poniedziałek, 23 stycznia 2017

236. Philip Roth AMERYKAŃSKA SIELANKA


Sielanka jest słowem tak przyjemnym, że aż na samo jej brzmienie robi się błogo. Jednak nawet najlepsza sielanka może dobiec końca i przejść w stan zupełnie odmienny. Właśnie tak dzieje się z bohaterem powieści Philipa Rotha. Seymour „Szwed” Levov wierzy w swoje cudowne życie dopóki jego sielankowy obraz nie zostanie rozbity w drobny mak.

Amerykańska sielanka to powieść Philipa Rotha, za którą w 1998 roku otrzymał nagrodę Pulitzera. Na polskim rynku wydawniczym pojawia się ona po raz drugi, w odświeżonym wydaniu związanym ze zbliżającą się premierą ekranizacji. Sam Philip Roth był mi dotychczas znany wyłącznie „z widzenia” i stanowi kolejny element mojego eksperymentu z laureatami prestiżowych nagród literackich. I o ile do Harper Lee i Elizabeth Strout zapałałam natychmiastową sympatią, a John Steinbeck swoją prostotą rozkochał mnie w sobie na wieki, autor Amerykańskiej sielanki potrzebował trochę czasu i jakichś stu pięćdziesięciu stron, by na poważnie przykuć moją uwagę, wciągnąć mnie w swoją historię i udowodnić, że był pomysłem trafionym.

Amerykańska sielanka jest specyficzna i niełatwa. Niespieszna akcja, poprzetykana licznymi przemyśleniami, może potęgować wrażenie, że książka się dłuży. Dodatkowo autor ma skłonności do rozwlekania szczegółów na długie zdania, akapity strony. Czy jest to wada? Nie, to po prostu jeszcze jedna cecha charakterystyczna tej powieści i tego autora, która zadecyduje, czy książka przypadnie do gustu określonemu czytelnikowi. Potrafi on podczas jednego zdarzenia płynnie przejść do opisywania kolejnego, odległego w czasie i przestrzeni. Czytelnik przechadzający się uliczką życia Szweda Levova zostaje nagle pchnięty w boczny zaułek i zanim się spostrzeże, zbada go dokładnie i dogłębnie. A trzeba przyznać, że fascynującego bohatera obrał sobie Philip Roth. Seymour Szwed Levov, złote dziecko, szkolna gwiazda, człowiek sukcesu, przedsiębiorca, mąż i ojciec. W głębi ducha zaś skromny facet, skrępowany własną popularnością lecz równocześnie dumny z niej, idealista zakochany w swoim kraju, kraju, którzy jego przodkowie wybrali na własny i którego społeczności częścią tak bardzo chcieli się stać. Wierzący w mit amerykańskiej sielanki i zdruzgotany, gdy ta znika, jak ułuda z chwilą, gdy jego ukochana córka oddaje się aktom politycznego terroryzmu.

Już za kilka dni na ekrany kin wejdzie ekranizacja powieści Philipa Rotha. Podobno jedyny obraz oparty na prozie autora, który jemu samemu przypadł do gustu. Jestem bardzo ciekawa, jak scenarzyści i aktorzy podołali tej historii, jak oddali uczucie rozgoryczenia głównego bohatera. Jak ujęli to bogactwo scen i ważnych detali, którymi zarzuca nas laureat Pulitzera, bo w tym momencie wydaje mi się to niewykonalnym. Amerykańska sielanka, powieść dla wymagającego czytelnika, którego nie zniechęci leniwa akcja (lub jej brak), nieliczne dialogi (lub ich brak), kilometrowe zdania (lub jeszcze dłuższe), który dostrzeże głębię tej historii i poczuje więź z jej bohaterami. Powieść, której ja nie potrafiłabym ocenić żadnymi gwiazdkami, bo wymyka się ona tak sztywnym ocenom.


1 komentarz:

  1. Ten sposób pisanie przypomina mi Marcela Prousta i jego "W poszukiwaniu straconego czasu", którego właśnie siódmy, czyli ostatni, tom czytam.

    OdpowiedzUsuń