czwartek, 2 stycznia 2014

88. William P.Young CHATA


Sama nie wiem, czego spodziewałam się po tej powieści, ale chyba nie tego...

Córka Macka, Missy, została porwana i brutalnie zamordowana. Ślady prowadzą do opuszczonej, zrujnowanej chaty, gdzieś nad jeziorem w Oregonie, jednak ciała dziewczynki nigdy nie odnaleziono. Mijają lata. Mackenzie i jego rodzina przeżywają wielki smutek i nie potrafią pogodzić się ze śmiercią dziewczynki. Pewnego dnia Mack otrzymuje list, w którym ktoś - prawdopodobnie Bóg - zaprasza go do chaty. Choć wydaje się to zupełnie zwariowanym pomysłem, lub sprytnie zastawioną pułapką, Mack rusza do miejsca, gdzie prawdopodobnie zginęła jego córka. Na miejscu spotka Boga w takiej postaci, jakiej się z pewnością nie spodziewał...


Mojej lekturze Chaty towarzyszyły różne emocje, nie potrafię nawet jednoznacznie powiedzieć, co mi się w tej książce podobało, a co przeciwnie. Wymyka się ona wszelkim ograniczeniom. Nie umiem określić jaki typ literatury reprezentuje. Jedno wiem jednak z pewnością - ta książka skłoniła mnie do wielu przemyśleń!

Obraz rodzica załamanego po śmierci dziecka znamy nie od dziś. Jest to częsty motyw przewodni w literaturze i kinie. Tym razem do czynienia mamy także z załamaniem wiary i z sytuacją gdy z pomocą przychodzi sam Bóg. Modląc się do Niego i składając prośby, liczymy raczej na interwencję nadprzyrodzoną, chyba nikt nie liczy się z tym, że Bóg zjawi się tuż obok, chwyci za rękę i pomoże pokonać trudności. Young sprowadza jednak Boga na ziemię i wysyła go na spotkanie ze swoim bohaterem. Po raz pierwszy lamie więc stereotypy - bo przecież Stwórca nie zjawia się ot tak! Jak się jednak okazuje, nie jest to jedyna rzecz, jaką autor nas zadziwia...

Bo jak wyobrażamy sobie Boga? Najczęściej jako siwego starca z długą brodą, w obfitej szacie - taki wizerunek przekazywany nam jest przez mistrzów malarstwa, ilustratorów książek... Young pokazuje, że Bóg może być kimś zupełnie innym, porzucić postać statecznego mężczyzny, wkraść się w zupełnie inne ciało i pokazać się nam z zupełnie nieoczekiwanej strony, zaskoczyć zachowaniem, słowami, gestami...

Nie chcę zdradzać zbyt wiele, więc przejdę już do podsumowania. Chata to zapis spotkania, jakie odbywa się w opuszczonej ruderze pomiędzy złamanym psychicznie człowiekiem a samym Bogiem. Pada tutaj wiele pytań, na które my sami chcielibyśmy znać odpowiedź, poruszane jest wiele interesujących kwestii dotyczących wiary jak i samego życia. Książka  trochę monotonna, choć budziła wiele ciepłych uczuć. Myślę, że dla mnie zbyt delikatna, ale równocześnie nie wyobrażam sobie, że mogłaby być inna....

Wydawnictwo Nowa Proza
Stron 281





8 komentarzy: