czwartek, 26 stycznia 2017

237. Marie Benedict PANI EINSTEIN

O Albercie Einsteinie słyszał każdy. Wszak to genialny fizyk, który opracował teorię względności, uhonorowany nagrodą Nobla. A kto słyszał o jego żonie, Milevie Marić Einstein? Dlaczego na jej temat historia i nauka milczą? Marie Benedict postanowiła to zmienić. W jej powieści to Mileva zostaje dopuszczona do głosu i opowiada, jak wyglądało jej życie u boku genialnego naukowca.

Jesienią 1896 roku do Zurychu przybywa dwudziestojednoletnia Mileva. Nieprzeciętnie inteligentna i bardzo ambitna - zamierza jako jedna z pierwszych kobiet studiować fizykę na tamtejszym uniwersytecie i całkowicie poświęcić się nauce. Uważa, że kalectwo pozbawia ją szans na miłość i założenie rodziny. Wszystko zmienia się, kiedy na zajęciach poznaje Alberta Einsteina. Ich związek to połączenie miłości, namiętności i wspólnej pasji do nauki. Po latach świat zachwyca się genialnymi odkryciami naukowca. Nikt nie wspomina o kobiecie, która stała w jego cieniu.

Napisana przez Marie Benedict powieść to idealna okazja, by poznać Milevę Marić i historię jej związku z Albertem Einsteinem. Skąd pochodziła? Jaka była? W jakich okolicznościach zrodziła się miłość, która połączyła dwa, tak genialne umysły? Przystępna historia opowiedziana z perspektywy kobiety, dla której wpierw liczą się tylko nauka, wiedza i oczekiwania, jakie względem niej mają ukochani rodzice, które następnie ustępują przed miłością, przywiązaniem, macierzyństwem i rodziną. Z powieści wyłania się obraz kobiety zdecydowanej, zdolnej i ambitnej, która chce wiele osiągnąć w świecie nauki. Dla ukochanego mężczyzny rezygnuje jednak ze swoich ambicji, pozwala, by wspólne opracowania publikował wyłącznie jako własne. Jako główna narratorka Mileva prowadzi czytelnika przez kolejne lata swego życia, odsłaniając przed nim własne nadzieje, uczucia i rozczarowania. Poznając tak przedstawione losy jej samej, jak i związku z noblistą, trudno poskromić emocje i niezbyt przyjemne odczucia względem Alberta.

Pani Einstein to powieść, która opisuje także trudności, z jakimi musiały zmierzyć się w tamtych czasach kobiety, które chciały studiować i poświęcić się nauce. Przez otoczenie były traktowane jak wyrzutki, ponieważ nie zamierzały poświęcić się roli matek i żon. Przez mężczyzn były wyszydzane, atakowane i szykanowane, gdyż nie chcieli oni przyjąć do wiadomości, że kobieta może być równie o ile nie bardziej inteligenta niż oni. Z takimi problemami musiała zmierzyć się także Mileva Marić. Czy dlatego nie publikowała pod własnym nazwiskiem i zgadzała się, by było pomijane we wspólnych publikacjach? Polecam gorąco Waszej uwadze powieść o Pani Einstein, to naprawdę ciekawa, zajmująca lektura, na dodatek podana w lekkiej i przystępnej formie. 



poniedziałek, 23 stycznia 2017

236. Philip Roth AMERYKAŃSKA SIELANKA


Sielanka jest słowem tak przyjemnym, że aż na samo jej brzmienie robi się błogo. Jednak nawet najlepsza sielanka może dobiec końca i przejść w stan zupełnie odmienny. Właśnie tak dzieje się z bohaterem powieści Philipa Rotha. Seymour „Szwed” Levov wierzy w swoje cudowne życie dopóki jego sielankowy obraz nie zostanie rozbity w drobny mak.

Amerykańska sielanka to powieść Philipa Rotha, za którą w 1998 roku otrzymał nagrodę Pulitzera. Na polskim rynku wydawniczym pojawia się ona po raz drugi, w odświeżonym wydaniu związanym ze zbliżającą się premierą ekranizacji. Sam Philip Roth był mi dotychczas znany wyłącznie „z widzenia” i stanowi kolejny element mojego eksperymentu z laureatami prestiżowych nagród literackich. I o ile do Harper Lee i Elizabeth Strout zapałałam natychmiastową sympatią, a John Steinbeck swoją prostotą rozkochał mnie w sobie na wieki, autor Amerykańskiej sielanki potrzebował trochę czasu i jakichś stu pięćdziesięciu stron, by na poważnie przykuć moją uwagę, wciągnąć mnie w swoją historię i udowodnić, że był pomysłem trafionym.

Amerykańska sielanka jest specyficzna i niełatwa. Niespieszna akcja, poprzetykana licznymi przemyśleniami, może potęgować wrażenie, że książka się dłuży. Dodatkowo autor ma skłonności do rozwlekania szczegółów na długie zdania, akapity strony. Czy jest to wada? Nie, to po prostu jeszcze jedna cecha charakterystyczna tej powieści i tego autora, która zadecyduje, czy książka przypadnie do gustu określonemu czytelnikowi. Potrafi on podczas jednego zdarzenia płynnie przejść do opisywania kolejnego, odległego w czasie i przestrzeni. Czytelnik przechadzający się uliczką życia Szweda Levova zostaje nagle pchnięty w boczny zaułek i zanim się spostrzeże, zbada go dokładnie i dogłębnie. A trzeba przyznać, że fascynującego bohatera obrał sobie Philip Roth. Seymour Szwed Levov, złote dziecko, szkolna gwiazda, człowiek sukcesu, przedsiębiorca, mąż i ojciec. W głębi ducha zaś skromny facet, skrępowany własną popularnością lecz równocześnie dumny z niej, idealista zakochany w swoim kraju, kraju, którzy jego przodkowie wybrali na własny i którego społeczności częścią tak bardzo chcieli się stać. Wierzący w mit amerykańskiej sielanki i zdruzgotany, gdy ta znika, jak ułuda z chwilą, gdy jego ukochana córka oddaje się aktom politycznego terroryzmu.

Już za kilka dni na ekrany kin wejdzie ekranizacja powieści Philipa Rotha. Podobno jedyny obraz oparty na prozie autora, który jemu samemu przypadł do gustu. Jestem bardzo ciekawa, jak scenarzyści i aktorzy podołali tej historii, jak oddali uczucie rozgoryczenia głównego bohatera. Jak ujęli to bogactwo scen i ważnych detali, którymi zarzuca nas laureat Pulitzera, bo w tym momencie wydaje mi się to niewykonalnym. Amerykańska sielanka, powieść dla wymagającego czytelnika, którego nie zniechęci leniwa akcja (lub jej brak), nieliczne dialogi (lub ich brak), kilometrowe zdania (lub jeszcze dłuższe), który dostrzeże głębię tej historii i poczuje więź z jej bohaterami. Powieść, której ja nie potrafiłabym ocenić żadnymi gwiazdkami, bo wymyka się ona tak sztywnym ocenom.


poniedziałek, 2 stycznia 2017

235. Edward Rutherfurd LONDYN

Od momentu, kiedy w moje ręce trafiła powieść Edwarda Rutherfurda, wiedziałam, że jeśli ukażą się kolejne, będę chciała je przeczytać. Zafascynowało mnie to, że miasto będące tytułowym i najważniejszym bohaterem prozy autora na swój sposób się ucieleśnia. Od narodzin, poprzez rozwój do dojrzałości, miasta w obszernych książkach Rutherfurda przechodzą kolejne etapy życia, zupełnie jak człowiek. Po Nowym Jorku, sięgnęłam po Londyn. Nie spodziewałabym się, że autor może stworzyć coś jeszcze lepszego i... dałam się zaskoczyć.

O wielkości Londynu nikogo przekonywać nie trzeba. Edward Rutherfurd przedstawia nam jednak to potężne i znakomicie znane nam miasto z zupełnie innej perspektywy. Dzięki lekturze tej pozycji dowiedziałam się wielu znaczących faktów dotyczących historii tego miasta. O wielu w ogóle nie miałam pojęcia i jestem przekonana, że nie ja jedna. To zupełnie tak, jakby odkrywać to miasto na nowo. Ujrzeć je innymi oczyma. Przez pryzmat życia przedstawicieli kilku rodzin, których losy to splatają się, to rozplatają, Edward Rutherfurd przedstawia historię miasta nad Tamizą. Odsłania jego jasne i ciemne strony. Opowiada, jak powstawały i odchodziły w nicość najważniejsze budynki angielskiej stolicy. Na kartach jego powieści spotykamy szarych, pozornie nic nieznaczących ludzi, osoby, które zapisały się na kartach historii i władców, którzy odcisnęli swoje piętno na losach miasta, kraju, a czasami świata. I za to chyba tak kocham powieści Rutherforda, za tę zwyczajność i lekkość, którą ujmuje wydarzenia kluczowe dla historii świata.

Nie umiem sobie wyobrazić, jakiej wiedzy wymaga stworzenie takiej powieści, ale wiem, że tylko jej połączenie z talentem i zdolnością do gawędziarstwa może zaowocować tak fascynującą, ciekawą i mądrą historią. Londyn Rutherfurda nie jest powieścią, którą połyka się w dwa dni, wymaga ona czasu, skupienia, uwagi, ale z pewnością jest to jedna z tych książek – przynajmniej w moim przypadku – do których chce się powrócić, by przeczytać kilka kolejnych rozdziałów i poznać ciąg dalszy losów bohaterów i miasta. Polecam bardzo gorąco!