wzruszająca, są momenty, gdy książka łapie za gardło i ściska. Dramatyczne wydarzenia tworzą udany kontrast ze słonecznym klimatem i przygotowaniami do prawdziwego greckiego wesela. Dzięki temu książka nie jest kolejnym wakacyjnym czytadłem, o którym zapomnę, ledwie odłożę je na półkę, zapadła w pamięć i powraca do mnie: zarówno swoim niezwykłym klimatem jak i tym poważniejszym przesłaniem, dotyczącym korzeni, więzów rodzinnych i  szanowania tradycji.

Niezwykły klimat, wyraziści bohaterowie i niesztampowe zakończenie - to główne plusy tej opowieści. Autorka ma ładny i płynny styl, który pozwala cieszyć się lekturą. Poza nielicznymi sztucznymi momentami, które nie przypadły mi do gustu, czytało mi się wyśmienicie. Powieść oceniam dobrze i polecam, przede wszystkim tym osobom, które mają ochotę poczuć trochę Grecji i o kulturze greckiej nieco się dowiedzieć. Ja sama umieszczam ją w swojej biblioteczce, może kiedyś uda mi się zabrać ją do Grecji?

Dziękuję!


poniedziałek, 1 września 2014

157. Jayne Ann Krentz DROGA NAD RZEKĄ


Kilka lat temu książki z serii "Wszystko dla pań" wydawane przez Wydawnictwo Amber były moimi stałymi towarzyszkami. Historie kreślone przez Norę Roberts, Jayne Ann Krentz, Elizabeth Adler i inne mistrzynie kobiecego suspensu stanowiły wielką rozrywkę i potrafiłam pokonać kilka kilometrów pieszo do biblioteki, by je zdobyć. Po pewnym czasie Jayne Ann Krentz zmieniła nieco brzmienie swoich powieści i coraz częściej okraszała je wątkiem paranormalnym, co już niekoniecznie przypadało mi do gustu, więc na długi czas się rozstałyśmy. Z prawdziwą radością powitałam jednak wiadomość, że autorka powróciła z nową powieścią, w której łączy to, co w tego typu książkach lubię: obyczajowość, romans i zbrodnię!

Drogą nad rzeką trafiamy do kalifornijskiego miasteczka Summer River, gdzie po trzynastu latach powraca Lucy Sheridan. Trzynaście lat wcześniej spędzała tutaj wakacje w domu ukochanej ciotki, ale po tajemniczych wydarzeniach mających miejsce na imprezie miejscowego idola nastolatków,wyjechała i na prośbę ciotki nigdy nie przyjeżdżała. Teraz zjawia się w miasteczku, by sprzedać dom, który odziedziczyła po ciotce i chce jak najszybciej załatwić wszystkie sprawy, by ponownie wyjechać. Na drodze jej życia ponownie staje jednak Mason, mężczyzna, który przed trzynastu laty przyszedł jej z pomocą. Razem odkrywają, że stary dom ciotki kryje makabryczną tajemnicę, podobnie jak i idylliczne miasteczko wśród kalifornijskich winnic...

Nie wiem, jakie książki lubi pisać Jayne Ann Krentz, ale wiem, że ja lubię, kiedy pisze powieści podobne do Drogi nad rzeką. Sięgając po literaturę dla kobiet, lubię otrzymać coś więcej niż wątek miłosny. Jeśli książka oscyluje tylko wokół romansu, czuję, że jest niepełna, czegoś mi brakuje i w większości przypadków nie jestem usatysfakcjonowana lekturą. Kiedy jednak autor nadaje powieści głębi, okraszając historię zbrodnią, tajemnicą, wspomnieniami z przeszłości - czyta mi się o wiele lepiej. Oczywiście prowadzenie tego typu historii wymaga od pisarza talentu. Nie sposób przygotować "miszmasz" i rzucić go czytelnikowi. Myślę jednak, że Jayne Ann Krentz poradziła sobie z tym bardzo dobrze.

W Drodze nad rzeką czytelnik dość szybko pojmuje, że ma do czynienia z historią kilkuwarstwową. W chwili, gdy Lucy odkrywa, że śmierć jej ciotki nie była dziełem wypadku, wątek obyczajowy wydaje się schodzić na dalszy plan. Na światło dzienne wychodzą tajemnice z przeszłości, w miasteczku dochodzi do zbrodni. Powieść nabiera rumieńców i staje się bardziej emocjonująca, równocześnie jednak nie traci swojej lekkości i kobiecego charakteru. Jayne Ann Krentz wprawnym piórem prowadzi swoje czytelniczki przez wydarzenia tajemnicze i sensacyjne, nie zapominając również o lżejszej części historii, gdzie króluje zmysłowość i uczucie. Autorce udało się zachować doskonałą równowagę pomiędzy tymi dwiema sferami powieści, dzięki czemu nie staje się ona ani ckliwa ani brutalna. Jest to powieść do kobiet, ale wcale nie oznacza to, że ma być słodko i naiwnie.

Droga nad rzeką okazała się powieścią przyjemną i interesującą. Czytałam ją z pewną dozą ekscytacji, jak i również lekką nutką nostalgii, gdyż już dawno nie miałam w ręku powieści tego gatunku. Oczywiście powieść jest dosyć przewidywalna, bo taka uroda tego typu historii, jednak tajemnic w niej zawartych sama nie rozwiązałam. Musiałam poczekać, jak zdradzi mi je sama Jayne Ann Krentz, co biorę książce na plus. Styl autorki jest miły i dobrze przyswajalny, dzięki czemu powieść czyta się lekko i szybko. Jedyny minus książki: kilka literówek, ale na szczęście tylko na jednej stronie, a potem już wszystko super. Powieść tę polecam paniom, które podobnie jak ja, chętnie widzą połączenie różnych wątków w jednej historii, z pewnością nie będą rozczarowane.

Za możliwość poznania książki dziękuję: