czwartek, 4 kwietnia 2013

6. Emily Giffin STO DNI PO ŚLUBIE

Emilly Giffin kojarzy mi się z książkami lekkimi i przyjemnymi, takimi przy których nie trzeba wytężać umysłu, aby pojąć fabułę, a happy end jest tak pewny jak to, że po poniedziałku jest wtorek. Ta opinia zakorzeniła mi się po przeczytaniu "Coś pożyczonego" i "Coś niebieskiego". Pierwszą z nich przeczytałam, bo wszyscy chwalili a drugą, bo chciałam poznać tę samą historię z zupełnie innego punktu widzenia :)

Pierwszym moim wrażeniem po przeczytaniu kilku kartek "Sto dni po ślubie" było: ta książka jest sympatyczna. Bo rzeczywiście czyta się bardzo przyjemnie, jest to prosta nieskomplikowana historyjka dziewczyny, która sto dni po swoim ślubie spotyka byłego chłopaka i zaczyna snuć domysły, co by było gdyby. Zaczyna mieć wątpliwości, czy jej mąż jest tym jedynym i nie jest pewna swoich uczuć do dawnej miłości.

Niestety, książka mnie zawiodła, a co gorsza zirytowała na koniec do tego stopnia, że zaczęłam przerzucać po kilka kartek i podczytywać, ale nie po to, żeby szybciej poznać treść, tylko żeby w końcu skończyć.
Najpierw wymienię to, co mi obrzydziło książkę, żeby skończyć zaletami i mieć miłe wspomnienie (o ile to możliwe)

Po pierwsze: nie przepadam jakoś za książkami pisanymi w pierwszej osobie, co jest szczytem hipokryzji bo większość własnych opowiadań tak piszę :P
Po drugie główna bohaterka wydała mi się rozchwiana emocjonalnie i denerwowała mnie niemiłosiernie. A jak nie lubię głównej bohaterki, to już amen w pacierzu i nic nie pomoże.
Po trzecie: wydaje mi się że bohaterowi byli niedopracowani, nie pamiętam czy w poprzednich książkach też tak było, moze to charakterystyczne dla tej autorki, ale ja lubię trochę poznać bohaterów, skoro poświęcam im swój wolny bezdzieciowy czas :)
Po czwarte: książka w ogóle nie działa na moją wyobraźnię. Nieraz mam tak, że gdy czytam to czuję się jakbym stała obok bohaterów, a tutaj nic takiego się nie wydarzyło.

Wystarczy, osłódźmy troszkę końcówkę.
Tak jak wspomniałam. Książka jest sympatyczna i jeśli ktoś lubi proste historie zmierzające w jednym kierunku, które raczej niczym nie zadziwią to na pewno mu się spodoba. Język jest prosty i przystępny, nie trzeba sobie łamać narządów mowy ciężkimi wyrazami, czyta się szybko, dialogi są spójne i jest ich sporo, więc mniej czytania :)

Ja po kolejną książkę pani Giffin sięgnę tylko jeśli zachęci mnie z tylnej okładki bardzo intrygującą zapowiedzią. Bo jej styl pisania niestety mi nie podchodzi.

Moja ocena 5/10

zdjęcie. empik.com



5 komentarzy:

  1. Ja kupiłam książki Griffin bo była okazja, a po za tym dużo znajomych czytelniczek zachwalało... Była okazaja, była ciekawość kupiłam i... Przeczytałam "Coś pożyczonego", "Coś niebieskiego" i "sto dni po ślubie" jakoś zaczynałam i nie kończyłam, tak jak resztę z kompletu jaki zakupiłam...

    OdpowiedzUsuń
  2. Lekka, łatwa i przyjemna - czyli taka, jak lubię. Co nie znaczy, że po bardziej ambitne teksty nie sięgam.

    Tylko dwa razy mi się zdarzyło stać obok książkowych bohaterów, a nawet czuć się, jakbym nimi była - gdy czytałam "My, dzieci z Dworca ZOO" i "Przeminęło z wiatrem". No i chyba jeszcze dawno temu przy jakichś dziecięcych powiastkach.

    OdpowiedzUsuń
  3. nie miałam okazji czytać nic co napisała ta autorka...może czas to zmienić???

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja mam natomiast przeciwne odczucia ;) Ile ludzi tyle gustów..

    OdpowiedzUsuń
  5. A czytałaś "Dziecioodporną"? Ciekawa dosyć.

    OdpowiedzUsuń