Juz po konkursie, więc mogę zedytować post i wyjawić moje opowiadanie gwiazdkowe :)
Tym bardziej, że nie wiem czemu, ale ten post cieszy się wielką popularnością :D
Zapraszam :)
Uwierzyć w Gwiazdkę
Śnieg pojawił
się przed południem. Ewa zaparzyła kawę i stanęła przy
kuchennym oknie, obejmując dłońmi gorący kubek i wpatrując się
w ponure, czarne kontury drzew. Pogodziła się już z myślą, że
święta będą szare i mokre. Szczerze mówiąc, nawet na to liczyła
i kiedy w powietrzu zawirowały pierwsze białe płatki, poczuła
rozdrażnienie.
Nie miała ochoty
świętować. Teraz przywołała w myślach wczorajszą sprzeczkę z
Adamem, który zaproponował, by Boże Narodzenie spędzili w domu
jego rodziców. Sprzeciwiła się gwałtownie i w końcu wyrzuciła z
siebie to, co uwierało ją, odkąd ujrzała pierwsze kolorowe
światełka w sklepowych witrynach.
- W ogóle nie mam
zamiaru obchodzić świąt. Gwiazdka jest dla szczęśliwych ludzi, a
ja...
- Nie jesteś
szczęśliwa – dopowiedział Adam i przez moment widziała w jego
oczach głęboki smutek. Mimo to podszedł i przytulił ją mocno –
A może święta to najlepsza chwila, by zacząć wszystko od nowa?
By zapomnieć?
- Zapomnieć? -
posłała mu zranione spojrzenie – Myślisz, że jakieś głupie
święta pomogą mi zapomnieć? Oczywiście, dla ciebie to jest
łatwe. To nie ty nosiłeś nasze dziecko pod sercem przez pięć
miesięcy. To nie ty urodziłeś je... - … martwe, chciała
wykrzyczeć, ale jej głos się załamał i poczuła, że ta rozmowa
zakończy się kolejnym atakiem płaczu. Wolała uciec od jego
smutnego spojrzenia, co zresztą zrobiła, odgradzając się
szczelnie zamkniętymi drzwiami sypialni.
- Ale się rozsypało!
- zawołał z hallu Adam – Będą białe święta!
- Co tutaj robisz? -
zignorowała wzmiankę o niespodziewanych opadach i jego radosny ton
– Dlaczego nie jesteś w pracy?
- Zaraz wracam do
biura. Wyskoczyłem tylko po małe zakupy - wskazał paczki.
- Co to jest?
- Sama zobacz – znów
ten uśmiech małego, psotnego chłopca. Ewa poczuła, że jego
zakupy nie przypadną jej do gustu. Mimo to podeszła i przykucnęła
przy pudełkach, odchylając wieczka i rozwijając białe i różowe
bibułki.
Z pudełka
wyjrzały kolorowe kuleczki bombek choinkowych. Migotały wesoło w
blasku lampy i nagle zobaczyła blade odbicie własnej twarzy i
smutnych oczu. Adam nachylił się nad nią i wziął do ręki
czerwoną kulę, gładząc ją, jakby trzymał w dłoni dorodne
jabłko.
- Podobają ci się? -
zapytał, a kiedy milczała, dodał – Wieczorem przywiozę choinkę.
- Nie chcę ubierać
choinki! - powiedziała ze złością.
- Poczujesz się
lepiej, kiedy ją ubierzemy. Zrobimy to razem. - tłumaczył, jak
małemu dziecku – W domu zrobi się weselej, poczujesz gwiazdkowy
nastrój. Skoro nie chcesz jechać do rodziców, spędzimy te święta
we dwoje. Tak jak lubimy.
- Nie chcę obchodzić
świąt! - podniosła głos – Nie chcę. Zrozum to w końcu.
- A ja? Pomyślałaś,
czego ja chcę? - zapytał nagle. Odwróciła się na pięcie i
kolejny raz odgrodziła go od siebie białą taflą drzwi.
Leżała na łóżku,
wpatrując się w ciemniejące okno. Śnieg nie przestawał padać i
biały puch pokrył dokładnie połać trawnika przed domem i otulił
konary drzew. Mimo rozdrażnienia Ewa musiała przyznać, że wygląda
to pięknie. Magicznie. Gdyby była małą dziewczynką, wyobraziłaby
sobie, że trafiła to tajemniczej krainy, gdzie spełniają się
wszystkie marzenia, a ludzie są szczęśliwi. Tam, gdzie kobiety nie
tracą wymarzonego dziecka.
Na myśl o swoim
małym synku, poczuła napływające do oczu łzy.
Nie walczyła z
nimi.
Dawno temu, gdy
wszyscy na około powtarzali, że musi być dzielna, próbowała je
powstrzymywać. Chciała być silna. Ale kiedy bolesna prawda
uderzyła w nią z całym impetem, złamała się wpół i już nie
potrafiła się podnieść. Rozpacz i łzy stały się jej
codziennymi towarzyszkami, skutecznie odgradzając ją od męża i
reszty rodziny.
Oczywiście zdawała
sobie sprawę z tego, że jej małżeństwo może się rozpaść.
Wiele związków nie potrafiło poradzić sobie z tragedią, jaką
jest utrata dziecka. Ewa kochała Adama, ale nie czuła się na
siłach walczyć o niego. Miała mu za złe, że nie chce przeżywać
żałoby, tak jak ona. Każdy jego uśmiech wbijał lodowate kolce w
jej serce.
Ewa wsłuchała się
w ciszę panującą w domu, próbując wyłuskać jakiś dźwięk,
który świadczyłby o obecności męża. Kiedy jej uszu nie doszedł
najmniejszy szelest, podniosła się z łóżka i ruszyła do kuchni.
W kącie hallu stało niedbale oparte drzewko. Świeży zapach lasu
uderzył Ewę po nozdrzach. Poczuła mdłości i uciekła do kuchni.
Przygotowywała
kolację, gdy Adam wrócił do domu. Słyszała, jak krząta się po
hallu, zdejmując buty i płaszcz, a potem pogwizdując rusza w
kierunku kuchni. Nie zająknął się ani słowem na temat choinki,
co przyjęła z ulgą. Poczuła, że się rozluźnia. Zapytała, jak
mu minął dzień. Zjedli kolację i przeszli do salonu, aby obejrzeć
wiadomości. Potem w milczeniu położyli się spać.
Ewa nie mogła
zasnąć. Myślami wróciła do czasu dzieciństwa i radosnych świąt,
gdy wraz z rodzeństwem przystrajała przyniesioną z lasu jodełkę,
zakładając czerwone bombki i anielskie włosie.
Wtedy byłam
szczęśliwa, pomyślała smutno, gładząc się po płaskim brzuchu.
Wigilijny poranek
powitał ich scenerią jak z bajki. Śnieg skrzył się w promieniach
słońca, migocząc jak diamenty. Ewa podziwiała ten widok, siedząc
przy kuchennym stole i pijąc kawę. Adam przeglądał gazetę. Nagle
odłożył ją i spojrzał na żonę.
- Potrzebujesz czegoś?
Kupić coś na wigilię?
Potrząsnęła głową.
- Chcę żebyś jechał
na wieczerzę do rodziców.
- Oszalałaś? -
otworzył szeroko oczy, jakby widział ją pierwszy raz w życiu.
- Nie mam zamiaru
obchodzić świąt. Ale to nie znaczy, że ty masz tego nie robić.
Jedź do rodziców, tak jak było zaplanowane.
- Ewuniu, nie zostawię
cię samej w domu. Nie w wigilię.
- Dla mnie to dzień,
jak każdy inny – wzruszyła ramionami.
- Co mam powiedzieć
rodzicom?
- Prawdę. Że ja już
nie wierzę w Gwiazdkę. - podniosła się zza stołu, zbierając
naczynia. Obserwował ją ze smutkiem.
- Nie zmienisz zdania?
- Nie – pokręciła
głową.
Wyjechał po
piętnastej. Ewa schroniła się w zaciszu sypialni, podciągając
pod brodę rudy koc i gapiąc się w okno. Kiedy Adam przyszedł się
pożegnać, pozwoliła się pocałować i choć czuła głęboki
smutek, wykrzywiła wargi w lekkim uśmiechu. Adam patrzył na nią
badawczo.
- Na pewno mam jechać?
Poradzisz sobie?
- Oczywiście!
- Co będziesz robić?
- Poczytam –
wskazała ruchem brody rozłożoną na stoliku powieść. - Zadzwoń,
gdy dotrzesz na miejsce. I jedź ostrożnie. Jest ślisko.
- Dobrze – kiwnął
głową. - Nie wstawaj. Zamknę za sobą drzwi.
Wsłuchiwała się
w jego kroki w hallu, trzaśnięcie zamykanych drzwi i warkot
odjeżdżającego samochodu. Kiedy zapanowała cisza, Ewa odrzuciła
koc i zerwała się z łóżka. Wolnym krokiem obeszła pusty dom,
szurając kapciami o parkiet i czując rozpierającą ją tęsknotę.
Dziwnie czuła się w opustoszałym wnętrzu. Adam drażnił ją
swoją pogodą ducha, ale brakowało jej świadomości, że jest
blisko.
Weszła do salonu
i stanęła jak wryta. Rozłożyste drzewko tkwiło wciśnięte w
kąt między telewizorem a biblioteczką, zachęcająco mrugając
dziesiątkami kolorowych światełek. Adam musiał je ubrać, gdy
spała. Podeszła do choinki i delikatnie pogładziła szmaragdowe
igły, z których unosił się zapach lasu. Drzewko było piękne.
Adam nie zapomniał nawet o anielskim włosiu, które wiele lat
wcześniej przywiozła z domu babki i trzymała w drewnianej
szkatułce w sypialni, traktując niemal jak czarodziejski amulet.
Resztę wieczoru
spędziła na kanapie, przeskakując pilotem po kanałach i umykając
przed radosnymi tonami kolęd. Wyobrażała sobie dom rodziców
Adama, gdzie z pewnością zasiadano właśnie do stołu, łamiąc
się opłatkiem i wesoło przekomarzając nad talerzem białego
barszczu. Ewa nie miała nic przeciwko spędzeniu świąt w tym
radosnym gronie, ale obawiała się, że kolejny raz będą wymagać
od niej dziarskiej miny i pogodzenia z losem. A ona nie była na to
gotowa...
Zamierzała
właśnie przejść do kuchni i przygotować coś do jedzenia, kiedy
jej uszu dobiegł cichy pisk. Podkradła się do okna, czując jak
jej serce mocno bije. Pokryty śniegiem ogród skrzył się w świetle
księżyca. Nie dostrzegła nikogo, ale piszczenie stawało się
coraz wyraźniejsze. Ewa nie miała wątpliwości: ktoś był w
ogrodzie i potrzebował jej pomocy.
Szybko narzuciła
na siebie płaszcz i zanim dopadły ją wątpliwości, wybiegła z
domu. Śnieg sprawił, że ogród tonął w niebieskawym blasku, mimo
to nie mogła dostrzec, kto się w nim kryje. Już zamierzała
zawrócić do ciepłego wnętrza, gdy jej wzrok przykuło delikatne
poruszenie za bramą. Ktoś siedział na podjeździe z kostki
brukowej i na jej widok nieznacznie się poruszył.
- Ktoś się
poślizgnął na chodniku – pomyślała, ruszając szybkim krokiem
w tamtą stronę. Nie czuła ani serca boleśnie bijącego o żebra,
ani śniegu wpadającego do ciepłych kapci. Wymacała w kieszeni
pilot od automatycznej bramy i wcisnęła guzik. Kiedy brama uchyliła
się do końca, zrozumiała swoją pomyłkę...
Na oblodzonym
podjeździe siedział pies. Był duży, miał oklapnięte uszy,
błyszczącą sierść pokrytą warstewką świeżego śniegu i
smutne oczy. Z jego pyska wydobył się cichutki pisk otoczony kłębem
białej pary. Pies niemrawo poruszył ogonem i położył pysk na
wyciągniętych łapach. Dopiero wtedy Ewa zauważyła u jego boku
pudełko, a w nim ciemną nieruchomą kuleczkę pokrytą warstewką
szronu.
Zrozumiała.
- Wyrzucili cię. -
westchnęła, nie tłumiąc łez, które napłynęły nie wiadomo
skąd – Oszczeniłaś się, a oni cię wyrzucili. Wyrzucili cię w
święta?
Nachyliła się
nad pudełkiem i trąciła palcem nieruchomą kuleczkę. Była zimna.
Ktoś wystawił pudełko ze szczeniakiem na mróz, licząc że
pozbędzie się problemu. Było mroźnie. Piesek nie przeżył, ale
jego matka nie odeszła od pudełka. Czuwała przy swoim dziecku.
- Mój boże, czemu
nie ma tutaj Adama? On wiedziałby, co zrobić! - nieświadomie
pogładziła czarne, zmierzwione futro suni, która nadal popiskiwała
żałośnie.
Ewa spojrzała na
nią smutno.
– Wiem, co czujesz.
Ja także straciłam dziecko. - powiedziała cicho. Zwierzę
podniosło na nią smutne oczy, jakby czekając na dalsze słowa.
Ewie nie trzeba było większej zachęty, otarła mokre oczy i
wyrzuciła z siebie – Tak bardzo na nie czekałam. A ono urodziło
się martwe.
Siedziała przez
chwilę, bijąc się z myślami i gładząc futro psa o smutnych
oczach. Nie przyszło jej na myśl, że może zostać pogryziona, nie
czuła chłodu pokrytego śniegiem podjazdu. Prosto w psie ucho
opowiadała, jak długo czekała na upragnione dwie kreseczki na
teście, a gdy w końcu je zobaczyła, zwariowała z radości. I o
tym, jak była szczęśliwa, aż do dnia, gdy ból w dole brzucha dał
jej znać, że coś jest nie w porządku. Aż w końcu o tym, że
bardzo pragnie znów zajść w ciążę, ale przeraźliwie się boi,
że znów coś pójdzie nie tak.
- I że moje serce
rozpadnie się na milion kawałeczków. - dodała cichutko. - Nie
jestem już młoda. A jeśli nie zdążę zostać mamą?
Sunia zastrzygła
uszami, myśląc o smutku siedzącej przy niej kobiety, a potem
wróciła myślami do mieszkania, gdzie spędziła miniony ranek.
Myślała o piskach dzieci ubierających choinkę i ciepłym kącie
kanapy, który lubiła. A potem o krótkiej jeździe samochodem,
której celem stał się podjazd przed jedynym nieoświetlonym domem
przy ulicy. Zajrzała w oczy płaczącej kobiety i delikatnie trąciła
nosem pudełko, przysuwając je bliżej siedzącej.
- Nic nie mogę zrobić
– Ewa poczuła rozpacz– Przepraszam.
Nagle zrozumiała,
jak czuł się jej mąż, który za wszelką cenę chciał przywrócić
ją do życia. Jak bezsilny był, gdy nie mógł pomóc jej poradzić
sobie z bólem po stracie dziecka. Kobieta przytuliła psa i
rozszlochała się na dobre.
Kiedy godzinę
później Adam zajechał przed dom, powitały go rzęsiście
oświetlone okna. Z niepokojem wpadł do salonu, gdzie leżąca na
kanapie Ewa słuchała kolęd.
- Przepraszam Ewuniu,
nie powinienem w ogóle cię zostawiać. Idiota ze mnie. - zawołał,
biorąc ją w ramiona.
- To ja przepraszam. -
wyszeptała, wtulając się w niego.
Nagle Adam poczuł,
że jest obserwowany. Ze zdumieniem wpatrywał się w wielkiego,
czarnego psa, który rozciągnął się przy kominku.
- A to kto? -
zmarszczył brwi.
- A to jest Gwiazdka.
- odparła cicho. Suka załomotała ogonem w deski parkietu, jakby
chciała dać znać, że rozumie, o kim mowa. - To jest Gwiazdka,
która dała mi nadzieję.
Powodzenia:)
OdpowiedzUsuńPodobało mi się!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
Podobało mi się!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)