Kiedy życie traci blask...
Marlena, dwudziestokilkuletnia Polka mieszkająca w Niemczech cierpi na depresję. Zgłasza się do szpitala w nadziei, że otrzyma tutaj pomoc i trafia na oddział psychiatryczny. Rozpoczyna się żmudny proces terapii i przyjmowania leków. Nie jest lekko, ale stopniowo kobieta otwiera się i odkrywa wydarzenia z przeszłości, które rzutują na całe jej dorosłe życie: stosunki w rodzinnym domu i nieudane związki z mężczyznami. Pewnego dnia Marlena poznaje przystojnego Martina. Jak nowy mężczyzna wpłynie na życie kobiety?
Czy Marlena nauczy się żyć ze swoją chorobą i odnajdzie oparcie w bliskich?
Agnieszkę Turzyniecką poznałam przy lekturze powieści "Inspektor Kres i zaginiona", która stanowiła jej książkowy debiut. I choć tematyka kryminalna jest mi zdecydowania bliższa, to muszę przyznać, że w tej nowej odsłonie autorka pokazała się z bardzo dobrej strony. Nie zawahała się, by poruszyć w swojej nowej powieści problem, który w naszym kraju wciąż jest spychany gdzieś na bok: mianowicie chorobę afektywną dwubiegunową.
Cierpiący na choroby o podłożu psychicznym są często traktowani z pobłażaniem i irytacją. Słyszą, także od swoich bliskich, że powinni wziąć się w garść i nie rozczulać się nad sobą. Tymczasem zwykłą jesienną chandrę bardzo łatwo pomylić z długotrwałą depresja, która może mieć opłakane skutki, choćby targnięcie się na własne życie. Zdrowe osoby nie podejrzewają, jaką walkę muszą toczyć każdego dnia dotknięci tą przypadłością. Z jakimi demonami się mierzyć.
Właśnie dla tych, którzy nie wiedzą, nie rozumieją i lekceważą ta książka jest pozycją obowiązkową. Agnieszka Turzyniecka przedstawia nam tę chorobę widzianą "od środka", z perspektywy dotkniętej nią kobiety. Wraz z Marleną przechodzimy przez wszystkie etapy leczenia. Nie jest zabawnie i kolorowo. Oglądamy szpital psychiatryczny od wewnątrz, uczestniczymy w terapii, która na światło dzienne wyciąga bolesne obrazy z przeszłości, uświadamiamy sobie, jak wielką moc ma wypowiedziane niegdyś krzywdzące słowo. Realizm tej powieści poraża i ... zawstydza. Tak, zawstydza. Nas: ludzi, którzy krzywdzą, nie dostrzegając wagi problemu.
Co ważne, mimo że autorka porusza tak trudny temat, czyni to z wdziękiem i sprawia, że tę historię wręcz się pochłania. Porywa czytelnika i zmusza, by wziął w niej udział. Obserwował zmagania bohaterów. Kibicował jednym, irytował się na innych. Nie można pozostać obojętnym.
Takie powieści jak Dziewczynka z balonikami Agnieszki Turzynieckiej są nam po prostu potrzebne.
By zrozumieć, by zaakceptować, by pomóc. Polecam!
Biorę udział w jednym z konkursów, gdzie można wygrać tę książkę. Mam nadzieję, że mi się uda i będę miała okazję przeczytać tę książkę.
OdpowiedzUsuńBardzo ładnie opowiedziane:) Przyznam, że już w zapowiedziach książka zwróciła moją uwagę.
OdpowiedzUsuńNie miałam jeszcze przyjemności czytać tej książki, ale z chęcią to zmienię.
OdpowiedzUsuńnaczytane.blog.pl
Uwielbiam powieści poruszające tak trudne tematy, dlatego kiedy tylko ujrzałam tę książkę w zapowiedziach, wiedziałam, że przypadnie mi do gustu. Mam nadzieję, że niebawem będę mogła przekonać się o tym. :)
OdpowiedzUsuńSłyszałam o niej, ale jakoś nieszczególnie się nią interesowałam.
OdpowiedzUsuńJestem świeżo po lekturze i również serdecznie ją polecam. Szkoda, że depresja nadal jest w Polsce tematem tabu...
OdpowiedzUsuń