Na
skrzydełku okładki napisano, że powieści Katarzyny Zyskowskiej
nie otulają niczym ciepły kocyk i nie rozgrzewają jak goździkowa
herbata. Nie wiem, ile w tym prawdy i jakie są pozostałe powieści
pani Katarzyny, ale ta historia rzeczywiście do otulania się nie
nadaje. I bardzo dobrze, bo tych otulających, ciepłych, przytulnych
– mamy bardzo wiele, a takich mocnych, niepokojących, a
równocześnie dobrze napisanych zdecydowanie mniej.
Fabuła
powieści pani Zyskowskiej skojarzyła mi się z rozchełstanym
kłębkiem sznurka. Kłębkiem splątanym do imentu, w którym
poszczególne nitki pełzają na wszystkie strony, zaciskając się w
dziesiątki większych i mniejszych supełków, pozornie nie do
odplątania. Jednak wystarczy w tym chaosie odnaleźć jedną
postrzępioną końcówkę i cierpliwie przeciągać ją przez
niezliczone tunele, pętelki i węzły, bo dojść jądra kłębka.
Kłębka lub przesyconej tajemnicą historii, której początek tkwi
w jakimś „dawno dawno temu”, tuż przed wybuchem wojny, a może
jeszcze wcześniej?
Początkowo
sądziłam, że Katarzyna Zyskowska stworzyła powieść o toksycznej
miłości, chorym związku, w którym jedna strona jest silnie
podporządkowana drugiej, w którym dochodzi do przemocy fizycznej i
psychicznej. Ale nie. To co najważniejsze w tej historii, kryje się
jeszcze głębiej. W przeszłości. W złych uczynkach, których
jedynymi świadkami były ściany starego domu, pnie strzelistych
sosen, zakurzone pokoje i omszałe głazy. Uczynkach, które nigdy
nie zostały ukarane. Tytułowych bohaterach powieści.
Katarzyna
Zyskowska płynnie wiedzie nas przez koleje losu swoich bohaterów.
Tych ludzkich. Tych z przeszłości i tych nieco bliższych nam w
czasie. Stosując zabieg retrospekcji, odsłania kulisy, wydarzeń –
często dramatycznych – sprzed lat. Nie zważa na tabu i
konwenanse. Potrafi zmienić język swojej powieści, szyk zdań,
brzmienie dialogów, by oddać atmosferę konkretnej epoki.
Przywołuje miejsca i ludzi znanych z kart podręczników historii.
Tak po prostu przyznaję – czytałam tę powieść z fascynacją. Z
wypiekami. Nie mogłam się oderwać, bo już, teraz! chciałam
poznać mroczne sekrety bohaterów Zyskowskiej. Teraz otwieram na
pierwszej lepszej stronie i podczytuję. Sprawdzam koleje zdarzeń,
kręcę głową nad tym, jaki świat jest malutki. Trawię książkę.
I prawdą jest, że ta powieść nie pozostawia czytelnika obojętnym.
Że wchodzi pod skórę i uwiera. Jak drzazga.
Chciałabym przeczytać tę książkę, bo jestem jej naprawdę ciekawa.
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się, że tak mnie zachwyci :)
UsuńSkoro wywarła na Tobie takie wrażenie, to muszę także przeczytać! ;)
OdpowiedzUsuńBardzo chcę przeczytać tę książkę, ale przyjaciółka mówiła mi, że jest to książka bardzo wymagająca, więc będzie musiała poczekać na trochę spokojniejszy okres w moim życiu.
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś po nią sięgnę.
OdpowiedzUsuń