czwartek, 27 marca 2014

111. Aleksandra Tyl ALEJA BZÓW

Urzekła mnie okładka tej książki, przyciągnęła spojrzenie i sprawiła, że musiałam ją kupić. 
Nie wiedziałam, o czym opowiada. To znaczy prawie wiedziałam. Bo skoro nosi tytuł Aleja Bzów, to o moich ukochanych bzach być musiała? 

źródło prozami.pl


Nad głową młodej dziennikarki, Izy, gromadzą się czarne chmury.W redakcji rozgorzała bezpardonowa walka o awans. Dodatkowo jej najlepsza przyjaciółka i współlokatorka z dnia na dzień postanawia rzucić dotychczasowe życie i wyjechać za granicę. Pojawiają się kłopoty finansowe, a jakby tego było mało,okazuje się, że pałac, w którym mieszka babcia, został sprzedany przez gminę nowemu inwestorowi i staruszka musi szukać nowego lokum. Gdzie Iza nie spojrzy, piętrzą się kłopoty. Dopiero kiedy kobieta poznaje Monikę, matkę chorej na serce dziewczynki, zrozumie, że jej problemy tak naprawdę są bardzo malutkie. Niepodziewanie w życiu Izy pojawia się promyczek szczęścia. Nawet ona sama nie zauważa, że odwiedza pałac z dziwnym oczekiwaniem w oczach... 

Tytułowa Aleja Bzów - którą tak łatwo mi sobie wyobrazić - wiedzie do starego pałacu w Skotnikach. Dla głównej bohaterki, Izy, to miejsce magiczne. Kojarzy się jej ze szczęśliwymi dniami dzieciństwa, które tutaj spędziła. Już jako dorosła kobieta chętnie tutaj wraca. Nic więc dziwnego, że gdy dowiaduje się, że "jej pałac" kupił ktoś obcy, w jej sercu rodzi się gorąca niechęć. Po pewnym czasie Iza będzie musiała jednak przyznać, że "obcy" nie jest takim potworem, za jakiego chciałaby go uważać. Wszystko wskazuje, że jest porządnym człowiekiem i mógłby stać się dla dziewczyny kimś bliskim. 

Tak, wiem. Zapachniało romansem. Muszę Was jednak troszkę rozczarować. Aleja Bzów świetnie napisana powieść obyczajowa, gdzie miłość przeplata się z przyjaźnią, a troska z uśmiechem. Podczas lektury towarzyszymy głównej bohaterce, która zmaga się z zawodowym zamieszaniem, obserwujemy typowy wyścig szczurów, któremu Iza nie chce się poddać. Kibicujemy jej i zaciskamy pięści z gniewu, gdy nieuczciwa współpracownica rzuca jej pod nogi kłody. Obserwujemy także dość trudne początkowo relacje z nowym właścicielem pałacu, jesteśmy świadkami przemiany Izy, gdy ta zauważa że jej problemy są doprawdy niewiele znaczące w obliczu problemów dzielnej nowej przyjaciółki. 

Pogodna, optymistyczna i bardzo przyjemna w odbiorze, choć zaprawiona maleńką kropelką goryczy. Ta mała kropelka najwyraźniej po to, by przypomnieć nam że życie nie jest cukierkowe, rozdaje nam szczodrze i dobrego i złego. Grunt to się nie poddawać, szukać wyjścia i wierzyć. Mocno wierzyć w dobrych ludzi. 

Polecam Wam serdecznie tę powieść i ruszam na poszukiwanie dalszych losów Izy i reszty :)

środa, 26 marca 2014

110. Daria Doncowa PRZESYŁKA DLA KAMELEONA

Chyba już wiem, dlaczego Joanna Chmielewska odniosła tak wielki sukces w Rosji :)
Rosjanie uwielbiają kryminały, uwielbiają także się śmiać. A "kryminał" + "śmiech" to właśnie Chmielewska. U nas. A u Rosjan? Doncowa. Po prostu :)


źródło;lubimyczytac.pl

Eulampia Romanowa, zwana przez swoich bliskich Lampą lub Lampulcem wpada na trop kolejnej zagadki kryminalnej. Pani detektyw- amator odwiedza w szpitalu synową swojej bliskiej przyjaciółki. Poznaje tam tajemniczą Nastię, która zwierza jej się, że mąż i teściowa usiłują ją otruć. Powierza Lampie kluczyk do skrytki bankowej i prosi o oddanie zawartości w ręce brata. Kiedy Eulampia zagląda do skrytki, okazuje się, że zdetonowano w niej 30 tyś. dolarów. Tymczasem Nastia umiera z powodu zakrzepicy. Eulampia chce wypełnić zobowiązanie dane jej przed śmiercią i rusza na poszukiwanie tajemniczego brata. Szybko okazuje się, że nie jest to takie proste. 

Swoją przygodę z Darią Doncową zaczęłam niestety "nie po kolei", czego bardzo żałuję, ale co dawali w bibliotece, to wzięłam :) Kryminały rosyjskie są tam oblegane na równi z skandynawskimi, nie tak łatwo je dostać.  Do tej pory udało się dorwać tylko trzy, dwa poprzednie były klasycznymi kryminałami z trupami, Daria Doncowa zaaplikowała mi coś zgoła innego. Połączenie humoru i zagadki kryminalnej, a wszystko to obsadzone w realiach współczesnej Moskwy. I muszę przyznać, że to wszystko wzięte razem do kupy okazało się strzałem w dziesiątkę. 

Wielkim atutem powieści Przesyłka dla kameleona jest niebanalna fabuła i szybka, dynamiczna akcja. Autorka nie roztrząsa niepotrzebnych detali, nie zagłębia się w poboczne wątki, prze do przodu jak mały szybki samochodzik. Co kilka stron nowi bohaterowie i nowe okoliczności, zmienne jak w kalejdoskopie. Nie ma czasu na nudę i przysypianie nad książką, akcja cały czas się toczy, pojawiają się kolejne pełne humoru przygody Eulampii i jej bliskich. Emocje towarzyszą czytelnikowi aż do samego końca. A kiedy w końcu dociera do ostatniej kartki... robi się mu jakoś tak szaro i smutno. 

Polecam serdecznie. Osobiście myślę już nad tym, by po remanencie bibliotecznym wbić się bez pardonu w kolejkę po inne. Przecież panie zrozumieją, że to na potrzeby bloga, co nie? ;)


poniedziałek, 24 marca 2014

109. Manula Kalicka SZCZĘŚCIE ZA PROGIEM


Kiedy życie wydaje się już tak beznadziejne, że gorsze być nie może, a jedyną rozrywką staje się obserwowanie muchy taplającej się w kałuży piwa, znaczy, że pora poszukać szczęścia gdzie indziej. I to właśnie czyni Małgosia, dwudziestoletnia mieszkanka Jagniątkowa. Uzbrojona w powieść Amandy Quick i ciepły sweter podprowadzony z szafy brata, Małgosia uchyla drzwi do innego świata. Czy za progiem rzeczywiście czeka na nią szczęście?



Małgosia opuszcza wieś i rusza na podbój stolicy. Marzy o lepszym życiu, pracy i pieniądzach. Wie, że w rodzinnej miejscowości nie ma innych perspektyw jak małżeństwo z miejscowym ochlaptusem i rodzenie kolejnych dzieciaków. Nie chce takiego życia, chce osiągnąć sukces. A że jest rzutka i energiczna, od razu przystępuje do działania. Z tekturową walizką wyrusza do metropolii. Szybko przekonuje się, że nie jest to kraina mlekiem i miodem płynąca. Tam gdzie pod podwórkową kapliczką rośnie obsikany przez kundla lubczyk, a szczytem mody są legginsy w tygrysie wzory, Małgosia znajduje swój pierwszy przystanek w drodze do sukcesu. Inteligentna dziewczyna prędko pojmie, że droga na szczyt prowadzi przez pełne zakrętów ścieżki. Udaje jej się. Z kopciuszka przeinacza się w wytworną damę, u której boku stoi przystojny i bardzo bogaty książę. Czy jednak o takie szczęście chodziło Małgosi?


Szczęście za progiem Manuli Kalickiej po raz pierwszy ukazało się w 2005 roku. Teraz wraca w nowej odświeżonej wersji i udowadnia, że niemal dziesięć lat później może bawić czytelnika równie znakomicie. 

Na pierwszy rzut oka może się wydawać: o, kolejna powieść o kopciuszku, który szuka swojego miejsca w życiu, marzy o pięknych strojach i przystojnym królewiczu. Oczywiście życie kopciuszka łatwe nie jest, los szykuje mnóstwo pułapek, w które biedna dziewczyna może wpaść i solidnie się potłuc. Manula Kalicka swojego kopciuszka oblekła w skórę energicznej dziewczyny z prowincji, która dość szybko porzuca marzenia o szybkim sukcesie. Wie, że musi po trupach piąć się do celu i solidnie gimnastykować głową. Wycisnąć jak najwięcej soku z cytryn, którymi obrzuca ją życie. 

Akcja książki toczy się dwutorowo. Swoją historię opowiada dwóch narratorów: Małgosia snuje opowieść o drodze, jaką przyszło jej pokonać, aby wejść na szczyt i to jej opowieść zdaje się być główną osią powieści. Tajemniczy Marcel, który przybył na Martynikę w towarzystwie pięknej Mag, niepokoi się jej zniknięciem. Wspomina chwile, gdy po raz pierwszy ją spotkał i poczuł, że musi być jego. Historie tej dwójki - widziane z dwóch różnych perspektyw, zazębiają się by na koniec spotkać się u jednego celu.. 
Jakiego? Tego dowiecie się, czytając Szczęście za progiem :)

Powieść została napisana prostym, przystępnym językiem, ładnie podana i okraszona sporą dawką humoru. Jest pogodna i optymistyczna, może ciut naiwna, ale zaskakujące zakończenie sugeruje, że nie do końca... 
Ze swojej strony serdecznie polecam!

Za możliwość poznania Małgosi dziękuję: 






środa, 19 marca 2014

108. Stefania Jagielnicka- Kamieniecka W MATNI

Jakiś czas temu spotkałam się na Facebooku z opisem powieści Stefanii Jagielnickiej - Kamienieckiej i zapragnęłam poznać twórczość autorki. Zauważyłam, że pisarka celuje w trudne, życiowe tematy i stwierdziłam, że to może być coś dla mnie. Ucieszyłam się, kiedy trafiłam na możliwość zdobycia tej powieści poprzez czytelniczą wymianę. Czy słusznie?


Bohaterką powieści "W matni" jest Maria, Polka która z powodu współpracy z Solidarnością zostaje internowana i wyjeżdża do Niemiec. Kobieta nie ma łatwego życia. Zmaga się z alkoholizmem i agresją męża, jest prześladowana przez bezpiekę. W nowym miejscu zamieszkania widzi szansę innego, lepszego życia dla siebie i syna, Grzesia. Dołącza do mieszkających za zachodnią granicą teściów, jednak szybko okazuje się, że nowe miejsce nie jest rajem na ziemi. Teściowie chcą pogrążyć i zdominować młodą kobietę, podobnie jak nowi znajomi. Kobieta czuje się prześladowana, nie potrafi ułożyć sobie życia. Czy wydostanie się z matni?

Bardzo szybko spostrzegłam, że lektura tej niepozornej, dość cienkiej książeczki w szarej okładce nie będzie lekka i przyjemna. Historia Marysi jest bardzo trudna i przejmująco smutna. Z bohaterką stykamy się zaraz po tym, jak stała się uczestniczką wypadku samochodowego. Obolała kobieta leży na łóżku i wraca myślami do przeszłości, odtwarzając po kolei wszystkie wydarzenia począwszy od pobytu w Polsce, poprzez lata spędzona w nowej ojczyźnie aż do chwili wypadku. Zauważamy, że ma poważne problemy z określeniem, co jest prawdą a co fikcją. Prześladowana, szykanowana kobieta nie jest w stanie udźwignąć swoich lęków. Wiele lat życia w stresie i upokorzeniu podkopuje jej psychikę i sprawia że nie może normalnie funkcjonować. Jak zakończy się jej historia?

Trudna i smutna, a do tego sprawiająca wrażenie prawdziwej. Historia opowiedziana przez autorkę jest mocna i wstrząsająca, nie sposób przyjąć tej lektury obojętnie. Z pewnością nie jest to optymistyczna opowieść, która niesie pociechę i poprawi humor po ciężkim dniu. Do takiej książki potrzeba odpowiedniego  dnia i skupienia, inaczej łatwo popaść w zniechęcenie. 

Z pewnością wielu czytelników doceni, doszuka się ukrytych mądrości, wyciągnie wnioski. Ja niestety przyznaję, że książka mnie zmęczyła. Zabrakło mi przenikliwości Nurowskiej, lekkości Ulatowskiej...  Nie do końca moja półka po prostu. 

poniedziałek, 17 marca 2014

107. Liza Marklund ZAMACHOWIEC

Postanowiłam poznać kolejną autorkę skandynawskich kryminałów. Tym razem mój wybór padł na Lizę Marklund. Liza jest dziennikarką i zasłynęła z serii, której główną bohaterką jest Annika Bengtzon, reporterka kryminalna. Dawno temu miałam przyjemność przeczytać jedną z dalszych części cyklu. Postanowiłam zapoznać się z całą serią od początku i poluję w bibliotece na kolejne części.


Sztokholm przygotowuje się do letnich Igrzysk Olimpijskich. Wszystko wydaje się być zapięte na ostatni guzik, kiedy nieznany zamachowiec podkłada  bombę na nowo wybudowanym stadionie. W zamachu ginie Christina Furhage, jedna z najbardziej wpływowych kobiet w Szwecji, wyjątkowo mocno zaangażowana w organizację olimpiady. Policja poszukuje sprawcy. Annika Bengtzon, nowo mianowana szefowa działu kryminalnego, podąża własnymi tropami. Odkrywa tajemnice i połączenia, które mogą stanowić zagrożenie dla niej samej. 

Powieść Lizy Marklund sprostała moim oczekiwaniom. Na jej kartach znalazłam to, co lubię: wartką akcję, dynamikę, ciągły ruch, sensację, wiele tajemnic i nieco życia prywatnego bohaterów. Nie za wiele, akurat tyle by wyrobić sobie o nich, - czy raczej o niej, bo główną bohaterką jest dziennikarka, - opinię. Annika Bengtzon okazała się młodą ambitną kobietą, która bardzo lubi swoją pracę, pogoń za kryminalnymi wiadomościami, tropienie zbrodni i odkrywanie tajemnic sprawia jej wielką przyjemność. Na pierwszy rzut oka można spostrzec, że nie usiedzi w miejscu, musi przebywać w ciągłym ruchu.

Zamachowiec różni się od większości skandynawskich kryminałów, jakie przyszło mi poznać. Nie mamy tutaj do czynienia z morderstwem gdzieś w malutkiej mieścinie. Areną wydarzeń staje się tętniący życiem Sztokholm, a wydarzenia z kart książki trącą bardziej sensacją niż kryminałem, przynajmniej takie wrażenie mi towarzyszyło, gdy zapoznałam się z opisem książki. Ciekawe jest także to, że poznajemy wydarzenia z perspektywy dziennikarza i nie zagłębiamy się w działania operacyjne policji. 

Duży plus dla książki za wartką akcję i napięcie niemal do ostatniej strony. Z przyjemnością upoluje kolejne powieści autorki :)





poniedziałek, 10 marca 2014

106. Cecelia Ahern STO IMION


Powieść, która była zupełnie nieprzewidywalna. Do samego końca nie wiedziałam, co mnie jeszcze zaskoczy....



Cecelia Ahern to irlandzka pisarka, której popularność przyniosła już debiutancka powieść PS.KOCHAM CIE. Na podstawie książki nakręcono film pod tym samym tytułem. Sto Imion to najnowsza powieść autorki.

Dziennikarska kariera Kitty Logan wisi na włosku. Szukając sensacyjnego materiału na program, dziewczyna oskarżyła niewinnego człowieka o przestępstwo seksualne. Tym samym zniszczyła życie mężczyzny, a także swoje życie zawodowe. Jedną z nielicznych osób, która wciąż wierzy w Kitty jest jej śmiertelnie chora przyjaciółka Constance. Przed śmiercią przekazuje młodej dziennikarce tajemniczą listę stu nazwisk, która ma stanowić temat artykułu. Czy Kitty rozwiąże zagadkę osób z listy i dowie się, co je łączy? Czy pomoże się jej to zrehabilitować? Jaką rolę w jej życiu odegrają nowi znajomi?

Poruszająca i tajemnicza -te dwa słowa najlepiej określają powieść Cecelii Ahern. Oczywiście oprócz nich przychodzi mi na myśl wiele innych, ale tamte dwa nasuwają mi się jako pierwsze. Sto Imion to książka nieprzewidywalna. Tak naprawdę do samego końca nie potrafiłam odgadnąć, jak autorka chce ją zakończyć, co nam ofiaruje. Każda strona była niespodzianką. Wszystko razem złożone w całość, stało się wyjątkową historią dziewczyny, która popełniła wielki błąd i teraz musi zapłacić za to bardzo wysoką cenę. Nie tylko w życiu zawodowym, ale także w osobistym. Podążając za listą stu nazwisk stworzoną przez swoją nieżyjącą przyjaciółkę, poznaje wyjątkowych ludzi i ich niezwykłe losy. Ale przede wszystkim poznaje samą siebie, dojrzewa i zmienia się.

Co chce nam przekazać Cecelia Ahern w swojej najnowszej powieści? Najprościej rzecz ujmując to, że każdy z nas ma do opowiedzenia swoją historię. Każdy z nas jest interesujący, gdyż jesteśmy odbiciem swoich doświadczeń, umiejętności i uczuć. Za każdym "tematem" stoi żywy człowiek, który ma coś do opowiedzenia i przekazania. Warto poświęcić kilka chwil, by go wysłuchać i poznać - nie powierzchownie, jak to na ogół czynimy, ale bliżej, intensywniej.

Sto Imion to ciepła i poruszająca opowieść, która nie jeden raz wywoła uśmiech na waszych twarzach, ale także i niejedną łzę wyciśnie z oka. To książka obok której nie można przejść obojętnie.

ps. A do tego - muszę to napisać - jest tak pięknie wydana, że trudno oderwać oczy od okładki!

Za możliwość przeczytania dziękuję:








niedziela, 9 marca 2014

105. Santa Montefiore SPOTKAMY SIĘ POD DRZEWEM OMBU

Kiedy pisałam o powieści Santy Montefiore Jaskółka i koliber, poleciłyście mi inną książkę autorki: Spotkamy się pod drzewem Ombu. Wypatrywałam jej na bibliotecznej półce i nareszcie trafiła w moje ręce...



Już czytając "Jaskółkę" zrozumiałam, że autorka ma niebywały talent do snucia opowieści o ludzkich losach. Opowiedziane przez nią historie są nietuzinkowe i długie. Być może to zasługa faktu, że Santa Montefiore nie ogranicza się do opisania wycinka z życia swoich bohaterów. Ona przedstawia je w całości, sprawnie żonglując czasem i przestrzenią, zwinnie porusza się między dziesięcioleciami i kontynentami, między różnymi klasami i  światopoglądami. A my, jej czytelnicy, podążamy razem z nią i dajemy się ponieść magii jej historii. Stajemy się jej częścią. Żyjemy życiem bohaterów. Razem z nimi płaczemy i śmiejemy się, zaciskamy pięści z gniewu. Tak oddziałują na mnie powieści tej autorki. Chłonę je całą sobą. Według mnie tak powinna oddziaływać książka na czytelnika. 

Na pięknym ranczu położonym na argentyńskiej pampie dorasta śliczna Sofia Solanas. Uparta i rozkapryszona nastolatka jest kochana przez wszystkich, za wyjątkiem własnej matki, która wydaje się ją winić za własne poczucie wyobcowania. Mimo to Sofia wiedzie szczęśliwe życie, dokazując i bawiąc się w towarzystwie licznych krewniaków. Jeden z kuzynów, Santiago, jest dziewczynie szczególnie bliski. Dziecięce zauroczenie przeradza się w namiętny romans. Kiedy dziewczyna zachodzi w ciążę, rodzina wysyła ją do Europy, by rozdzielić zakochanych i zapobiec wybuchowi skandalu. Zraniona i odrzucona Sofia zrywa kontakt ze swoimi bliskimi i znika na wiele lat. Rozpoczyna nowe życie, ale wciąż nie może wyrzucić z myśli zakazanej miłości. 

Zapoznając się z opisem książki, wyczytałam, że jest to wzruszająca saga rodzinna i podpisuję się pod tym stwierdzeniem obiema rękami. Powieść wzbudzała wiele emocji. Opowiada o zakazanej miłości pomiędzy kuzynostwem, uczuciu na które nie było przyzwolenia i które przyniosło bohaterom wiele cierpienia i łez. Jednak nie tylko, gdyż ich udziałem stały się piękne chwile. Mimo że miłość tych dwojga stała się osią książki, nie nazwałabym jej nigdy romansem. Bardziej opowieścią o zawiłości ludzkich losów i o tym, że człowiek potrafi znieść wiele nieszczęść, potrafi podnieść się z naprawdę ciężkiej sytuacji i żyć, jeśli tylko posiada tę wolę życia...

Spotkamy się pod drzewem Ombu to nie tylko powieść o zakazanej miłości, ale również o trudnych relacjach rodzinnych, zadawnionych żalach, przebaczeniu... 

Polecam!

czwartek, 6 marca 2014

104. Kamil Janicki UPADŁE DAMY II RZECZPOSPOLITEJ

Jeśli jest na tym świecie książka, o której marzyłam aż tak, że aż po nocach mi się śniła, to są to właśnie Upadłe Damy...


Upadłe Damy II Rzeczpospolitej to niebywała gratka dla amatorów zbrodni. I to nie tylko zbrodni poznanej pod płaszczykiem dobrze napisanego kryminału, ale zbrodni prawdziwej, wywodzącej się z zamkniętego kręgu międzywojennych elit naszego kraju. Popełnionej z namiętności, chęci posiadania, w akcie desperacji. Popełnionej przez kobiety: córki, żony, matki. 

  Płeć piękna, tak często postrzegana przez nas jako ta słaba i łagodna. Książka Kamila Janickiego odsłania przed nami zupełnie inny obraz. Przekonujemy się, że kobiecy umysł jest zdolny zaplanować wyrafinowaną zbrodnię. Słaba ręka jest w stanie zabić i zatrzeć obciążające ją dowody.  A pod płaszczykiem wysokiej kultury i moralności, może kryć się głębokie zepsucie i mało chwalebne uczucia. 

Rozpoczynając lekturę Upadłych Dam spodziewałam się znaleźć w niej wiele odniesień do głośnej sprawy Rity Gorgonowej. Skazana za zamordowanie nastoletniej córki swojego kochanka Rita nadal wzbudza wiele kontrowersji. Jak się jednak okazało, na temat tego procesu autor wspomina tylko we wstępie książki. Następne siedem rozdziałów poświęca siedmiu mniej znanym zbrodniarkom. Ich procesy nie zdobyły ponurej sławy, jaką do tej pory cieszy się sprawa pięknej Rity, choć popełnione przestępstwa często nie ustępowały jej okrucieństwem. Co ważne, nie każda z opisanych zbrodni dotyczyła morderstwa. Na stronach Upadłych Dam znajdziemy wiele grzeszków, jakim oddawali się przedstawiciele elit: szantaż, płatną protekcję, sutenerstwo... 

Kamil Janicki stworzył dzieło nie tylko obnażające sam proces zbrodni, ale posunął się do przedstawienia jej konsekwencji, pobudek, oraz towarzyszących jej nastrojów społecznych. Zza drzwi sali sądowej wyłania się obraz II Rzeczypospolitej, spragnionej sensacji, śledzącej z wypiekami na twarzy życie wyższych sfer i żądnej krwawej sprawiedliwości. Wszak okazuje się, że ci lepsi, wcale nie są tacy, za jakich pragną uchodzić. Sensacyjna prasa spekuluje i raczy czytelnika nowinkami z sal sądowych, burząc nastroje. Dzięki licznym cytatom z dzienników i fotografiom osób zaangażowanych w sprawy, czytelnik może poczuć powiew tych dawno zapomnianych śledztw i towarzyszące im napięcie. Kamilowi Janickiemu udało się połączyć lekkość powieści kryminalno-obyczajowej z sycącą umysł wiedzą czysto dokumentalną, dzięki czemu lektura Upadłych Dam była fascynującą podróżą w świat zbrodni, której długo nie zapomnę...

poniedziałek, 3 marca 2014

Podsumowanie lutego :)

Przyszła pora na malutkie podsumowanie lutego. Choć miesiąc był nieco krótszy w porównaniu do poprzedniego, przeczytałam tyle samo powieści, choć muszę przyznać, że były krótsze i lżejsze, jeśli chodzi o ich tematykę :)

- luty upłynął więc pod kątem lektury siedmiu książek
- co daje w sumie 2476 stron
- tym razem przodowali polscy autorzy, przeczytałam cztery książki, które wyszły spod polskiego pióra
- w lutym zahaczyłam o swoją pierwszą powieść erotyczną, poza tym przodowały obyczajówki. Tylko jedna książka była poświęcona morderstwom i to jeszcze marnym :(

Nie jestem do końca przekonana, której z przeczytanych książek chcę oddać palmę pierwszeństwa. Waham się pomiędzy To co zostało, a Nieczynne do odwołania. Gdy się jednak głębiej zastanowię, stwierdzam, że strony powieści Jodi Picault przerzucałam z większymi wypiekami na twarzy, więc niech jej będzie. Ale wygrywa naprawdę malutką przewagą :)

Na moją półeczkę z kotem wskoczyły w tym miesiącu następujące powieści:
- Nieczynne do odwołania (zakupiona osobiście, można rzec prezent walętynkowy)
- Hiszpański Kot - od Wydawnictwa Szara Godzina
- Żar Nocy od Wydawnictwa Akurat
- Kota lubi szanuje - od Wydawnictwa Replika
- W matni, oraz Wyznania Uległej - pochodzące z wymiany
- W imię miłości - wygrane na FP Katarzyny Michalak
- Porwana - wygrana na FP Bloga Przegląd Czytelniczy
- Upadłe Damy II Rzeczpospolitej - od Wydawnictwa Znak

W związku z powyższym stwierdzam, że półka z kotem drastycznie się kurczy, a mój uśmiech poszerza.
Oczywiście kieruję gorące podziękowania do tych, którzy zaadresowali pękate koperty na moje nazwisko.

ps. Z biblioteki przyniosłam chyba z dziesięć książek, ale sami mnie o to prosili, bo mają mieć remanent. Liczyć się im nie chce :)