wtorek, 20 marca 2018

258. Katarzyna Zyskowska HISTORIA ZŁYCH UCZYNKÓW



      Na skrzydełku okładki napisano, że powieści Katarzyny Zyskowskiej nie otulają niczym ciepły kocyk i nie rozgrzewają jak goździkowa herbata. Nie wiem, ile w tym prawdy i jakie są pozostałe powieści pani Katarzyny, ale ta historia rzeczywiście do otulania się nie nadaje. I bardzo dobrze, bo tych otulających, ciepłych, przytulnych – mamy bardzo wiele, a takich mocnych, niepokojących, a równocześnie dobrze napisanych zdecydowanie mniej.

Fabuła powieści pani Zyskowskiej skojarzyła mi się z rozchełstanym kłębkiem sznurka. Kłębkiem splątanym do imentu, w którym poszczególne nitki pełzają na wszystkie strony, zaciskając się w dziesiątki większych i mniejszych supełków, pozornie nie do odplątania. Jednak wystarczy w tym chaosie odnaleźć jedną postrzępioną końcówkę i cierpliwie przeciągać ją przez niezliczone tunele, pętelki i węzły, bo dojść jądra kłębka. Kłębka lub przesyconej tajemnicą historii, której początek tkwi w jakimś „dawno dawno temu”, tuż przed wybuchem wojny, a może jeszcze wcześniej?

Początkowo sądziłam, że Katarzyna Zyskowska stworzyła powieść o toksycznej miłości, chorym związku, w którym jedna strona jest silnie podporządkowana drugiej, w którym dochodzi do przemocy fizycznej i psychicznej. Ale nie. To co najważniejsze w tej historii, kryje się jeszcze głębiej. W przeszłości. W złych uczynkach, których jedynymi świadkami były ściany starego domu, pnie strzelistych sosen, zakurzone pokoje i omszałe głazy. Uczynkach, które nigdy nie zostały ukarane. Tytułowych bohaterach powieści.

Katarzyna Zyskowska płynnie wiedzie nas przez koleje losu swoich bohaterów. Tych ludzkich. Tych z przeszłości i tych nieco bliższych nam w czasie. Stosując zabieg retrospekcji, odsłania kulisy, wydarzeń – często dramatycznych – sprzed lat. Nie zważa na tabu i konwenanse. Potrafi zmienić język swojej powieści, szyk zdań, brzmienie dialogów, by oddać atmosferę konkretnej epoki. Przywołuje miejsca i ludzi znanych z kart podręczników historii. Tak po prostu przyznaję – czytałam tę powieść z fascynacją. Z wypiekami. Nie mogłam się oderwać, bo już, teraz! chciałam poznać mroczne sekrety bohaterów Zyskowskiej. Teraz otwieram na pierwszej lepszej stronie i podczytuję. Sprawdzam koleje zdarzeń, kręcę głową nad tym, jaki świat jest malutki. Trawię książkę. I prawdą jest, że ta powieść nie pozostawia czytelnika obojętnym. Że wchodzi pod skórę i uwiera. Jak drzazga.

5 komentarzy:

  1. Chciałabym przeczytać tę książkę, bo jestem jej naprawdę ciekawa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Skoro wywarła na Tobie takie wrażenie, to muszę także przeczytać! ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo chcę przeczytać tę książkę, ale przyjaciółka mówiła mi, że jest to książka bardzo wymagająca, więc będzie musiała poczekać na trochę spokojniejszy okres w moim życiu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Może kiedyś po nią sięgnę.

    OdpowiedzUsuń