niedziela, 26 kwietnia 2015

215. Rachel Wells ALFIE KOT WIELORODZINNY - recenzja przedpremierowa

Zastanawialiście się kiedykolwiek, co odczuwa zwierzę, które traci opiekunów, dom i poczucie bezpieczeństwa? Możecie dowiedzieć się tego, sięgając po historię Alfiego - kota wielorodzinnego. 

Tytułowy Alfie wiódł szczęśliwe życie, dopóki żyła jego opiekunka. Kiedy starsza pani zmarła, porządkami w jej mieszkaniu zajęła się córka. Sprytny Alfie szybko zrozumiał, że w życiu kobiety nie ma miejsca na zwierzę i podsłuchał, że planuje ona oddać go do miejscowego schroniska. Z opowieści innych zwierząt wywnioskował, że jest to okropne miejsce i nie miał zamiaru czekać na rozwój wypadków. Jeszcze tego samego wieczoru Alfie uciekł z mieszkania i wylądował na ulicy. Rozpoczął się trudny i niebezpieczny czas tułaczki...

Po pewnym czasie Alfie dochodzi do wniosku, że najwyższa pora znaleźć swojego człowieka, który zadba o pełną miskę i dużo pieszczot. Pomny, że jeden opiekun wcale nie daje gwarancji spokojnego życia, decyduje się zostać kotem dochodzącym i znaleźć kilka domów, w których będzie czekać miska smakołyków i czułe dłonie... Sprytny koci plan prowadzi Alfiego na Edgar Road, gdzie trafia na cztery rodziny z poważnymi problemami. Rodziny zajmują się kotem, a kot ... nimi. Ma łapy pełne roboty, by naprawić ich i swoje życie.

Alfie kot wielorodzinny jest powieścią nietuzinkową i oryginalną. Jej wyjątkowość tkwi w samym narratorze tej historii, którym jest tytułowy kocur. Alfie z niebywałym wdziękiem połączonym z realizmem opisuje swoje zagmatwane losy i przygody zapoczątkowane śmiercią ukochanej opiekunki. Jeśli kiedykolwiek zastanawialiście się, co czuje zwierzę, które nagle traci poczucie bezpieczeństwa i towarzystwo ukochanego człowieka, powieść jest doskonałym sposobem, aby się o tym przekonać. Chociaż Alfie zachowuje swój koci optymizm i opowieść snuje dość luzackim, a momentami nawet naiwnym tonem, bynajmniej nie koloryzuje i przedstawia niebezpieczeństwa, jakie czyhają na bezdomne zwierzęta.

Historia stworzona przez Rachel Wells ma w sobie wiele z bajki i może brzmieć cokolwiek nieprawdopodobnie, ale uwierzcie mi, że znam koty, które tak sobie wygodnie żyją dokarmiane i pieszczone w kilku domach. Optymistyczna wymowa tej książki ma swoją zaletę: to opowieść, która niesie nadzieję, zarówno dla zwierząt, jak i dla ludzi. Równocześnie skłania do refleksji nad trudnym losem bezdomnych zwierząt, narażonych na głód, chłód, samochody, jak również agresję ze strony innych zwierząt i ludzi. To książka, która z pewnością przypadnie do gustu wszelkich zwierzolubom, a szczególnie miłośnikom kotów. Zawiera ona całą gamę emocji, przez co momentami pobudza do śmiechu, by za chwilę wzruszyć do łez. Być może w szarym codziennym życiu kocury nie mają tyle szczęścia co Alfie, jednak... pomarzyć też dobra sprawa. Od czasu do czasu potrzeba nam takiej lektury: niosącej nadzieję, optymistycznej, bajkowej, familijnej.

Trzeba pamiętać, że Alfie nie jest jedynym bohaterem tej opowieści, choć bez wątpienia jest bohaterem pierwszego planu. Kocurowi towarzyszą ludzie, wywodzący się z różnych środowisk, napiętnowani różnymi problemami, zmagający się z blaskami i cieniami dnia codziennego. Łączy ich miłość do Alfiego i troska o tego charakternego kocurka. Na kartach swojej książki autorka przedstawiła bogatą galerię ludzkich problemów, a tytułowy bohater kluczy pomiędzy wszystkimi swoimi domami, pomagając znaleźć ich rozwiązanie. Ciekawym wątkiem w książce jest polski akcent, ale  jaki... tego nie zdradzę :)

Podsumowując: Alfie kot wielorodzinny jest powieścią charakterystyczną i nieco inną, warto o tym pamiętać decydując się na lekturę. Książka została napisana z wyraźną lekkością, momentami może wydawać się wręcz infantylna i naiwna, ale należy pamiętać, że jest to świat widziany oczyma kota :) Książka jest wprost stworzona dla miłośników zwierząt, wspaniale pokazuje przywiązanie zwierzęcia do człowieka i ofiarność czworonoga względem opiekuna. Bardzo ciepła, wzruszająca i sympatyczna książka, przy której można pośmiać się i popłakać.

Alfie od 5 maja w księgarniach !

Za egzemplarz przedpremierowy dziękuję:




sobota, 25 kwietnia 2015

214. Abby Clements WYTWÓRNIA SMAKOWITYCH LODÓW VIVIEN

Za oknem coraz wiosenniej i cieplej. Lada dzień rozpocznie się sezon na lodowe smakołyki. Rozpocznijmy go w pewnej klimatycznej knajpce w Brighton: w Wytwórni Smakowitych Lodów Vivien.

Anna i Imogen, dwie siostry różne jak dzień i noc. Anna  jest odpowiedzialna i ułożona. Zajmuje wysokie stanowisko i cieszy się stabilizacją pewnej pracy. Imogen jest wolnym duchem, nie potrafi zagrzać miejsca w rodzinnym mieście i szuka szczęścia w dalekiej Tajlandii. Pomimo tak wyraźnych różnic siostry bardzo się kochają i są sobie bliskie. Pewnego dnia stają przed poważnym wspólnym wyzwaniem. Ich ukochana babcia postanowiła zapisać im w testamencie swoją lodziarnię. Siostry muszą podjąć ważną decyzję, czy przewrócić swoje życie do góry nogami i postawić na nogi rodzinny biznes, czy nadal żyć życiem, jakie dla siebie wybrały. Szybko przekonują się, że "lodowy" biznes nie jest taki słodki, jak może wydawać się na pierwszy rzut oka. Siostry rzucają się w letni wir nowych doświadczeń, przygód, lodowych smaków, rodzinnych waśni i sercowych rozterek, a na to wszystko filuternym okiem rzuca jamnik o wdzięcznym imieniu Hepburn. 

Wytwórnia smakowitych lodów Vivien jest lekką i przyjemną powieścią obyczajową, dokładnie taką po jakie sięgamy, kiedy mamy ochotę na coś miłego, niewymagającego i klimatycznego. Idealną dla relaksu przy kubku kawy czy wypoczynku w ogrodzie, w towarzystwie rozgrzewającego słońca i czegoś pysznego. I choć konstrukcja książki pozwala nam łatwo odgadnąć, jak potoczą się losy głównych bohaterek, nie psuje to smaku lektury tej książki i pozwala czerpać z niej przyjemność. 

Abby Clements udało się stworzyć opowieść uroczą i sympatyczną, w której ważną kwestią okazują się więzi rodzinne i odpowiedzialność za rodowe dziedzictwo. Siostry McAvoy pragną przywrócić świetność starej lodziarni swojej babci i bynajmniej nie czynią to z pobudek finansowych. Chociaż nie mają pojęcia o wytwarzaniu lodów i prowadzeniu lokalu, nie brak im determinacji i zapału do pracy. Mimo to nie unikną przykrych pomyłek i niepowodzeń, ale z głową wysoko uniesioną zakasują rękawy i starają się udowodnić, że zasługują na wyróżnienie, jakim jest ostatnia wola babci Vivien. Czytelnikowi pozostaje więc zacisnąć mocno kciuki i oczekiwać na lodowe rarytasy, które wyjdą spod ich rąk. 

Chociaż powieść Abby Clements została zdominowana przez smakowitą otoczkę lodowego biznesu, a akcja książki kręci się wokół lodziarni Vivien, autorka zadbała również o inne wątki w książce. Dzięki temu urocza lodziarnia staje się tłem dla wydarzeń z życia osobistego głównych bohaterek, a to bynajmniej nie jest spokojne i ułożone. Obydwie siostry usiłują ułożyć sobie życie i znaleźć swoje miejsce. Musicie wiedzieć bowiem, że życie  podobnie jak i lody - w powieści Abby Clements nie zawsze jest słodkie. Jednak nawet inne smaki potrafią przynieść przyjemność i zadowolenie, trzeba tylko dostrzec ich dobrą stronę...

Wytwórnia smakowitych lodów Vivien jest powieścią ciepłą, sympatyczną i pełną optymizmu, doskonałą do relaksu i odpędzenia smutnych myśli. Została napisana bardzo ładnym i lekkim językiem, który doskonale pasuje do jej klimatu. To jedna z tych książek, które po lekturze pozostawiają uczucie przyjemnego ciepła gdzieś w środku. Być może jest powieścią typowo rozrywkową, a niektórych czytelników może rozczarować sielankowym klimatem, przewidywalnością i historią jak z bajki... ale nie powinno się pomijać zawartych w niej mądrości i uchwyconych wartości. A jeśli macie ochotę na prawdziwe - choć trochę nietypowe - lody domowej roboty, możecie skorzystać z przepisów, jakie autorka pozostawiła dla nas na końcu. Słone karmelowe... skusicie się? 

dziękuję wydawnictwu za egzemplarz: 



poniedziałek, 20 kwietnia 2015

213. Tana French KOLONIA

Kolonia Tany French jest książką, którą szybko miałam ochotę rzucić w kąt. Jednak doczytałam. I nie żałuję. 

W nowo wybudowanym osiedlu około 100 km od Dublina rozegrała się tragedia. Znaleziono zwłoki dwójki dzieci i ojca, matka jest bardzo ciężko ranna, może nie przeżyć. Śledztwem zajmuje się Mick Kennedy, doświadczony i ambitny detektyw z wydziału zabójstw. Mężczyzna lubi mieć wszystko pod kontrolą i sprawiać wrażenie, że w pełni panuje nad prowadzonym dochodzeniem. Sprawa w Broken Harbour od początku jest jednak inna niż wszystkie. Chociaż już po 48 godzinach zabójca trafia do aresztu, nic nie jest pewne, a pytania i wątpliwości mnożą się. Sytuacji nie upraszcza fakt, że miejsce zbrodni jest związane z prywatną tragedią życiową detektywa. 

Uwielbiam thrillery i kryminały, jednak przy pierwszych kilkudziesięciu stronach wręcz żałowałam, że wzięłam książkę Tany French do ręki. Akcja posuwała się w iście żółwim tempie, wrażenia bynajmniej nie poprawiał ładny i płynny język, czytało się wręcz topornie. Dodatkowo bardzo szybko znalazłam dwie literówki, co bardzo mi przeszkadza, uważam, że książki przygotowane w tak dobrych wydawnictwach, powinny być starannie dopracowane. Miałam ochotę zrezygnować z lektury, za książką jednak przemawiała dość interesująca fabuła. Autorce udało się mnie zaintrygować, sprawiła, że chciałam dowiedzieć się, co ukaże się na drugim końcu tej historii. 

Przerzuciłam całkiem sporo stron, zanim zauważyłam, że czytam z wypiekami na twarzy. Tana French stworzyła kryminał nieszablonowy, w którym nie brakuje zwrotów akcji i głębokich tajemnic. Tak głębokich, że można dumać i dumać, a i tak bardzo trudno jest natrafić na właściwy ślad i trafnie wytypować, kto jest napastnikiem. Jeszcze trudniejszym zadaniem jest określić, co wydarzyło się w małym domku i czym zostało spowodowane. Szlak, którym wiedzie swoich czytelników Tana French wiedzie w głąb ludzkiej psychiki, odsłaniając jej najciemniejsze zakamarki. 

Książka nie byłaby udana, gdyby nie znakomita kreacja głównych bohaterów. Nie muszą oni wzbudzać sympatii czytelników, nie jeden raz prowokują brzydkie słowa cisnące się na usta, niemniej trzeba przyznać, że zostali wykreowani bardzo dobrze i doskonale komponują się z całością. Co prawda autorka w swojej książce powiela schemat "gliniarza z przeszłością" i "gliniarza z problemami", jednak czyni to w oryginalny sposób, niekoniecznie wpychając mu w ramiona butelkę. 

Na uznanie zasługuje również klimat powieści, cała otoczka osiedla wybudowanego na morskim wybrzeżu, atmosfera grozy na wpół opuszczonego miejsca. Być może pióro autorki nie przypadło mi do gustu w takim stopniu, jak bym tego chciała, niemniej muszę przyznać, że świetnie poradziła sobie ona z naszkicowaniem tego miejsca i przedstawieniu go wyobraźni czytelnika. Tytułowa kolonia wraz z miejscem zbrodni, które osnuwa wiele tajemnic, prowokuje do zadawania pytań: co wydarzyło się w tym domu? Mnie nie udało się na nie odpowiedzieć, przed zakończeniem książki, być może Wy będziecie mieć więcej szczęścia? 

W trakcie lektury nie sądziłam, że ocenię Kolonię pozytywnie, wszystko wskazywało, że będzie ona moim czytelniczym rozczarowaniem. Ostatecznie uważam, że tę książkę warto polecić uwadze czytelników. Być może nie jest wyjątkowo dynamiczna, pióro autorki nie odznacza się lekkością i są te nieszczęsne literówki, jednak intryguje, wzbudza gorącą ciekawość, zaskakuje i manewruje czytelnikiem, że ten sam już nie wie, co myśleć. 

czwartek, 16 kwietnia 2015

212. Debbie Macomber ZIELONY ZAKĄTEK

Szmat czasu minęło od mojego ostatniego spotkania z Debbie Macomber. Postanowiłam sobie przypomnieć tę autorkę. Co z tego wynikło? 

Cedar Cove - Zatoka Cedrów. Spokojne, malownicze miasteczko nieopodal Seattle. Mieszkający tutaj ludzie zmagają się z takimi samymi problemami, jak wszędzie indziej na świecie. Zakochują się, pobierają, kłócą, zdradzają i rozstają. Sąsiedzi spotykają się na lokalnych imprezach, plotkują i wzajemnie pomagają sobie rozwiązywać problemy. A problemów tych nie brakuje...

Mary Jo jest samotną mamą, wychowującą maleńką córeczkę. Kobieta przeżyła bolesne rozczarowanie partnerem, który nie przyznał się do ojcostwa. Teraz jednak, kiedy Mary Jo, mogłaby ułożyć sobie życie ze swoim sąsiadem i przyjacielem, ojciec dziecka zapowiada sądową walkę o małą...

Brat Mary Jo, Linc cieszy się świeżo zawartym związkiem małżeńskim. Niespodziewanie zjawia się ktoś, kto zrobi wszystko, by zatruć miłość młodych małżonków. 

Rachel Peyton czeka na odpowiedni moment, by powiadomić męża, że spodziewa się dziecka. Obawia się jednak reakcji nastoletniej pasierbicy, która wyraźnie jej nienawidzi...

Jeśli będziecie potrzebować miłej opowieści, osadzonej w idyllicznej, choć nie pozbawionej codziennych problemów, osadzie - Zielony Zakątek może okazać się doskonałym wyborem. Ta książka spodoba się przede wszystkim zwolennikom wielotomowych obyczajowych opowieści, w których poruszane są najzwyklejsze ludzkie problemy, uczucia i zakręty życiowe. I chociaż książka ta stanowi kolejny tom cyklu Zatoka Cedrów ( prawda, że piękna nazwa?), spokojnie możecie ją przeczytać jako osobną pozycję. Naturalnie polecam Wam całą serię, bo wtedy jeszcze lepiej można poznać wszystkich bohaterów i wczuć się w atmosferę miasteczka. Ja przynajmniej taki mam zamiar. 

Chociaż na początku swojej opinii przytoczyłam zaledwie trzy wątki, zapewniam, że czytając Zielony Zakątek poznacie znacznie więcej bohaterów i przeżyjecie znacznie więcej przygód. Powieść Debbie Macomber jest niezwykle bogata w wydarzenia i gwarantuje wam obserwacje mniejszych bądź większych problemów bohaterów książki. Swoją formą powieść przypomina nieco odcinek relaksującego serialu, kolejne rozdziały przynoszą bowiem spotkania z coraz innymi bohaterami i pozwalają zagłębić się w losy miasteczka. Właśnie dlatego wspomniałam o tym, że książka ta sprawdzi się w chwili, kiedy czytelnik pragnie się zrelaksować i przeczytać coś naprawdę lekkiego. Powieść Debbie Macomber łączy w sobie elementy romansu i powieści obyczajowej, choć znajdziemy tutaj także wątki kryminalne, a nawet historyczne. Historia jest bardzo kobieca i subtelna, a pióro Debbie Macomber przyjemne i lekko przyswajalne. Książkę czyta się bardzo szybko, choć wydarzenia nie są jakoś szczególnie emocjonujące. 

Na plus biorę: lekkość prozy autorki, książka idealna dla relaksu, historii, ciekawe wątki, klimatyczną okładkę pasującą do treści książki, mnogość bohaterów (lubię to w seriach)

Jak na mój gust za mało: emocji w książce. 

Za egzemplarz dziękuję: 


niedziela, 12 kwietnia 2015

211. Stephanie Lehmann BUTIK NA ASTOR PLACE

Przy Astor Place w Nowym Jorku znajduje się elegancki butik. Przekonajcie się, co w nim znajdziecie.

Butik przy Astor Place skrywa niezwykłe kreacje i dodatki z dawnych lat. Jego założycielką i właścicielką jest Amanda Rosenbloom, wielka miłośniczka vintage, a prywatnie kobieta zbliżająca się czterdziestki, zaangażowana w związek z żonatym mężczyzną. Pewnego dnia Amanda zostaje wezwana do mieszkania zamożnej starszej damy, która przed śmiercią, chce pozbyć się swoich pięknych strojów. W mufce Amanda znajduje zaszyty pamiętnik i decyduje się ukryć go i przeczytać. Tym sposobem kobieta poznaje losy Olive Westcott, młodej Amerykanki, która zamieszkała na Manhattanie w 1907 roku. Poznając koleje życia Olive, Amanda odbywa fascynującą podróż w przeszłość i odkrywa, że łączy je niezwykła więź...

Uwielbiam powieści, które pozwalają nam odbyć tę wyjątkową podróż w przeszłość i dowiedzieć się, jak wyglądał świat, kiedy nie nas jeszcze na nim nie było. Jedną z takich powieści jest właśnie Butik na Astor Place. I choć książka ta nie zachwyciła mnie w każdym calu, a w niektórych momentach nawet drażniła, cieszę się, że odbyłam podróż, do której stała się biletem. A wszystko za sprawą losów młodziutkiej Olive Westcott, dziewczyny dzielnej, ambitnej i twardej. To właśnie dzieje życia Olive, która po śmierci ojca decyduje się zostać w Nowym Jorku, podjąć pracę i osiągnąć w tej dziedzinie sukces, ukazały mi sytuację Amerykanek z początku XX wieku. 

Chociaż historia Stephanie Lehmann jest powieścią dwóch bohaterek, dla mnie tą ważniejszą i ciekawszą od razu stała się Olive. Dziewczyna wywodząca się z bogatego domu, która w wyniku przykrych wydarzeń została pozostawiona samej sobie, musi zarobić na własne utrzymanie i zupełnie zmodyfikować swój model życia. Życie kobiet na początku ubiegłego stulecia nie było usłane różami, nie miały one praktycznie żadnych praw, podejmowały wyłącznie pracę na niższym szczeblu i naturalnie za wiele niższą pensję, niż miało to miejsce w przypadku mężczyzn. Kobiety były również znacząco dyskryminowane w codziennym życiu, o czym mamy okazję przeczytać w powieści Butik na Astor Place. 

Butik na Astor Place jest powieścią, w której teraźniejszość przeplata się z przeszłością i pozwala zauważyć kontrast pomiędzy dwiema płaszczyznami czasowymi. Areną wydarzeń pozostaje Manhattan, a my mamy okazję dostrzec, jak zmieniła się nie tylko okolica, ale również sposób życia, kontakty międzyludzkie, codzienne problemy i troski. Dwie bohaterki Stephanie Lehmann zmagają się zarówno z kłopotami natury materialnej jak i uczuciowej, a jednak łatwo dostrzec, jak różny charakter mają te problemy i jak różni się samo podejście dwóch kobiet!

Wspomniałam, że książka nie zachwyciła mnie w pełni. Przyznaję, że część dotycząca Amandy, która poza zaznajamianiem się z pamiętnikiem Olive boryka się z decyzją o zakończeniu romansu z żonatym mężczyzną, w ogóle do mnie nie przemówiła. Sama bohaterka mocno mnie irytowała, wydała mi się mdła i niezdecydowana, przyznaję, że rozdziały współczesne czytałam ze znużeniem i wprost nie mogłam się doczekać, by dojść do części dotyczącej 1907 i 1908 roku. Trzeba jednak przyznać, że całość czyta się bardzo przyjemnie, a książka poza ładnym językiem może pochwalić się również cudownym klimatem. 

Podsumowując:

Na plus w moim przypadku przemawia: ładny język, wspaniała historia wyjęta z początku ubiegłego wieku, niezwykły klimat vintage, piękna i nastrojowa okładka doskonale pasująca do całości 

Nie przypadły mi do gustu: niewyrazista bohaterka (pamiętajcie jednak, że Wy możecie odebrać Amandę zupełnie inaczej), mało zajmująca historia z obecnych czasów i nieco zbyt powolna akcja jak na mój gust. 

Za egzemplarz dziękuję: 


środa, 8 kwietnia 2015

210. Joanna Jodełka KRYMINALISTKA

Polski kryminał ma się naprawdę dobrze, a będzie miał się jeszcze lepiej. Póki pisać będą takie autorki jak Joanna Jodełka!
Wyobraźcie sobie, że w parku natykacie się na kobietę noszącą na twarzy i ciele ślady pobicia. Jej ubranie wisi w strzępach, włosy zlepiły się w paskudne strąki od brudu i krwi. Na jej widok odczuwacie głęboki niepokój, ale zarazem i ciekawość. Nie macie pojęcia, co przytrafiło się tej osobie i jaką dramatyczną tajemnicę skrywa, ale jesteście pewni, że nie było to nic przyjemnego. Tak właśnie poczujecie się rozpoczynając lekturę najnowszej powieści Joanny Jodełki. Staniecie przed obliczem nieszczęścia, które już  się dokonało, ale z niepokojem stwierdzicie, że nie macie pojęcia, co się wydarzyło. Spokojnie. Autorka powieści i jej tytułowa bohaterka, Joanna, wszystko Wam opowiedzą...  Na początek musicie tylko wiedzieć, że kobieta siedząca na ławce jest autorką poczytnych kryminałów i że zabiła ona dwie osoby...

Prawda, że brzmi intrygująco i wróży emocjonującą lekturę? Na szczęście autorce udało się nie tylko rozbudzać ciekawość czytelnika, ale również podtrzymywać ją do samego końca. Kryminalistka jest doskonale skonstruowaną i wciągającą powieścią, której nie sposób się oprzeć. Połknęłam tę książkę w dwa wieczory, a pewnie połknęłabym szybciej, gdyby nie zobowiązania czytelnicze względem córki. Akcja Kryminalistki wciąga, jak grząskie dno opisywanej w niej rzeki, nie sposób się oderwać. Z pewnością sporą zasługą jest tutaj talent autorki, której do tej pory - przyznaję - nie znałam. Jednak mam wrażenie, że największa zasługa tkwi tutaj w niebanalnej formie i intrygującym zarysie fabuły. 

Kryminalistka jest według mnie powieścią, która wymyka się ustalonym schematom. To nie jest tylko klasyczny kryminał, w którym należy odnaleźć i ukarać winnego zbrodni. To świetnie skomponowany mix powieści kryminalnej i psychologicznej, z bardzo mocno zarysowanymi elementami tej drugiej. Kreacja głównej bohaterki zaskakuje, czytelnik poznaje ją na dwóch płaszczyznach czasowych, mogąc dokonywać porównań  i szukając wspólnych mianowników. Mimo to autorce udaje się do samego końca zatrzymać swoje tajemnice dla siebie i zaskoczyć. W pełni zgadzam się z opinią Gai Grzegorzewskiej, że po zakończeniu lektury, ma się ochotę otworzyć książkę i wrócić do najważniejszych momentów. Z trudem się powstrzymałam, ale kiedyś Kryminalistkę przeczytam raz jeszcze...

Powieść została podana w łatwo przyswajalnej, prostej formie. Akcja toczy się na dwóch płaszczyznach czasowych, Fragmenty przytaczane są w pierwszej osobie przez tytułową bohaterkę, inne opowiedziane w trzeciej osobie, jakby z perspektywy pobocznego obserwatora. Całość skąpana niepokojącym, momentami wręcz wzbudzającym grozę klimatem, a w dodatku od początku czytelnik przedziera się przez gąszcz tajemnic, nie wiedząc, co przyniosą kolejne strony. Z radością przeczytałam, że autorka planuje kontynuację Kryminalistki. Jestem bardzo ciekawa, jak Joanna Jodełka "wybrnie" z sytuacji, do której doprowadziła swoją bohaterkę. Pewne jest, że Kryminalistką postawiła sobie poprzeczkę bardzo wysoko...

Dziękuję: