wtorek, 30 czerwca 2015

235. Leena Parkkinen PS NIE SZUKAJCIE MNIE

Starsza pani, ciężarna nastolatka, błękitny krążownik szos i morderstwo sprzed pół wieku. Kryminał? Niekoniecznie! Leena Parkkinen przedstawia burzliwą historię o kobiecej przyjaźni!

Karen jest dziarską damą po osiemdziesiątce. Pewnego dnia ucieka z domu swojego syna Erica, wsiada do ukochanego playmoutha i wyrusza w podróż, której celem ma stać się wyspa Fetknoppen. To właśnie tutaj przed 65 laty wyłowiono z morza zwłoki nastoletniej Kersti, a o dokonanie morderstwa posądzono ukochanego brata Karen, Sebastiana. Karen, która nigdy nie wierzyła w winę brata, postanawia przed śmiercią dowiedzieć się, co naprawdę wydarzyło się na wyspie. Po drodze staje się świadkiem napadu i zabiera ze sobą włamywaczkę, nastoletnią, ciężarną Azar. Rozpoczyna się podróż, która zapoczątkuje niezwykłą przyjaźń pomiędzy kobietami, które różni dosłownie wszystko. Jej finału nie potrafi przewidzieć żadna z nich. 

Na polskim rynku książki dostrzec można szeroką ofertę literatury skandynawskiej. Prym wiodą kryminały szwedzkie i norweskie, fińska literatura wciąż pozostaje słabo odkryta i mniej popularna. Dzięki takim powieściom, jak "Ps Nie szukajcie mnie" przekonuję się, że warto po nią sięgać. Powieść Leeny Parkkinen jest wielowymiarowa i głęboka, nie zamyka się w ścisłych granicach jednego gatunku. Stanowi połączenie kryminału, powieści psychologicznej i obyczajowej, porusza tematy przykre i trudne, jednak nie traci na lekkości, a nawet potrafi zaskoczyć humorystycznym akcentem. 

Autorka nie skupia się wyłącznie na teraźniejszości, z doskonałym efektem stosuje zabieg retrospekcji i pozwala czytelnikowi zapoznać się z wydarzeniami sprzed lat, zaprezentowanymi z punktu widzenia różnych bohaterów. To w pełni trafione posunięcie, właśnie jemu zawdzięczamy niezwykły klimat tej powieści. Akcja książki została częściowo umieszczona na surowej, nieprzystępnej wyspie położonej w pobliżu fińskiego wybrzeża. Sama wyspa wydaje się odgrywać bardzo ważną rolę w książce, ma stać się areną rozliczenia z przeszłością. We fragmentach związanych z przeszłością ukazuje z kolei trudy ludzkiego życia, surowość opisywanego regionu, piękno dzikiej przyrody, ale i niebezpieczeństwa jakie ona niesie. W znacznym stopniu ukazuje również tęsknotę za innym życiem, za wygodą, dostępem do kultury, sklepów i innych rzeczy, które my mamy i których często nie doceniamy.  

Dużym walorem powieści jest galeria interesujących i nietuzinkowych postaci wykreowanych przez autorkę. Bohaterowie żyją na kartach powieści, kochają się, przeżywają głębokie rozterki, demonstrują swoje pragnienia i lęki. Powieść Ps Nie szukajcie mnie jest zapisem bardzo skomplikowanych relacji rodzinnych i międzyludzkich, momentami przesyconych strachem, wstydem i wątpliwościami. W czasie lektury miałam wrażenie, że coraz lepiej poznaję poszczególne postaci, że obserwuję ich dojrzewanie i zachodzące zmiany. 

Czy jest to powieść, która będzie się podobać? Spełni oczekiwania czytelników? Nie wiem. To pozycja pełna skrajności, napisana lekko, nie pozbawiona napięcia, tajemniczego nastroju i wyjątkowego klimatu. Równocześnie wątek stosunków homoseksualnych nie każdemu czytelnikowi przypadnie do gustu, podobnie jak nieco mistyczne zakończenie. Z mojej strony pełna satysfakcja czytelnicza, po prostu poczułam tę książkę :)

Za egzemplarz dziękuję: 


niedziela, 28 czerwca 2015

234. Mateusz Miga WISŁA KRAKÓW. SEN O POTĘDZE

Kibice Wisły często dzielą historię swojego klubu na epokę przed i po przyjściu Bogusława Cupiała. To właśnie pojawienie się przy Reymonta myślenickiego biznesmena znacząco odmieniło losy Białej Gwiazdy i sprawiło, że Wisła na szereg lat stała się potęgą w polskim futbolu. 


Nie tak jednakże wyglądały marzenia Bogusława Cupiała. Jego sen o potędze od początku był ściśle określony: Wisła miała zawitać po piłkarskiego raju, odnosić znaczące sukcesy nie tylko na arenie krajowej, ale przede wszystkim w Europie. Rok 1997 zapoczątkował budowania drużyny, której celem miały stać się pewne zwycięstwa. Od tamtej pory minęło osiemnaście lat, osiemnaście lat obfitujących w spektakularne zwycięstwa i nie mniej widowiskowe porażki. Ośmiokrotny tytuł Mistrza Polski, dwukrotne zdobycie Pucharu Polski i pokonanie takich rywali jak FC Barcelona czy Schalke. Radość zwycięstwa i łzy porażki. Poczet słynnych piłkarskich i trenerskich nazwisk przewijających się przez stadion przy ulicy Reymonta. Książka Mateusza Migi podsumowuje historię Białej Gwiazdy z perspektywy niewidocznej z trybun. 

Sam autor - Mateusz Miga - ze środowiskiem wiślackim związany jest od wielu lat, jako kibic i dziennikarz. Był jednym z założycieli popularnego portalu, o piłce pisywał dla Faktu, Dziennika i Przeglądu Sportowego. W pozycji Wisła Kraków. Sen o potędze odkrywa kulisy budowania najsilniejszej polskiej drużyny minionej dekady. 

Książka jest nie tylko zapisem historii Wisły ery Bogusława Cupiała, ale również zbiorem licznych anegdot oddających nastroje panujące w klubie i drużynie na przestrzeni osiemnastu lat. Większość wydarzeń przytoczonych na kartach książki jest kibicom Białej Gwiazdy i sympatykom krajowego futbolu dobrze znana, chociażby ze stron gazet i ekranów telewizyjnych. Niemniej autorowi udaje się czytelników zaskoczyć, przytaczając mniej oficjalne wydarzenia, wspomnienia samych piłkarzy, działaczy i trenerów. Większość miłośników futbolu wie, jak wyglądała budowa wiślackiej potęgi, dzięki tej pozycji mogą przyjrzeć się temu procesowi od środka i przekonać się, że nie zawsze było kolorowo. 

To, co autorowi zdecydowanie udało się osiągnąć, to oddanie na kartach swojej powieści wyjątkowego klimatu okresu, w którym Wisła święciła triumfy. Choćby i z tego powodu książka ta powinna stać się obowiązkową pozycją dla sympatyków Białej Gwiazdy i osób zainteresowanych jej historią. Przystępna forma i krótkie rozdziały podzielone śródtytułami o często humorystycznym zabarwieniu sprawiają, że lektura upływa szybko i przyjemnie. W moim osobistym odczuciu książce brakuje tylko jednego: nie padło w niej ani jedno słowo ze strony sympatyków klubu, a to z pewnością nadałoby tej historii głębszego charakteru. Wszak nie tylko pan Cupiał śnił o potędze Białej Gwiazdy...


Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu:


środa, 24 czerwca 2015

233. Milenkowe czytanie: MASZA I NIEDŹWIEDŹ - WIELKIE PRANIE (Koloruj czytaj naklejaj)

Milenka uwielbia książeczki z naklejkami. Mama uważa je za stratę pieniędzy. Czy istnieje kompromis? Naturalnie!

Moja córeczka znajduje się na tym etapie, kiedy naklejanie, dopasowywanie i zakreślanie cieszy się wielkim uznaniem, przez co wszelkie książeczki i malowanki z naklejkami spotykają się z gorącym entuzjazmem. W przeciwieństwie do Milenki ja mam dosyć sceptyczne podejście do tego typu książeczek, szczególnie tych dostępnych w kioskach. Naklejki nalepia się raz-dwa i kolejna książka ląduje i zalega na półce, albo naklejki są odrywane i książka ulega zniszczeniu. Zdecydowanie preferuję książeczki, w których można nie tylko nakleić, ale także poczytać. Właśnie taką pozycją jest nowa propozycja wydawnictwa Egmont Masza i Niedźwiedź: Wielkie pranie, która poza lekturą umożliwia najmłodszym kolorowanie i naklejanie naklejek. 



Książeczka o formacie A4 ma miękką, błyszczącą i bardzo kolorową okładkę, na widok której nie mniej zalśniły oczy mojej córeczki. Podobnie jak wszystkie dotychczas posiadane przez nas książki o Maszy jest wprost bajecznie kolorowa i sympatyczna. Do obrazków w książce buzia po prostu sama się śmieje. Muszę też przyznać, że niedawno włączyłam Milence bajkę na TV ABC i filmowa Masza nie wzbudziła w niej takiego entuzjazmu, jak książkowa! Nie ukrywam, że bardzo mnie to cieszy!



Entuzjazm rodzicielki wzbudził fakt, że opowieść w książeczce jest typowej długości, jak wszystkie bajki o Maszy. Również i tym razem mamy do czynienia z zabawną i pouczającą przygodą. Masza broi, jak ma w zwyczaju, a niedźwiedź z anielską wręcz cierpliwością opiekuje się małą rozrabiaką. Tym razem zmieniając się na potrzebę chwili w praczkę i ... kreatora mody :)



Kolorowe obrazki są naznaczone białymi konturami postaci, właśnie w tym miejscu dziecko może przykleić dołączone naklejki lub własnoręcznie pomalować obrazek. Można śmiało uznać, że ta pozycja jest taką książeczką 3w1, ponieważ łączy w sobie coś do czytania, do naklejania i kolorowania. Naklejki zostały umieszczone pośrodku książeczki i stanowią całkiem pokaźną "wkładkę". Podobnie jak ilustracje, są wielobarwne i bardzo żywe. Minusem jest ich wielkość. Milenka nie była w stanie poradzić sobie z ich naklejaniem, ale od czego jest pomocna mama? Choć trzeba przyznać, że i mamusi nie wyszło zbyt prosto :))










niedziela, 21 czerwca 2015

232. Nina Majewska-Brown WAKACJE

Wakacje, marzymy o nich, czekamy cały rok, by przeżyć te sielskie-anielskie dni wolności od trosk i stresu. Bohaterowie powieści Niny Majewskiej-Brown również liczą na udane wakacje, to w końcu ich wymarzony wyjazd do Barcelony. Jednak los bywa przewrotny...

Nina wraz z mężem i dwójką dzieci, dorastającym Jaśkiem i siedmioletnią Klarą, spędza wymarzone wakacje w Barcelonie. To ma być wymarzony czas dla nich wszystkich, wypełniony słońcem, zwiedzaniem miejscowych atrakcji, chłonięciem niezwykłego klimatu barcelońskich uliczek i przesiadywaniem w miejscowych, uroczych knajpkach. Nie psuje tego nawet niespodziewana wizyta apodyktycznych i napuszonych teściów Niny. Nagły zwrot w życiu rodziny sprawia, że główna bohaterka musi zupełnie przewartościować i zmienić swoje życie. 

Przyznaję się bez bicia, spodziewałam się czegoś zupełnie innego. Nie zapoznałam się z blurbem, zerknęłam jednym okiem na klimatyczną, piękną, wakacyjną okładkę, dokonałam prędkiej analizy, której wynikiem okazała się Barcelona i zdecydowałam, że przeczytam. Już w czasie lektury pojawiła się u mnie doza irytacji, stwierdziłam, że książka nie posiada zarysowanej fabuły, a jej istotą jest wyłącznie opis rodzinnych wakacji w Barcelonie. Owszem, czytało się bardzo przyjemnie, ale troszkę przerażało mnie, że przede mną jeszcze niemal 200 stron podobnych opisów, obawiałam się, że w końcu mnie to znudzi... Takie pitu-pitu, pomyślałam w pewnej chwili. I wtedy Nina Majewska-Brown wydobyła ciężki sprzęt i dostałam jak obuchem w głowę. Nagły, zupełnie niespodziewany zwrot akcji zmienił tę idylliczną historię w powieść zupełnie inną. Mój odbiór książki stopniowo zmieniał się, tak jak życie i priorytety głównej bohaterki. 

Wakacje Niny Majewskiej-Brown jest książką, która pokazuje, że nigdy nie możemy być pewni, co szykuje dla nas los. A ten potrafi zadrwić z nas i naszych planów bezlitośnie. Jednego dnia cieszymy się palącym słońcem Barcelony, by w kolejnym wylewać morze łez. I choć w pewnym momencie może nam się wydawać, że nastąpił koniec, potrafimy znaleźć w sobie siły, by żyć dalej, szczególnie jeśli wokół nas znajdą się naprawdę życzliwi ludzie. Powieść Niny Majewskiej-Brown jest zapisem właśnie takich zmagań, jak również skomplikowanych i w momentami bardzo trudnych relacji międzyludzkich. Autorka z dużym realizmem oddaje mechanizmy zachowań tak charakterystyczne dla pewnych wydarzeń oraz przybliża obraz trudnych stosunków rodzinnych. Całość zapakowana jest w słodko-gorzką opowieść, która wzbudza w czytelniku i niekontrolowane wybuchy śmiechu i łzy.

Powieść Wakacje może Was zmylić, zupełnie jak mnie. Okładka tej książki jest żywą reklamą słonecznych wczasów w Barcelonie i w najmniejszym stopniu nie zapowiada, co możecie znaleźć w tej książce. Tymczasem powieść Niny Majewskiej-Brown nie jest sielską historyjka, ale życiowym scenariuszem, jaki los może napisać każdemu z nas. Autorka posługuje się prostym, lekkim piórem, doskonale dopasowanym do pierwszoosobowej narracji przyjętej w opowieści. Nie jest to być może piękny język, momentami drażnią również wtrącone wulgaryzmy, niemniej pióro autorki sprawnie komponuje się z klimatem powieści. 

Wakacje Niny Majewskiej-Brown są udanym debiutem, choć moja ocena tej książki jest jakby podzielona na pół. Pierwsza część jest jak dla mnie mało emocjonująca, zbyt senna, autorka skupia się na pobycie w Barcelonie, ale nie przemówiły do mnie jej opisy, nie poczułam z nich klimatu miasta. Ta część książki wydaje mi się zbyt rozwleczona, niektóre momenty nie wnoszą nic w książkę, a autorka jest bardzo skrupulatna w oddawaniu planu dnia rodziny Braunów. Druga część jest zdecydowanie lepsza, mocniejsza, bardziej dynamiczna. Można wyczuć w niej emocje, porywa czytelnika, który nareszcie nawiązuje więź z bohaterką. Zaskakujące jest zakończenie, które daje zapowiedź kolejnego spotkania z bohaterami książki. Przyznaję, że chętnie się na nie zdecyduję. 



sobota, 20 czerwca 2015

231. Małgorzata Mroczkowska ANGIELSKIE LATO

Angielskie lato jest nostalgiczne, angielskie lato jest zaskakujące. Angielskie lato odsłania rysy na poukładanym i ustatkowanym życiu Anny. Czy powieść Małgorzaty Mroczkowskiej również jakieś posiada? Przekonajcie się, zapraszam.


Anna jest Polką, która przed wielu laty osiedliła się w Londynie, wyszła za mąż za Anglika i wiedzie spokojne, ustatkowane życie. Wszystko zmienia się, kiedy umiera jej teściowa, zapisując w testamencie Walterowi dom na prowincji. W tym samym czasie do Anny dzwoni przyjaciółka ze szkolnych lat. Poszukuje pracy dla swojego syna, który właśnie dostał się na uniwersytet i szuka wakacyjnego zarobku. Anna postanawia wyremontować dom otrzymany w spadku po matce męża i zatrudnia Wojtka. Chociaż chłopak przylatuje ze swoją dziewczyną, Martą, los pisze dla całej trójki niespodziany scenariusz...

We niemal wszystkich przeczytanych opiniach na temat książki Angielskie lato przewijają się słowa, że jest to powieść niezwykle nastrojowa i nostalgiczna. Zdecydowanie podpisuję się pod tym stwierdzeniem. Historia Małgorzaty Mroczkowskiej przybliża nam postać czterdziestoletniej kobiety. Anna od lat mieszka poza ojczyzną, wrosła już w angielski klimat, jej życie toczy się utartym torem, u boku zamożnego męża. Przychodzi jednak lato, w czasie którego Anna opuszcza wygodny tor, pozwala dojść do głosu ukrytym myślom i pragnieniom. Czy jej życie w rzeczywistości było puste i niespełnione?

Angielskie lato jest powieścią, która wymyka się utartym schematom obyczajówek. Już na wstępie otrzymujemy zapowiedź dramatycznych i emocjonujących wydarzeń. Nie wiemy, co się wydarzyło. Do tego dojdziemy później, poznając od podstaw historię skomplikowanych relacji, jakie zajdą pomiędzy trojgiem ludzi remontujących stary dom na prowincji. Niespieszna akcja, poetycki język, refleksje z głębi serca głównej bohaterki - to wszystko nadaje powieści wyjątkowego klimatu. Należy przyznać Małgorzacie Mroczkowskiej, że potrafi oddać nastrój swojej opowieści. Jestem przekonana, że także i Wy podczas lektury tej książki poczujecie zapach słonego wiatru i rozgrzanego piasku. Angielskie lato przedstawione przez autorkę jest piękne, niemal sielskie i pachnące słońcem. 

Powieść Małgorzaty Mroczkowskiej została napisana pięknym, niemal poetyckim językiem. Nie znajdziecie tutaj pospiesznej, dynamicznej akcji - dopasowuje się ona do nastroju angielskiej prowincji, jest subtelna, jakby zamyślona. To nie powinno dziwić, ponieważ niemal każdą stronę zapełniają wątpliwości i rozmyślenia głównej bohaterki. Pod wpływem spotkania z młodymi ludźmi Anna wydaje się dostrzegać rysy na swoim ustatkowanym życiu. 

Ja również dostrzegam rysy i to na powieści Angielskie lato. Podczas lektury towarzyszyło mi uczucie, że relacje pomiędzy Anną i Wojtkiem okazują się sztuczne. Również sami bohaterowie wzbudzają we mnie duże wątpliwości. Chociażby taki Wojtek. Wydawać by się mogło, że młody mężczyzna, który zainteresuje się dojrzałą kobietą sam również okaże się nad wiek dojrzały, a bohater Angielskiego lata ma mentalność małego, zbuntowanego chłopczyka. Nie chcę w żadnym razie polemizować z tym, jak autorka wykreowała swoich bohaterów, ponieważ z pewnością miała w tym, jakiś zamysł, pragnę jedynie zwrócić uwagę na to, że coś mi zgrzytało podczas czytania. Mojego entuzjazmu nie wzbudziło również zakończenie, z oczywistych względów nie mogę go zdradzić, ale tak ociupinkę zapachniało telenowelą... Z pewnością to, co mnie osobiście nie przypadło do gustu, Wam może się wydać atutem. Polecam tę powieść ze względu na niezwykły nastrój i nieszablonowość, jak również piękny język, którym bezsprzecznie posługuje się autorka. Osobiście mam zamiar przyglądać się twórczości Małgorzaty Mroczkowskiej, ponieważ najwyraźniej lubi nietypowe rozwiązania i operuje bardzo ładnym słowem. 

Za możliwość zagłębienia się w Angielskie Lato dziękuję:







środa, 17 czerwca 2015

Konkurs z Broadchurch i Robótkowym Światem Kasi:)

Wraz z Kasią z bloga Robótkowy Świat Kasi i Wydawnictwem Literackim przygotowaliśmy dla Was interesujący konkurs, w którym można zdobyć emocjonującą powieść Broadchurch oraz piękną zakładkę hand made :)

Jak wiecie, książka zrobiła na mnie wielkie wrażenie, zatem cieszę się, że będzie ona nagrodą w tym konkursie. Konkurs odbywa się równocześnie na obydwóch blogach oraz na fanpejdżach. Zgłoszenie wystarczy pozostawić w jednym miejscu, wszystkie zgłoszenia będą brane pod uwagę w równym stopniu. Nagrodę w postaci zestawu "książka plus zakładka" przyznamy z Kasią wspólnie, wybierając najciekawszą naszym zdaniem odpowiedź na pytanie konkursowe. Gotowi? Więc do dzieła!



Konkurs rozpoczyna się 17 czerwca i trwa do 30 czerwca. Nagroda może być wysłana na terytorium Polski. Wyniki podamy do trzech dni od dnia zakończenia konkursu. 

Zadanie konkursowe polega na pozostawienie w komentarzu na jednym z blogów lub fanpejdżów zgłoszenia, które powinno zawierać: 

- wyrażenie chęci wzięcia udziału w konkursie
- adres mailowy 
- odpowiedź na pytanie/zadanie konkursowe: 

"Stwórz swój własny emocjonujący scenariusz serialu kryminalnego i ujmij go w kilku zdaniach. Zaskocz nas i spraw, że zechcemy obejrzeć Twój serial"

Bardzo prosimy również o polubienie naszych FP na facebooku oraz udostępnianie informacji o konkursie. Nie jest to warunkiem, ale będzie nam miło, jeśli z nami zostaniecie. Osoby, które nie mają facebooka, mogą posłużyć się Google + :)

Zwycięzca otrzyma egzemplarz powieści Erin Kelly Broadchurch oraz wykonaną własnoręcznie przez Kasię zakładkę. Książka jest emocjonująca, zakładka jest piękna i naprawdę cudownie wyszyta, pasuje do każdego mola książkowego, zatem do dzieła. 





Dziękuję Wydawnictwu za ufundowanie nagrody :)

wtorek, 16 czerwca 2015

230. Robert Schneider PIERWSZE DAMY FRANCJI

Znane z pierwszych stron gazet i telewizyjnych newsów. Kobiety, żony, matki. Pierwsze damy Francji. 


Robert Schneider to pisarz i dziennikarz specjalizujący się w temacie polityki. Jego najnowsza książka "Pierwsze damy Francji" ma przedstawiać sylwetki ośmiu kobiet pełniących rolę żon i towarzyszek życia najwybitniejszych polityków Francji. Pozycja ta miała w założeniu ukazywać prywatne życie wspomnianych pierwszych dam. Czy jednak rzeczywiście ukazuje?

Osiem kobiet, towarzyszek najważniejszych polityków Francji, głów państwa w ostatnim pięćdziesięcioleciu. Żon i partnerek, towarzyszących im na co dzień, wspierających w trudach kampanii oraz w późniejszych rządach. Gospodynie Pałacu Elizejskiego, reprezentujące Francję na arenie międzynarodowej. Różniące się między sobą w takim stopniu, iż ich losy doskonale odzwierciedlają przemiany zachodzące w całej Francji oraz zmiany pozycji kobiety i żony - partnerki polityka. 


Według informacji zamieszczonej na okładce Robert Schneider miał zamiar skupić się na prywatnym życiu ośmiu Pierwszych Dam Francji: Yvonne de Gaulle, Claude Pompidou, Anne-Aymone Giscard d’Estaing, Bernadette Chirac, Danielle Mitterrand, Cécilie Sarkozy, Carlę Bruni-Sarkozy oraz Valérie Trierweiler. Czy mu się to udało? Według mnie nie do końca. Każdy z kolejnych rozdziałów opisuje moment, w którym nowa pierwsza dama obejmuje wraz z mężem - czasami towarzysząc prezydentowi, czasami na odległość - Pałac Elizejski. Każdy rozdział rozpoczyna się cytatem podsumowującym stosunek kolejnych kobiet do zaszczytnej funkcji towarzyszki prezydenta i samego pałacu prezydenckiego. Kolejne strony są poświęcone wydarzeniom i przeżyciom żon prezydentów w czasie trwania kadencji ich mężów. Trudno nazwać to życiem prywatnym, skoro opisuje się urządzanie gabinetu w Pałacu Elizejskim, wyjazdy służbowe i gale z wpływowymi politykami i działalność charytatywną. Przez kolejne rozdziały autorowi udaje się bardziej udowodnić, że partnerki kolejnych prezydentów prywatnego życia niestety nie posiadały. Naturalnie nie brakuje drobnych wzmianek o rodzinie, stosunkach i relacjach, znajdą się również plotkarskie newsy nawiązujące do romansów i innych pikantnych skandali, ale większość książki zdominowała jednak polityka. Być może widziana kobiecym okiem, ale jednak polityka. 

Naturalnie ma to swoje plusy. Osoby zainteresowane historią polityczną Francji dzięki książce mogą odtworzyć okresy kolejnych kadencji i nastroje panujące nad Sekwaną. Jeśli jednak liczy się na opisy rodzinnych spotkań, relacji z dziećmi, czy chociażby bardziej szczegółowy opis pochodzenia, młodości pierwszych dam, to jest tego naprawdę malutko. Dlatego przed lekturą tej książki warto odpowiedzieć sobie na pytanie, czego się oczkuje, nie sugerując się adnotacją "prywatnie" na okładce.

W książce nie brakuje cytatów i wypowiedzi zaczerpniętych z gazet, czasopism kolorowych oraz z biografii kolejnych prezydenckich żon. Podczas lektury brakowało mi  fotografii, którymi mogłabym się posłużyć, by sobie odwzorować kolejne pierwsze damy. Po lekturze doczytałam jednak, że zdjęć brakuje tylko w egzemplarzach recenzenckich, a w normalnych egzemplarzach jest ich bardzo wiele. Cieszę się z tego powodu, myślę że książka wiele na tym zyskuje. Pozycja ta została napisana łatwo przyswajalnym językiem, choć przyznaję że kiedy autor za mocno zagłębia się w kwestie polityczne, książka staje się nużąca. 

Książka Roberta Schneidera nie spełniła do końca moich oczekiwań. Z pewnością jest to wartościowa, dobrze napisana i interesująca pozycja, niemniej chciałam poznać nie tyle towarzyszki polityków, co kobiety. I tej kobiecości było mi w książce mało. 

Dziękuję: 



  

czwartek, 11 czerwca 2015

229. Erin Kelly BROADCHURCH (recenzja przedpremierowa)

Tworzenie powieści na podstawie seriali i filmów nie jest powszechną praktyką i szczerze powiedziawszy, rzadko się sprawdza. Jednak w przypadku Broadchurch jest zdecydowanie inaczej. Jeszcze nie obejrzałam serialu, ale już podejrzewam, że mógłby dla mnie nie istnieć. Po co? Przecież mam znakomitą książkę...

Wyobraźcie sobie spokojne, ciche miasteczko na wybrzeżu... Tutaj wszyscy się znają, witają się radosnym "dzień dobry", spędzają wspólnie czas, patrząc jak dzieci radośnie szaleją na kolorowych deskorolkach i rowerach. Miasto jak ze snów. Jednak pewnego dnia ten sen zamienia się w koszmar. U stóp klifu zostaje znalezione ciało 11-letniego chłopca. Mieszkańcy Broadchurch nie chcą wierzyć, że Danny'ego zabił ktoś z ich otoczenia, jednak stopniowo stają się wobec siebie coraz bardziej podejrzliwi...

Śledztwo prowadzą miejscowa sierżant Ellie Miller oraz przybyły do miasteczka komisarz Alec Hardy. Policjanci od początku prezentują odmienne poglądy w kwestii dochodzenia, dodatkowo napięcia powoduje fakt, że Alec zajął stanowisko, na które miała awansować Ellie. Komisarz Hardy podejrzewa o dokonanie zabójstwa wszystkich, łącznie z rodzicami chłopca i uczy Ellie, że nikomu nie należy ufać...

Często spotykamy się z sytuacją ekranizacji powieści, jednak pisanie książek na podstawie filmu bądź serialu jest zjawiskiem stosunkowo nieczęstym. Twórcy serialu Broadchurch zdecydowali się na ten manewr, licząc na to, że książka osiągnie równie wysoką popularność, co obraz, który tygodniami wzbudzał emocje dziesięciu milionów Brytyjczyków. Zadanie napisania książki na podstawie hitowego serialu powierzono Erin Kelly, autorce thrillerów psychologicznych i dziennikarce. 

Nie miałam (jeszcze) przyjemności zapoznać się z serialową wersją Broadchurch, ale niezmiernie cieszę się, że to właśnie książka trafiła w  moje ręce jako pierwsza. Jeśli serial jest choć w połowie tak emocjonujący i trzymający w napięciu, jak powieść, pewnie musiałabym za jednym podejściem obejrzeć wszystkie odcinki. Właśnie tak wyglądała moja lektura Broadchurch: nie byłam w stanie odłożyć tej książki, dopóki nie poznałam rozwiązania ostatniej tajemnicy. 

Ktoś mógłby powiedzieć, że Broadchurch nie może niczym zaskoczyć, ponieważ wszystko zostało już opowiedziane w serialu, a jednak jest zupełnie inaczej. Naturalnie fabuła książki musiała ściśle opierać się na wydarzeniach z poszczególnych odcinków, jednak wersja książkowa jest osobnym dziełem, świetnym i bardzo nastrojowym kryminałem. Myślę, że trzeba niemałego talentu, by tak świetnie ukazać klimat małego miasteczka i mentalność mieszkających w nim ludzi. Mam nadzieję, że będę miała okazję poznać kiedyś inne książki Erin Kelly.

Broadchurch jest takim kryminałem, jakie najbardziej cenię: klimatycznym, pełnym tajemnic a zarazem bardzo dynamicznym. Tutaj akcja nie ustaje ani na moment, przez cały czas coś się dzieje, coś się wyjaśnia lub jeszcze bardziej gmatwa. Czy czytelnik, który nie zna serialu, może odkryć, kim jest zabójca małego Danny'ego? Być może, mnie się to nie zupełnie nie udało. Według mnie jest to kolejnym argumentem przemawiającym na korzyść Broadchurch: książka jest zaskakująca i nieprzewidywalna.

Na  koniec pozostaje mi zachęcić Was do lektury... i jednak poszukać serialu. Mimo, że znam już tożsamość zabójcy i poznałam wszystkie tajemnice małego miasteczka, chcę sprawdzić, czy książka kolejny raz okaże się lepsza :)






środa, 10 czerwca 2015

228. Anna Herbich DZIEWCZYNY Z SYBERII

W głąb Związku Sowieckiego wywieziono kilkaset tysięcy kobiet. Oto historie dziesięciu spośród nich...


Dziewczyny z Syberii są kolejną odsłoną cyklu Prawdziwe Historie wydawnictwa Znak Horyzont. Autorką książki jest Anna Herbich, dziennikarka i autorka innej pozycji stanowiącej część serii: Dziewczyn z Powstania. W najnowszej książce autorka decyduje się przybliżyć czytelnikom postaci dziesięciu kobiet, którym udało się przeżyć piekło Syberii. 

Były młode i szczęśliwe, znajdowały się u progu dorosłego życia i z nadzieją spoglądały w przyszłość. Jakiego życia się spodziewały, czego się obawiały? Z pewnością nie tego, że nocą do ich drzwi załomoczą enkawudziści, że zostaną powiedzione do bydlęcych wagonów i w prymitywnych warunkach powiezione w dzikie rejony Syberii. Karane ze działalność patriotyczną lub najzwyczajniej za pochodzenie, trafiały do łagrów i kołchozów z dala od ojczyzny, bliskich i cywilizacji. Skazane na katorżniczą pracę, choroby i poniżenie. A jednak przeżyły i dziś snują przed nami swoją opowieść...

Dziesięć niezwykłych kobiet, dziesięć wyjątkowych, dramatycznych historii, których głębię trudno nam zrozumieć. Dziesięć opowieści tak podobnych do siebie, a zarazem tak różnych. Różne są bowiem bohaterki tego wydania: pochodzą z różnych rodzin, z różnych zakątków kraju, w chwili zsyłki były w różnym wieku. Wspólnym mianownikiem staje się tutaj dzika, nieprzystępna, a zarazem piękna Syberia oraz dramatyczne, zatrważające przeżycia, jakie stały się ich udziałem. 

Rozmówczynie Anny Herbich podzieliły się z nami swoimi wspomnieniami. Nie są to piękne wspomnienia, wiele kobiet przez lata ukrywało przed swoimi bliskim, jak wyglądało ich życie w niewoli. Dźwigały brzemię makabrycznych wydarzeń, których były świadkami. Powoli przemija pokolenie, które jest w stanie opowiedzieć nam o wydarzeniach tamtych dni, doceńmy szansę wysłuchania tych historii. Dziewczyny z Syberii snują swoją opowieść niespiesznie, językiem prostym i przystępnym. Czytając tę pozycję będziecie mieć wrażenie, że rozmówczynie Anny Herbich siedzą gdzieś obok i snują swoje opowieści. Być może ujrzycie oczyma wyobraźni sylwetki starszych pań, które poznajemy na fotografiach poprzedzających każdy z dziesięciu rozdziałów. Jednak zagłębiając się w lekturę z pewnością dostrzeżecie ich drugą twarz: siłę, determinację, odwagę - wszystkie te cechy, które pozwoliły im przeżyć te trudne lata. 

Dziewczyny z Syberii to książka o historii, historii długo spychanej na bok, a teraz nareszcie odsłoniętej i opowiedzianej. Niemniej jest to również książka o sile charakteru, wierze i nadziei, o kobietach, których nie złamały nieludzkie warunki, poniżenie i przemoc. Dzięki takim publikacjom jak Dziewczyny z Syberii możemy poznać te wydarzenia z najbardziej wiarygodnej perspektywy, opowiedziane ustami osób, które naprawdę to przeżyły. Dziewczyny z Syberii nie są wyłącznie zapisem obozowego czy kołchozowego życia, ale również beztroskich lat młodości, działalności patriotycznej czy późniejszych losów bohaterek. Całość uzupełniają liczne fotografie przedstawiające te niezwykłe kobiety i bliskie im osoby. Niezmiernie cieszę się, że powstają takie książki jak Dziewczyny z Syberii, są one świadectwem historii i to świadectwem najcenniejszym, opowiedzianym przez bohaterów i bohaterki tamtych dni...

Polecam gorąco!










poniedziałek, 8 czerwca 2015

227. Milenkowe Czytanie BAŚŃ O ŚWIĘTYM SPOKOJU Zofia Stanecka

Któż z nas nie marzy o świętym spokoju? Z pewnością nie marzą o nim dzieci, bo dla nich im więcej zamieszania i hałasu, tym lepsza zabawa.

"Jakiś czas temu, gdy po Ziemi chodziły jeszcze skrzaty i trolle, z dala od gwaru wielkiego świata leżało królestwo Świętego Spokoju". Tymi słowami rozpoczyna się piękna Baśń o świętym spokoju autorstwa Zofii Staneckiej. Jak to w baśniach i królestwach bywa spotykamy króla Miłosława, władcę, który ponad wszystko uwielbia ciszę i spokój, a przy tym wyjątkowo dba o przestrzeganie wszelkich zasad. Tak więc z Królestwie Świętego Spokoju chodzi się w butach na miękkich podeszwach, mówi się półgłosem, a psy nie szczekają, aby nie robić hałasu. 

Przychodzi jednak pewna deszczowa noc, która zmienia życie króla Miłosława i wszystkich jego poddanych. Niezwykła historia zawarta w tej książeczce udowadnia, że są rzeczy, dla których warto się zmienić :)


Baśń o Świętym Spokoju stanowi część kolekcji Poczytaj ze mną Wydawnictwa Egmont. O tym, że warto i trzeba czytać dziecku, większość rodziców doskonale wie. Czasami jednak mamy problem z wyborem ładnych i wartościowych historii, które zapewnią dziecku nie tylko rozrywkę, ale również przybliżą pewne wartości. Taką książeczką bezsprzecznie okaże się opisywana dziś baśń. 

My - rodzice - często marzymy o świętym spokoju i to bynajmniej nie o tym z królestwa, ale o najzwyklejszej chwili ciszy, pozbawionej krzyku, śmiechu i pisku. Często drażni nas rozgardiasz w domu, plama na bluzce czy uszkodzone zabawki, a nawet to, że dziecko na każdym kroku zabiega o naszą uwagę. Nierzadko irytacja objawia się podniesieniem głosu i sytuacją bardzo smutną dla malucha, a także dla nas samych. Baśń Zofii Staneckiej jest skierowana do najmłodszych, ale myślę, że największą naukę zaczerpną z niej dorośli. Historia ta bowiem ukazuje bardzo ważne wartości i udowadnia, że są rzeczy znacznie ważniejsze od świętego spokoju, którego pragniemy. 

Na tle kolorowych i jaskrawych książeczek dla dzieci Baśń o świętym spokoju może wydawać się mało imponująca, ponieważ posiada stonowane kolorystycznie, delikatne ilustracje autorstwa Marianny Sztymy. Trzeba jednak przyznać, że obrazki te doskonale podkreślają baśniowy charakter książeczki i ilustrują wydarzenia i zmiany zachodzące w opowiedzianej historii. Stylem troszkę przypominają ilustracje z książek czytanych przeze mnie w dzieciństwie, bardzo przypadły mi do gustu, ale Milenka na razie nie doceniła ich piękna. Za to wyraźnie zainteresowała się samą opowieścią i ... nieszczekającymi psami :)

Baśń o świętym spokoju jest ciepłą, rodzinną, bajkową opowieścią, która doskonale uświadamia, jak ważna jest rodzina. Opowieść jest lekka i łatwa w odbiorze, a czcionka duża i wyraźna, samodzielnie czytające dzieci nie będą miały problemu z lekturą baśni. To książeczka, do której będziemy często wracać i którą z przyjemnością polecam dzieciom i dorosłym. Czasami bowiem potrzeba dziecinnie prostego przekazu, by uświadomić sobie to, co ważne...

Wraz z Milenką dziękujemy: 




niedziela, 7 czerwca 2015

226. Colleen McCullough SŁODKO-GORZKIE ŻYCIE

Życie jest nieprzewidywalne i niesie wiele niespodzianek. Zarówno tych słodkich, jak i bardziej przykrych. Colleen McCullough udowadnia nam to na kartach swojej najnowszej, a zarazem ostatniej powieści. 

Australijska pisarka zasłynęła przede wszystkim powieścią Ptaki ciernistych krzewów, na kanwie której powstał popularny serial pod tym samym tytułem z Richardem Chamberlainem i Rachel Ward. Książka ta okazała się wielkim bestsellerem, sprzedając się w liczbie ponad trzydziestu milionów egzemplarzy. Colleen McCollough okazała się płodną pisarką, w jej dorobku znajduje się kilkanaście powieści łączących w sobie elementy historii obyczajowych i romansu, jak również powieści osadzone w czasach starożytnych oraz kilka kryminalnych historii. Autorka zmarła w 2015 roku w Norfolk. 

Lata dwudzieste ubiegłego wieku, Nowa Południowa Walia. Cztery siostry, córki pastora Latimera, rozpoczynają pracę w miejscowym szpitalu, by uczyć się pielęgniarstwa i przecierać szlaki dla zawodowych, wykwalifikowanych sióstr. Pozostawiają luksusowe życie w zamożnym domu i odcinają pępowinę toksycznej matki i macochy. Są piękne, ambitne i wyjątkowo ze sobą zżyte. Każda z dziewcząt ma swoje ambicje i marzenia, które przyjdzie spełniać w trudnych i dramatycznych latach Wielkiego Kryzysu. Życie każdej z nich potoczy się zupełnie inaczej, udowadniając, że ma słodko-gorzki smak.

Najnowsza powieść Colleen McCollough została napisana ze znacznym rozmachem i doskonale sprawdziłaby się w charakterze scenariusza do serialu lub filmu. Tak wyglądała moja pierwsza refleksja towarzysząca lekturze tej książki. Autorka zabiera nas w fascynującą podróż do Australii lat 20 i 30 ubiegłego wieku, czasów nie tylko ciekawych, ale również trudnych. Od utworzenia Państwa Australijskiego upłynęło niecałe trzydzieści lat, rozpoczyna się Wielki Kryzys. W niegodnej pozazdroszczenia sytuacji znajdują się również kobiety, które mają bardzo małe prawa  i często sprowadzane są do roli żon i matek. Nie inwestuje się w studia córek, a wyższe stanowiska w miejscowych instytucjach zajmują wyłącznie mężczyźni. Colleen McCollough prowadzi swoich czytelników przez wolno - ale jednak - postępujące zmiany. Siostry Latimer z uporem przecierają szlaki, wpierw podejmując pracę i naukę przygotowującą do profesjonalnego stanowiska, a w następnych latach dążąc do spełnienia swoich marzeń i kierowania swoim życiem, zarówno w sferze zawodowej, jak i osobistej. 

Słodko-gorzkie życie jest powieścią obfitującą w bohaterów i ich zagmatwane losy. Czytelnik spotyka cztery główne bohaterki, którym autorka poświęca naprawdę wiele uwagi, każda z nich ma w swoim życiu osoby bliskie i kochane, ich również Colleen McCollough w żadnym razie nie pomija. Przez to powieść jest naprawdę wielowątkowa i obszerna: chociaż przede wszystkim skupia się na losach czterech sióstr, ukazuje je na tle ważnych wydarzeń historycznych tego okresu oraz sytuacji gospodarczej i społecznej kraju. Towarzysząc bohaterkom na przestrzeni kilku lat, możemy obserwować zmiany zachodzące nie tylko w ich otoczeniu, ale również w nich samych. Kształtują je wydarzenia, często dramatyczne i emocjonujące. 

Książka australijskiej powieściopisarki nie spełniła do końca moich oczekiwań. Z pewnością jest ona poprawna i interesująca, szczególnie dla osób, które cenią historie osadzone na początku ubiegłego wieku i szczegółowo ukazujące losy bohaterów. Jak już wspomniałam Słodko-gorzkie życie jest powieścią obszerną pod względem treści, wątków i bohaterów, ale długie opisy sytuacyjne momentami stają się ogromnie dłużące. W moim przypadku katorgą było czytanie na temat spraw politycznych Australii, którym w pewnym momencie autorka poświęca naprawdę wiele uwagi. Było to moje pierwsze spotkanie z Colleen McColluogh, ale z pewnością nie ostatnie, ponieważ na mojej półce czeka powieść autorki zakupiona w antykwariacie. Przekonam się wówczas, czy te nużące opisy zostały wykorzystane na potrzeby tej powieści, czy też stanowią element stylu autorki. W przypadku Słodko-gorzkiego życia zabrakło mi nieco lekkości, tak charakterystycznej chociażby dla innej australijskiej pisarki Patricii Shaw.