poniedziałek, 2 grudnia 2013

Świąteczne opowiadania :)


Juz po konkursie, więc mogę zedytować post i wyjawić moje opowiadanie gwiazdkowe :)
Tym bardziej, że nie wiem czemu, ale ten post cieszy się wielką popularnością :D
Zapraszam :)

Uwierzyć w Gwiazdkę

Śnieg pojawił się przed południem. Ewa zaparzyła kawę i stanęła przy kuchennym oknie, obejmując dłońmi gorący kubek i wpatrując się w ponure, czarne kontury drzew. Pogodziła się już z myślą, że święta będą szare i mokre. Szczerze mówiąc, nawet na to liczyła i kiedy w powietrzu zawirowały pierwsze białe płatki, poczuła rozdrażnienie.
Nie miała ochoty świętować. Teraz przywołała w myślach wczorajszą sprzeczkę z Adamem, który zaproponował, by Boże Narodzenie spędzili w domu jego rodziców. Sprzeciwiła się gwałtownie i w końcu wyrzuciła z siebie to, co uwierało ją, odkąd ujrzała pierwsze kolorowe światełka w sklepowych witrynach.
- W ogóle nie mam zamiaru obchodzić świąt. Gwiazdka jest dla szczęśliwych ludzi, a ja...
- Nie jesteś szczęśliwa – dopowiedział Adam i przez moment widziała w jego oczach głęboki smutek. Mimo to podszedł i przytulił ją mocno – A może święta to najlepsza chwila, by zacząć wszystko od nowa? By zapomnieć?
- Zapomnieć? - posłała mu zranione spojrzenie – Myślisz, że jakieś głupie święta pomogą mi zapomnieć? Oczywiście, dla ciebie to jest łatwe. To nie ty nosiłeś nasze dziecko pod sercem przez pięć miesięcy. To nie ty urodziłeś je... - … martwe, chciała wykrzyczeć, ale jej głos się załamał i poczuła, że ta rozmowa zakończy się kolejnym atakiem płaczu. Wolała uciec od jego smutnego spojrzenia, co zresztą zrobiła, odgradzając się szczelnie zamkniętymi drzwiami sypialni.
- Ale się rozsypało! - zawołał z hallu Adam – Będą białe święta!
- Co tutaj robisz? - zignorowała wzmiankę o niespodziewanych opadach i jego radosny ton – Dlaczego nie jesteś w pracy?
- Zaraz wracam do biura. Wyskoczyłem tylko po małe zakupy - wskazał paczki.
- Co to jest?
- Sama zobacz – znów ten uśmiech małego, psotnego chłopca. Ewa poczuła, że jego zakupy nie przypadną jej do gustu. Mimo to podeszła i przykucnęła przy pudełkach, odchylając wieczka i rozwijając białe i różowe bibułki.
Z pudełka wyjrzały kolorowe kuleczki bombek choinkowych. Migotały wesoło w blasku lampy i nagle zobaczyła blade odbicie własnej twarzy i smutnych oczu. Adam nachylił się nad nią i wziął do ręki czerwoną kulę, gładząc ją, jakby trzymał w dłoni dorodne jabłko.
- Podobają ci się? - zapytał, a kiedy milczała, dodał – Wieczorem przywiozę choinkę.
- Nie chcę ubierać choinki! - powiedziała ze złością.
- Poczujesz się lepiej, kiedy ją ubierzemy. Zrobimy to razem. - tłumaczył, jak małemu dziecku – W domu zrobi się weselej, poczujesz gwiazdkowy nastrój. Skoro nie chcesz jechać do rodziców, spędzimy te święta we dwoje. Tak jak lubimy.
- Nie chcę obchodzić świąt! - podniosła głos – Nie chcę. Zrozum to w końcu.
- A ja? Pomyślałaś, czego ja chcę? - zapytał nagle. Odwróciła się na pięcie i kolejny raz odgrodziła go od siebie białą taflą drzwi.

Leżała na łóżku, wpatrując się w ciemniejące okno. Śnieg nie przestawał padać i biały puch pokrył dokładnie połać trawnika przed domem i otulił konary drzew. Mimo rozdrażnienia Ewa musiała przyznać, że wygląda to pięknie. Magicznie. Gdyby była małą dziewczynką, wyobraziłaby sobie, że trafiła to tajemniczej krainy, gdzie spełniają się wszystkie marzenia, a ludzie są szczęśliwi. Tam, gdzie kobiety nie tracą wymarzonego dziecka.
Na myśl o swoim małym synku, poczuła napływające do oczu łzy.
Nie walczyła z nimi.
Dawno temu, gdy wszyscy na około powtarzali, że musi być dzielna, próbowała je powstrzymywać. Chciała być silna. Ale kiedy bolesna prawda uderzyła w nią z całym impetem, złamała się wpół i już nie potrafiła się podnieść. Rozpacz i łzy stały się jej codziennymi towarzyszkami, skutecznie odgradzając ją od męża i reszty rodziny.
Oczywiście zdawała sobie sprawę z tego, że jej małżeństwo może się rozpaść. Wiele związków nie potrafiło poradzić sobie z tragedią, jaką jest utrata dziecka. Ewa kochała Adama, ale nie czuła się na siłach walczyć o niego. Miała mu za złe, że nie chce przeżywać żałoby, tak jak ona. Każdy jego uśmiech wbijał lodowate kolce w jej serce.
Ewa wsłuchała się w ciszę panującą w domu, próbując wyłuskać jakiś dźwięk, który świadczyłby o obecności męża. Kiedy jej uszu nie doszedł najmniejszy szelest, podniosła się z łóżka i ruszyła do kuchni. W kącie hallu stało niedbale oparte drzewko. Świeży zapach lasu uderzył Ewę po nozdrzach. Poczuła mdłości i uciekła do kuchni.
Przygotowywała kolację, gdy Adam wrócił do domu. Słyszała, jak krząta się po hallu, zdejmując buty i płaszcz, a potem pogwizdując rusza w kierunku kuchni. Nie zająknął się ani słowem na temat choinki, co przyjęła z ulgą. Poczuła, że się rozluźnia. Zapytała, jak mu minął dzień. Zjedli kolację i przeszli do salonu, aby obejrzeć wiadomości. Potem w milczeniu położyli się spać.
Ewa nie mogła zasnąć. Myślami wróciła do czasu dzieciństwa i radosnych świąt, gdy wraz z rodzeństwem przystrajała przyniesioną z lasu jodełkę, zakładając czerwone bombki i anielskie włosie.
Wtedy byłam szczęśliwa, pomyślała smutno, gładząc się po płaskim brzuchu.

Wigilijny poranek powitał ich scenerią jak z bajki. Śnieg skrzył się w promieniach słońca, migocząc jak diamenty. Ewa podziwiała ten widok, siedząc przy kuchennym stole i pijąc kawę. Adam przeglądał gazetę. Nagle odłożył ją i spojrzał na żonę.
- Potrzebujesz czegoś? Kupić coś na wigilię?
Potrząsnęła głową.
- Chcę żebyś jechał na wieczerzę do rodziców.
- Oszalałaś? - otworzył szeroko oczy, jakby widział ją pierwszy raz w życiu.
- Nie mam zamiaru obchodzić świąt. Ale to nie znaczy, że ty masz tego nie robić. Jedź do rodziców, tak jak było zaplanowane.
- Ewuniu, nie zostawię cię samej w domu. Nie w wigilię.
- Dla mnie to dzień, jak każdy inny – wzruszyła ramionami.
- Co mam powiedzieć rodzicom?
- Prawdę. Że ja już nie wierzę w Gwiazdkę. - podniosła się zza stołu, zbierając naczynia. Obserwował ją ze smutkiem.
- Nie zmienisz zdania?
- Nie – pokręciła głową.

Wyjechał po piętnastej. Ewa schroniła się w zaciszu sypialni, podciągając pod brodę rudy koc i gapiąc się w okno. Kiedy Adam przyszedł się pożegnać, pozwoliła się pocałować i choć czuła głęboki smutek, wykrzywiła wargi w lekkim uśmiechu. Adam patrzył na nią badawczo.
- Na pewno mam jechać? Poradzisz sobie?
- Oczywiście!
- Co będziesz robić?
- Poczytam – wskazała ruchem brody rozłożoną na stoliku powieść. - Zadzwoń, gdy dotrzesz na miejsce. I jedź ostrożnie. Jest ślisko.
- Dobrze – kiwnął głową. - Nie wstawaj. Zamknę za sobą drzwi.
Wsłuchiwała się w jego kroki w hallu, trzaśnięcie zamykanych drzwi i warkot odjeżdżającego samochodu. Kiedy zapanowała cisza, Ewa odrzuciła koc i zerwała się z łóżka. Wolnym krokiem obeszła pusty dom, szurając kapciami o parkiet i czując rozpierającą ją tęsknotę. Dziwnie czuła się w opustoszałym wnętrzu. Adam drażnił ją swoją pogodą ducha, ale brakowało jej świadomości, że jest blisko.
Weszła do salonu i stanęła jak wryta. Rozłożyste drzewko tkwiło wciśnięte w kąt między telewizorem a biblioteczką, zachęcająco mrugając dziesiątkami kolorowych światełek. Adam musiał je ubrać, gdy spała. Podeszła do choinki i delikatnie pogładziła szmaragdowe igły, z których unosił się zapach lasu. Drzewko było piękne. Adam nie zapomniał nawet o anielskim włosiu, które wiele lat wcześniej przywiozła z domu babki i trzymała w drewnianej szkatułce w sypialni, traktując niemal jak czarodziejski amulet.
Resztę wieczoru spędziła na kanapie, przeskakując pilotem po kanałach i umykając przed radosnymi tonami kolęd. Wyobrażała sobie dom rodziców Adama, gdzie z pewnością zasiadano właśnie do stołu, łamiąc się opłatkiem i wesoło przekomarzając nad talerzem białego barszczu. Ewa nie miała nic przeciwko spędzeniu świąt w tym radosnym gronie, ale obawiała się, że kolejny raz będą wymagać od niej dziarskiej miny i pogodzenia z losem. A ona nie była na to gotowa...
Zamierzała właśnie przejść do kuchni i przygotować coś do jedzenia, kiedy jej uszu dobiegł cichy pisk. Podkradła się do okna, czując jak jej serce mocno bije. Pokryty śniegiem ogród skrzył się w świetle księżyca. Nie dostrzegła nikogo, ale piszczenie stawało się coraz wyraźniejsze. Ewa nie miała wątpliwości: ktoś był w ogrodzie i potrzebował jej pomocy.
Szybko narzuciła na siebie płaszcz i zanim dopadły ją wątpliwości, wybiegła z domu. Śnieg sprawił, że ogród tonął w niebieskawym blasku, mimo to nie mogła dostrzec, kto się w nim kryje. Już zamierzała zawrócić do ciepłego wnętrza, gdy jej wzrok przykuło delikatne poruszenie za bramą. Ktoś siedział na podjeździe z kostki brukowej i na jej widok nieznacznie się poruszył.
- Ktoś się poślizgnął na chodniku – pomyślała, ruszając szybkim krokiem w tamtą stronę. Nie czuła ani serca boleśnie bijącego o żebra, ani śniegu wpadającego do ciepłych kapci. Wymacała w kieszeni pilot od automatycznej bramy i wcisnęła guzik. Kiedy brama uchyliła się do końca, zrozumiała swoją pomyłkę...
Na oblodzonym podjeździe siedział pies. Był duży, miał oklapnięte uszy, błyszczącą sierść pokrytą warstewką świeżego śniegu i smutne oczy. Z jego pyska wydobył się cichutki pisk otoczony kłębem białej pary. Pies niemrawo poruszył ogonem i położył pysk na wyciągniętych łapach. Dopiero wtedy Ewa zauważyła u jego boku pudełko, a w nim ciemną nieruchomą kuleczkę pokrytą warstewką szronu.
Zrozumiała.
- Wyrzucili cię. - westchnęła, nie tłumiąc łez, które napłynęły nie wiadomo skąd – Oszczeniłaś się, a oni cię wyrzucili. Wyrzucili cię w święta?
Nachyliła się nad pudełkiem i trąciła palcem nieruchomą kuleczkę. Była zimna. Ktoś wystawił pudełko ze szczeniakiem na mróz, licząc że pozbędzie się problemu. Było mroźnie. Piesek nie przeżył, ale jego matka nie odeszła od pudełka. Czuwała przy swoim dziecku.
- Mój boże, czemu nie ma tutaj Adama? On wiedziałby, co zrobić! - nieświadomie pogładziła czarne, zmierzwione futro suni, która nadal popiskiwała żałośnie.
Ewa spojrzała na nią smutno.
– Wiem, co czujesz. Ja także straciłam dziecko. - powiedziała cicho. Zwierzę podniosło na nią smutne oczy, jakby czekając na dalsze słowa. Ewie nie trzeba było większej zachęty, otarła mokre oczy i wyrzuciła z siebie – Tak bardzo na nie czekałam. A ono urodziło się martwe.
Siedziała przez chwilę, bijąc się z myślami i gładząc futro psa o smutnych oczach. Nie przyszło jej na myśl, że może zostać pogryziona, nie czuła chłodu pokrytego śniegiem podjazdu. Prosto w psie ucho opowiadała, jak długo czekała na upragnione dwie kreseczki na teście, a gdy w końcu je zobaczyła, zwariowała z radości. I o tym, jak była szczęśliwa, aż do dnia, gdy ból w dole brzucha dał jej znać, że coś jest nie w porządku. Aż w końcu o tym, że bardzo pragnie znów zajść w ciążę, ale przeraźliwie się boi, że znów coś pójdzie nie tak.
- I że moje serce rozpadnie się na milion kawałeczków. - dodała cichutko. - Nie jestem już młoda. A jeśli nie zdążę zostać mamą?
Sunia zastrzygła uszami, myśląc o smutku siedzącej przy niej kobiety, a potem wróciła myślami do mieszkania, gdzie spędziła miniony ranek. Myślała o piskach dzieci ubierających choinkę i ciepłym kącie kanapy, który lubiła. A potem o krótkiej jeździe samochodem, której celem stał się podjazd przed jedynym nieoświetlonym domem przy ulicy. Zajrzała w oczy płaczącej kobiety i delikatnie trąciła nosem pudełko, przysuwając je bliżej siedzącej.
- Nic nie mogę zrobić – Ewa poczuła rozpacz– Przepraszam.
Nagle zrozumiała, jak czuł się jej mąż, który za wszelką cenę chciał przywrócić ją do życia. Jak bezsilny był, gdy nie mógł pomóc jej poradzić sobie z bólem po stracie dziecka. Kobieta przytuliła psa i rozszlochała się na dobre.

Kiedy godzinę później Adam zajechał przed dom, powitały go rzęsiście oświetlone okna. Z niepokojem wpadł do salonu, gdzie leżąca na kanapie Ewa słuchała kolęd.
- Przepraszam Ewuniu, nie powinienem w ogóle cię zostawiać. Idiota ze mnie. - zawołał, biorąc ją w ramiona.
- To ja przepraszam. - wyszeptała, wtulając się w niego.
Nagle Adam poczuł, że jest obserwowany. Ze zdumieniem wpatrywał się w wielkiego, czarnego psa, który rozciągnął się przy kominku.
- A to kto? - zmarszczył brwi.

- A to jest Gwiazdka. - odparła cicho. Suka załomotała ogonem w deski parkietu, jakby chciała dać znać, że rozumie, o kim mowa. - To jest Gwiazdka, która dała mi nadzieję.

3 komentarze: