Iris Bowen stara się
po śmierci męża wieść w miarę normalne i poukładane życie. Ma
ukochaną córkę, która właśnie stoi u progu obiecującej kariery
muzycznej, ma własną pasję, którą są kwiaty... I tylko jedna
rzecz wciąż uwiera Iris: tuż przed śmiercią mąż wymógł na
niej obietnicę, że odnajdzie biologiczną matkę ich córki, tak
aby ta nigdy nie została sama. Iris wciąż odkłada spełnienie
obietnicy, jednak pewnego dnia odbiera telefon od swojej lekarki.
Odtąd jej codzienność zdominują poszukiwania kobiety, która
przed niemal dwudziestu laty oddała jej swoje dziecko...
Kolejna
powieść z serii Leniwa Niedziela, jaka trafiła w moje ręce
okazała się bardzo wzruszająca i ciepła. Oto wdowa i matka, która
w trosce o szczęście swojej adoptowanej córki wyrusza na
poszukiwania kobiety, która przed laty oddała dziecko do adopcji.
Tylko to ją absorbuje, nie myśli w tej chwili nawet o własnym
zdrowiu, liczy się tylko to, aby znaleźć tamtą kobietę i
sprawić, by w życiu Rose pojawił się ktoś jeszcze. Aby nie była
sama, jeśli jej adoptowanej mamie coś się stanie... Podróż, jaką
śladami biologicznej matki Rose odbywa Iris, przyniesie wiele
zaskakujących zdarzeń i wiele zmieni, także w jej życiu
Na imię jej Rose to
debiutancka powieść Christine Breen i pod względem warsztatu
uznaję ten debiut za bardzo udany. Autorka posługuje się ładnym
językiem, opowieść buduje swobodnym stylem, sprawnie zamyka
wszystkie wątki. A jednak w czasie lektury towarzyszyło mi uczucie,
że czegoś brakuje. Czego? Czytało się miło, lekko i przyjemnie.
Być może właśnie zbyt lekko, zbyt przyjemnie. Historia adopcyjnej
matki poszukującej kobiety, która przed laty ofiarowała jej swoje
dziecko, miała wielki potencjał. W wydaniu Christine Breen wypadła
niestety dość blado. Być wina tkwi w nieco sennym sposobie
narracji, jaki obrała pisarka? Było ciepło i sympatycznie, nie
zabrakło łezki wzruszenia, ale zabrakło emocji i oczekiwania z
zapartym tchem, jak historia Rose i Iris się zakończy. Przez to
książkę oceniam dobrze, ale nie mogę pozbyć się wrażenia, że
mogło być dużo dużo lepiej!
Jeśli uda się Wam
ją przeczytać lub już ją przeczytaliście – koniecznie
podzielcie się swoimi odczuciami!
Raczej nie jestem zainteresowana, pomimo ciekawej recenzji ;)
OdpowiedzUsuń