Porcelanowy
konik nie był moim pierwszym spotkaniem z Irene Huss, sprytną
inspektor kryminalną poznałam już bowiem na ekranie telewizyjnym.
I byłam bardzo ciekawa, jak wypadnie porównanie obrazu z
literaturą...
Z
balkonu luksusowego mieszkania wypada mężczyzna. To bogaty
biznesmen z arystokratycznej rodziny – Richard von Knecht. Chociaż
pozornie wszystko wskazuje na samobójstwo, policja rozpoczyna
dochodzenie. Wkrótce pojawiają się kolejne ofiary, a zawikłana,
trudna sprawa jest dla prowadzących śledztwo nie lada wyzwaniem.
Irene Huss trafia na trop przebiegłego i niebezpiecznego mordercy.
Kolejna
autorka szumnie określona mistrzynią szwedzkiego kryminału, jednak
mam wrażenie, że trochę na wyrost. Owszem, Helene Tursten potrafi
stworzyć intrygującą historię kryminalną i zaciekawić
czytelnika, ale śmiem wątpić, czy to poziom mistrzowski. A może po
prostu wciąż pozostaję pod wpływem pierwszego tomu Millennium
Stiga Larssona i wszystko wydaje mi się płytkie?
Zagadka
przedstawiona na kartach Porcelanowego konika okazała się dla mnie
ciekawa, powieść usatysfakcjonowała mnie również pod kątem
zakończenie, które być może nie było jakoś specjalnie odkrywcze
i oryginalne, niemniej pasowało do całości i wypadło naturalnie.
Również bohaterowie są u Helene Tursten żywi i barwni (momentami
aż za bardzo). Co zatem wypadło nie tak? Nużące okazało się dla
mnie samo śledztwo, w którym brakowało dynamiki i które w
znacznym stopniu opierało się na odprawach policjantów i wysuwaniu
przez nich kolejnych wniosków. Do gustu przypadła mi obyczajowa
otoczka powieści, która nie przytłacza kryminalnego wydźwięku,
jest naturalna i niewymuszona, ale dość wyrazista.
Dużo
do życzenia pozostawia niestety stylistyka powieści i tutaj mam nie
małą zagwozdkę, zastanawiając się, czy jest to wina samej
autorki, czy raczej zbyt dosłownego albo słabego tłumaczenia. Nie
wiem, skąd wzięły się niektóre zdania ustawiona w dziwnym szyku
i nienaturalnie brzmiące wypowiedzi, ale wiem, że podczas lektury
zgrzytały mi między zębami, jak ziarenka piasku.
Porcelanowy
konik nie jest złą powieścią, jestem pewna, że wielu czytelnikom
się spodoba. Pomimo wspomnianych niedociągnięć, zamierzam mieć
na oku tę serię i jeśli będzie sposobność, kontynuować ją.
Rzadko ma u mnie miejsce sytuacja, gdy ekranizacja przypada do gustu
bardziej niż książka. Być może kierowana częstym „książka
jest lepsza” miałam co do powieści Helene Tursten zbyt wysokie
oczekiwania. Oceńcie sami :)
Nie znam w ogóle tej autorki. Raczej się nie skuszę.
OdpowiedzUsuńJa jeszcze nie skreślam. Spróbuję jeszcze poszukać powieści wydanych przez Videograf i porównam sobie :)
OdpowiedzUsuńNie znam ani książki, ani wersji filmowej chyba też (a przynajmniej nie mogę sobie jej przypomnieć). Może kiedyś nadrobię.
OdpowiedzUsuń