czwartek, 7 listopada 2013

70. Philippa Gregory DOM CUDZYCH MARZEŃ

Lc.pl
Marzenia bywają piękne. Marzenia są nam potrzebne.
Czasami jednak marzenia mogą stać się niebezpieczne...

Kiedy Ruth poślubiła Patricka, spełniło się jej wielkie marzenie. Zdobyła rodzinę. Osierocona jako mała dziewczynka, w obcym kraju, potrzebowała bliskości i akceptacji ze strony drugiego człowieka. Miała nadzieję, że dla swoich teściów jest jak druga córka. Szybko przyszło jej się srodze rozczarować i zrozumieć, że nie spełnia ich oczekiwań i dla swojego rozpieszczonego syna oczekiwali znacznie lepszej partii.

Ruth nie potrafiła się sprzeciwić: ani gdy mąż zdecydował, że zamieszkają w pobliżu domu jego rodziców, ani gdy skłonił ją do poczęcia dziecka, którego nie chciała. Pragnąc zadowolić męża i jego rodziców, milczała. Przypłaciła to jednak głęboką frustracją i depresją poporodową, a w rezultacie uzależnieniem od leków. Stała się zagrożeniem dla siebie samej i nowo narodzonego synka. Została wysłana do ekskluzywnego ośrodka leczącego problemy psychiczne. Rodzice męża po cichu liczyli, że zniknie z ich życia. Nie była im potrzebna. Ruth okazała się jednak twardsza niż myśleli. Wróciła i zrozumiała, że musi stoczyć ciężką walkę, by odzyskać rodzinę...

Większość czytelników zna Philippę Gregory jako królową ognistych romansów historycznych. Ze mną jest nieco inaczej. Dom cudzych marzeń jest pierwszą powieścią autorki, jaką zdecydowałam się przeczytać, więc swoją przygodę z Philippą rozpoczęłam od powieści obyczajowej. Z pewnością jednak sięgnę po inne jej książki, gdyż przekonałam się, że ma bardzo interesujący styl i potrafi świetnie budować napięcie.

Żeby jednak sprawiedliwości stało się zadość, muszę wspomnieć, że na początku książka wydała mi się nieciekawa i mdła. Na szczęście byłam cierpliwa i pozwoliłam autorce się rozkręcić. Wkrótce historia Ruth stała się tak emocjonująca, że nie byłam w stanie się oderwać. 370 tron przeczytałam w jeden dzień, a uwierzcie, że przy moim rozgadanym dziecku, to nie jest takie proste zadanie.

Powieść stanowi obraz wyjątkowo skomplikowanych relacji rodzinnych. Młoda żona zostaje zupełnie zdominowana przez męża i jego rodzinę. Ta pewna siebie zawodowo kobieta nie potrafi wykrzesać z siebie ani grama asertywności, gdy chodzi o teściów. Sprawia wrażenie wdzięcznej za to, że przyjęli ją do rodziny. Nie zauważa, że traktują ją protekcjonalnie, jako niezbyt gustowny dodatek do przystojnego męża.Ruth nie była gotowa na macierzyństwo, ale nikt nie chce o tym z nią rozmawiać. Brak instynktu macierzyńskiego jest w złym guście. Przemęczona kobieta wpada w depresje i pozwala teściowej zająć się dzieckiem. Nie wie, że sama kręci na siebie bicz, jest przekonana, że pomoc teściowej wynika z troski. Kiedy spostrzeże jej prawdziwe zamiary, będzie już za późno: starsza pani rozciągnie już sieć swoich intryg.

Elizabeth jest silną osobowością, która chce decydować o wszystkim. Już na początku książki poczułam do niej niechęć. Pod płaszczykiem życzliwości wyręcza synową w opiece nad wnukiem, równocześnie zasiewając w synu wątpliwości, że matka dziecka nie potrafi się nim zajmować i stanowi dla niego zagrożenie. Ruth rzeczywiście wiele rzeczy się nie udaje, co jest wodą na młyn działań teściowej. Matka Patricka wydaje się chcieć przeżyć drugą młodość. Wcale nie ma ochoty rozstawać się ze swoim synem i oddawać go obcej kobiecie. Chciałaby mieć przy sobie syna i wnuka. Synowa wypełniła swoje zadanie rodząc dziecko, więc może odejść. Wydaje mi się, że to Elizabeth przydałaby się terapia, nie Ruth.

Już dawno nie przeżywałam tak mocno wydarzeń z kart książki. Obserwując poczynania bohaterów miałam ochotę nimi trząść i krzyczeć. Szczególną antypatię wzbudzili we mnie Patrick i jego matka. W stosunku do Ruth odczuwałam silne współczucie, jednak  zdarzały się momenty, że chciałam na nią wrzasnąć i daj jej tęgiego kopa w tyłek. Chciałam, by wzięła się za siebie i pokazała im na co ją stać.

Nie wspomniałam jeszcze o świetnym, lekkim piórze autorki i jej talencie do oddawania szczegółów. Nie ma nudnych opisów, ale jest klimat powieści. I to ważne. :)

Zakończenie... zbiło mnie trochę z tropu. Musiałam wrócić i przeczytać wszystko jeszcze raz, by przekonać się, czy wszystko dobrze zrozumiałam. I chyba nie do końca mnie zadowoliło. Ale może Wam przypadnie do gustu właśnie takie?

Polecam.
Moja ocena 9/10
Wydawnictwo Książnica.
Stron 371







16 komentarzy:

  1. Nie miałam okazji czytać nic tej autorki, a ta pozycja wydaje się bardzo ciekawa. Lubię takie książki. Szkoda tylko, że mało mam czasu i spore zobowiązania ...

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj mogą marzenia być niebezpieczne, mogą. Właśnie przekonuję się o tym na własnej skórze.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zazdroszczę Ci, że możesz "zawodowo" czytać książki ;) Coż poza czytaniem jeszcze trzeba taką książkę zrecenzować, a ja nie mam takiej smykałki do pisania jak Ty :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Przeczytać jeszcze raz? :) Czasami również trafiam na „trudne” książki, oj jak ja tego nie lubię :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeczytać oczywiście tylko zakończenie, kilka stron musiałam wrócić :)

      Usuń
  5. No prosze, przeczytalam prawie wszystkie pozycje pani Gregory, ale akurat tej nie. Teraz w kazdym razie wiem, ze warto.
    Mnie z jej obyczajowych powiesci najbardziej podobala sie "Fallen Skies", ale nie znam polskiego tytulu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta ma tytuł oryginalny The Little House:) i właśnie wyszperałam, że chyba jest serial :)

      Usuń
  6. Twórczość autorki wciąż przede mną ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. w przyszłym tygodniu biorę się za jej pierwszą "dorosłą" dla powieść - Uwięziona królowa. do tej pory czytałam tylko książkę dla młodzieży, ale autorka jest tak powszechnie chwalona, że nie powinnam się zawieść.

    OdpowiedzUsuń
  8. Koniecznie przeczytam. Muszę w końcu poznać twórczość Phillipy Gregory.
    Czytadła Tetiisheri

    OdpowiedzUsuń
  9. Czytałam. I szlag mnie trafiał na teściową.
    Generalnie wolę jej powieści historyczne.

    OdpowiedzUsuń