piątek, 27 grudnia 2013

86. Martin Abram QUO VADIS TRZECIE TYSIĄCLECIE

fronda.pl



Przez ostatnie dni nazbierało się przeczytanych książek. Święta sprzyjają lekturze, więc teraz trzeba to, co przeczytane opisać. A na pierwszy ogień wrzucę powieść, która uczyniła na mnie wielkie wrażenie: Quo Vadis - Trzecie Tysiąclecie. 

Rok 2112. 
Zniesione granice. 
Wszystkie państwa połączone w jedno supermocarstwo: Stany Zjednoczone Świata. Człowiek sprowadzony do roli konsumenta. 
Wiara w Boga? Praktycznie zabroniona. 
Chrześcijanie - przeznaczeni na śmierć.

Szymon O'Neil generał 21 Armii spotyka piękną Angel i zakochuje się bez pamięci. Chce by kobieta należała do niego, jednak sprawy komplikują się, gdy okazuje się, że Angel jest chrześcijanką. Szymon zaprasza ukochaną na przyjęcie do pałacu prezydenckiego. Kiedy jednak impreza przemienia się w regularną orgię połączoną z pijatyką, dziewczyna ucieka. Zdesperowany Szymon poszukuje Angel, wynajmując detektywa. Po jakimś czasie Szymon zrozumie, że droga do serca dziewczyny prowadzi poprzez miłość do Boga. Aby zrozumieć wiarę Angel, Szymon studiuje pismo święte, a po pewnym czasie stwierdzi, że i on wierzy... Tymczasem w pałacu prezydenckim zapadł wyrok śmierci na chrześcijan. Rząd zastawia pułapkę, by raz na zawsze pozbyć się wierzących...


Rzadko czytam książki, których akcja dzieje się w przyszłości. Nie lubię tego, zdecydowanie wolę przeszłość i zapoznawanie się z tym, co naprawdę już było. W przyszłości zauważam więcej miejsca na domysły, na takie "być może", przecież nie możemy być pewni, jak będzie przedstawiał się świat w 2112 roku prawda? Jednak pewne rzeczy możemy przewidzieć, obserwując dzisiejszą pogoń za pieniądzem i potrzebami konsumpcyjnymi. Martin Abram zabiera nas w niezwykłą podróż w przyszłość i pokazuje, jak może wyglądać nasze życie za sto lat. Z pewnym niepokojem czytelnik zauważa, że wcale nie jest to nieprawdopodobne. Całkiem możliwe, że rzeczywiście nie będzie już miejsca na obywatela, jego miejsce zajmie konsument. A wiara? Wiara stanie się przeżytkiem i przeszkodą w tym lepszym, pełnym luksusów i gadżetów świecie...

Tytuł powieści wydaje się mieć znaczenie kluczowe. Tak jakby autor sam pytał: dokąd zmierzasz świecie? Co poprzez to osiągniesz, gdzie cię to zaprowadzi? Nieprzypadkowo więc oparł swoją historię na wybitnym dziele Henryka Sienkiewicza. Co prawda przeniósł ją wiele lat w przyszłość, nadał jej współczesnych rysów, ale i tak czytelnik przekonuje się, że problemy z jej kart są ponadczasowe. Styka się z manipulacją i rządzą pieniądza, z zepsuciem moralnym i bezkompromisową władzą. Powieść można traktować jako swoiste proroctwo, łatwo można wyobrazić sobie, że do tego dąży społeczeństwo i tak może wyglądać przyszłość.

Muszę przyznać, że nieco bałam się lektury tej książki, obawiając się, że będzie trudna. Ciężka. Nic bardziej mylnego. Martin Abram posługuje się lekkim, przyjemnym i błyskotliwym piórem. Podaje swoją historię w przyjemny sposób i sprawia, że czytelnik daje się porwać jej wydarzeniom. Do ostatniej strony nie brakuje wrażeń i emocji. Momentami są to trudne emocje, przy lekturze tej książki nie raz ściskało mnie coś od środka. To dobrze świadczy o autorze, najwyraźniej potrafi dotrzeć do czytelnika. Jest to bardzo dobrze napisana książka, niby fikcja, ale kująca w oczy swoim prawdopodobieństwem. Czy zasieje w nas ziarnko niepokoju?

Moja ocena 8/10
Wydawnictwo: Polskie Wydawnictwo Encyklopedyczne 2013
Stron 649


3 komentarze:

  1. Też nie przepadam za książkami i filmami o przyszłości. Jedyne, co mi się podobało, to opowiadania dzieci, dziś już pięćdziesięcioletnich albo i starszych, których fragmenty można było przeczytać w książce do polskiego dla klas pierwszych szkoły podstawowej. Tej ośmioklasowej.

    OdpowiedzUsuń
  2. O proszę. Intrygująca książka, bardzo chętnie przeczytam!

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja lubię takie przyszłościowe pozycje;)

    OdpowiedzUsuń