Po
raz kolejny Magdalena Kordel zaprasza swoje czytelniczki do
Malowniczego. Jej bohaterka właśnie otrzymuje list z francuskiej
kancelarii i musi zająć się sprawą dość tajemniczego spadku.
To nie jedyne kłopoty, w obliczu których staje Madeleine. Czarne
chmury zbierają się bowiem nad jej związkiem z Michałem, a do
tego dochodzą problemy z dziećmi. Tymczasem sto pięćdziesiąt lat
wcześniej w dworze gdzieś w świętokrzyskim, młoda Sabina
angażuje się w spisek przeciw zaborcom. Jej ukochany zrobi
wszystko, aby ją chronić, ale los bywa bardzo przewrotny. W jaki
sposób połączą się losy Magdy i Sabiny?
Przyłapałam
się na tym, że w dzisiejszej opinii chcę napisać coś, co
napisałam już przy Tajemnicy bzów. Ale tak naprawdę trudno
napisać coś zgoła innego, gdy właśnie tak wygląda prawda:
czytelniczki kochają książki Magdy Kordel za ciepło, spokój i
niezwykły klimat małego Malowniczego, gdzie sielskość przeplata
się z uśmiechem i humorem. Poznani w kolejnych książkach
bohaterowie stają się nam bliscy i traktujemy ich jak dawno nie
widzianych znajomych. Oczekujemy chwili, gdy będziemy mogli zajrzeć,
co u nich słychać, z ciekawością, ale też sympatią. Ale ja już
wiem, że najbardziej kocham powieści Magdy Kordel za te wspaniałe,
klimatyczne wstawki historyczne. Pojawiła się już taka w Tajemnicy
bzów, gdzie wraz z autorką wracaliśmy w przeszłość, aby poznać
losy Leontyny. Pojawia się i teraz, gdy przenosimy się do 1843 roku
i pięknego dworu ukrytego wśród parkowych drzew.
Tę
część książki ukochałam sobie nad resztę. Do tej chwili
czytałam przyjemnie, ale bez emocji, raz czy dwa pomyślałam, że
chyba za dużo ostatnio czytam polskich powieści, bo już mnie nie
porywają. I właśnie wtedy Magda Kordel wrzuciła mnie do wehikułu
czasu. Siedziałam jak urzeczona, czytając i zagłębiając się w
losy rodziny zamieszkałej w dworku i towarzysząc staremu Maciejowi
w jego niezwykłych wędrówkach i praktykach. Od tego momentu nie
byłam w stanie się oderwać, dopóki książki nie zamknęłam.
Chciałabym, bardzo bym chciała, aby Magda Kordel napisała powieść
całkowicie umiejscowioną w przeszłości. Teraźniejszość
wychodzi jej świetnie, lubię jej miasteczko i bohaterów, lubię
jej sposób narracji i styl, ale uważam (to moje zdanie, bo z
pewnością wiele czytelniczek zechce mnie udusić :)) ), że części
historyczne wychodzą jej najwspanialej.
Nadzieje
i marzenia to tytuł znamienny, ponieważ po tej książce wiele
czytelniczek zamarzy, że Magda Kordel rozpocznie nową serię, z
modrzewiowym dworkiem w tle. Zakończenie książki wskazuje na nowe
przeżycia, nowe tajemnice... Pozostaje nam poczekać, gdzie tym
razem zaprosi nas autorka. A póki co: czytać to, co już napisała.
Zachęcam Was do sięgnięcia po jej najnowszą powieść, jestem
pewna, że się Wam spodoba. Ale jeśli jak mnie, wyda Wam się z
początkiem nieco senna, to poczekajcie, aż nabierze tempa i akcji,
bo naprawdę warto...
Jestem w trakcie czytania tej książki. Jest utrzymana w sielankowym klimacie (jak większość powieści M. Kordel), czyli idealnie na lato ;)
OdpowiedzUsuńSłyszałam o tej autorce, ale jeszcze nie miałam okazji się z nią spotkać, mysle, że muszę to szybko nadrobić. Bo Twoja recenzja wskazuje, że to kawał dobrej literatury, a ja czasem lubię poczytać literaturę obyczajowa :)
OdpowiedzUsuńHej zapraszam do mnie :). Dopiero zaczynam, a jak każdy wie początki są trudne. Będzie mi miło jeżeli zostawisz po sobie ślad np. w postaci komentarza :)
OdpowiedzUsuńhttp://bookmaania.blogspot.com/
Mam w planach całą serię :)
OdpowiedzUsuńMuszę w końcu poznać twórczość Kordel :)
OdpowiedzUsuńChętnie przeczekam leniwy początek i zabrnę dalej. Czytałam poprzednie historie z Malowniczem w tle i całkiem przypadły mi do gustu. Mam nadzieję, że wydawnictwo już niedługo sobie o mnie przypomni i książka w końcu do mnie dotrze :)
OdpowiedzUsuń