wtorek, 8 maja 2018

266. Fannie Flagg BABSKA STACJA

Wyobraźcie sobie, że pewnego dnia dowiadujecie się, że nie jesteście tym, za kogo się uważaliście. Że przez lata żyliście w rodzinie, którą uważaliście za własną, byliście do bólu kształtowani przez charyzmatyczną matkę i co więcej godziliście się na to potulnie w ramach rodzinnych zobowiązań. Właśnie to przydarzyło się Sookie, bohaterce „Babskiej stacji”. Kobieta zupełnie nieoczekiwanie dowiedziała się, że została adoptowana, gdy była niemowlęciem. Poznała nazwisko swojej biologicznej matki i zyskała okazję, by poznać jej historię. Czy losy przebojowej Fritzie, która w latach czterdziestych wraz z siostrami prowadziła Babską Stację , staną się dla Sookie impulsem do dokonania zmian w życiu?

Podczas lektury powieści Całe miasto o tym mówi w oczy rzuciła mi się znajoma postać. Fritzie Jurdabralinski – sami przyznajcie, że tak charakterystycznego nazwiska nie sposób zapomnieć! Co prawda w najnowszej powieści Fannie Flagg Fritzie występuje tylko w jednej scenie, ale to wystarczyło, abym zechciała wrócić do powieści, którą czytałam dwa lata wcześniej i lepiej poznać tę bohaterkę. Co ciekawe: kiedy za pierwszym razem czytałam Babską stację, byłam ciut rozczarowana. Myślę, że to częste zjawisko u czytelników, którzy pozostają pod urokiem Smażonych zielonych pomidorów. Za drugim razem spotkanie z książką przeżyłam zupełnie inaczej, byłam zachwycona kapitalnym poczuciem humoru autorki, czułam się, jakbym spotkała kogoś, kogo dobrze znam i lubię. Historia nieco postrzelonej Sookie bawi, ale daje też do myślenia. To opowieść o poszukiwaniu własnej tożsamości i o skomplikowanych relacjach rodzinnych. Przesycona klimatem małych amerykańskich miasteczek na przełomie wielu lat, z lekcją historii dotyczącą WASP – amerykańskiego korpusu kobiet pilotów w czasie II Wojny Światowej, z barwnymi postaciami i rodzinnymi tajemnicami.

Akcja Babskiej Stacji jest prowadzona na różnych płaszczyznach czasowych - bardzo to lubię w książkach Flagg. Autorka potrafi rewelacyjnie oddać klimat minionych czasów. Czyni to za pomocą najdrobniejszych detali, nawiązuje do popularnych marek, utworów muzycznych, przywołuje specjały kulinarne charakterystyczne dla danego regionu, opisuje elementy stroju. Są to niby drobnostki, które nie czynią książki przegadaną, ale pozwalają lepiej wczuć się w fabułę i jej tło. Osobiście z wypiekami pochłaniałam fragmenty poświęcone Fritzie i jej rodzinie. Jak pewnie łatwo się domyślić ze względu na nazwisko, mają oni polskie korzenie :)

Podsumowując: to lekko i mądrze napisana powieść o niezwykłym klimacie. Fannie Flagg zalicza się do autorek, które nie tylko biorę w ciemno, ale do których chętnie powracam. Macie takie?


4 komentarze:

  1. Autorkę mam taką tylko jedną - Małgorzatę Musierowicz.

    OdpowiedzUsuń
  2. Och, przepraszam, mam dwie. Ta druga to Joanna Szarańska.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie znam, ale zachęciłaś mnie "Pomidorami", więc najpierw ta a potem zobaczymy :)

    Pozdrawiam :)
    http://zksiazkanakanapie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Calkiem niezle sie zapowiada! Musze zanotowac, ale mysle, ze siegne po pisana w oryginale. :)

    OdpowiedzUsuń