Są
autorzy, na których książki czeka się z radosnym podekscytowaniem
i mocno bijącym sercem. Kiedy nareszcie pojawi się zapowiedź, ze
szczęścia podskakuje się pod sufit i odlicza dni do premiery, by w
końcu wziąć książkę w dłonie i zanurzyć się w literackim
świecie. Dla mnie taką autorką bezsprzecznie jest Fannie Flagg.
Zaprzyjaźniłam się z nią przy lekturze „Smażonych zielonych
pomidorów” i od tamtej pory moje uwielbienie nie maleje. Owszem,
ciężko jest przebić tak świetną książkę i w sumie żadna nie
podobała mi się aż tak, jak Pomidory, ale! Każda dała mi mnóstwo
radości, uśmiechu, wzruszeń, a przede wszystkim każda z nich była
utrzymana w tym samym klimacie, za który ja twórczość Fannie
ubóstwiam.
„Całe
miasto o tym mówi” to opowieść o mieszkańcach małego
miasteczka w Missouri. Elmwood Springs jest tak sielskie i miłe, jak
wskazuje na to jego nazwa, ma również niezwykle sympatycznych
mieszkańców. Poznajemy ich w chwili, gdy założyciel miasta i
hodowca krów, Lordor Nordstrom przekazuje osadzie pięknie położoną
działkę i zakłada na niej cmentarz pod nazwą Spokojne Łąki.
Osada jest malownicza, powietrze czyste, ziemia żyzna,
czego może więc brakować w tak wspaniałym miejscu? Okazuje się,
że… kobiet! Za namową sąsiadów pragnący zawrzeć związek
małżeński Lordor poszukuje żony za pośrednictwem gazety. Na jego
ogłoszenie odpowiada Katrina, Szwedka pracująca
w charakterze służącej. Po dłuższej korespondencji młoda dama
wyrusza do Missouri, aby na miejscu przekonać się, czy z tej mąki
będzie chleb. Okazuje się, że nie tylko chleb, ale także dzieci.
Rodzina Nordstromów rozrasta się, a wraz z nią rozrasta się także
miasteczko, w którym stopniowo pojawiają się kolejne budynki,
udogodnienia i atrakcje. Sąsiedzi żyją ze sobą w zgodzie, okazują
sobie życzliwość i pomagają. Dzieci rosną i zakładają własne
rodziny. Czas płynie, aż w końcu na Spokojne Łąki trafia
pierwszy lokator…
I
w tym miejscu następuje to, co odróżnia powieść Fannie Flagg od
innych małomiasteczkowych opowieści. Okazuje się, że Spokojne
Łąki nie są zwykłym cmentarzykiem. Mieszkańcy miasta budzą się
tam po śmierci i ze swoich kwater obserwują życie toczące się u
stóp wzgórza. Zawzięcie plotkują na temat mieszkańców, dziwią
się dokonującym zmianom i czekają na wizyty swoich bliskich. Wraz
z mieszkańcami Elmwood Springs oraz niezwykłymi lokatorami
Spokojnych Łąk przyglądamy się nie tylko życiu miasteczka, ale
także wydarzeniom o znaczeniu światowym: wojnom, lotom kosmicznym,
zmianom politycznym i postępowi technologii. Tłem dla nich jest
zwykła małomiasteczkowa codzienność, która pachnie dżemem z
fig, świeżo skoszoną trawą i lakierem do włosów. Nie znam chyba
drugiej autorki, która z tych okruchów codzienności potrafiłaby
stworzyć taki wyjątkowy klimat. A u Flagg nie brakuje zwykłych
ludzkich historii, które w jednej chwili przywodzą nas o śmiech, w
drugiej sprawiają, że ściska się gardło albo płynie łza. A
miasteczka z jej powieści to miejsca, w których niejeden z nas
chciałby zamieszkać lub po prostu zjawić się przejazdem.
I
tak. Wiem, że to obraz jak z bajki, który pewnie niewiele wspólnego
ma z rzeczywistością. Zdaję sobie sprawę, że zarówno postaci
jak i tło są mocno przejaskrawione, a wątek z reinkarnacją jest
nierealny. I zupełnie mi to nie przeszkadza. Przez trzy
dni byłam częścią społeczności Elmwood Springs i wraz z
mieszkańcami miasteczka przeżywałam radości, smutki i dramaty.
Obserwowałam zmiany zachodzące tym miejscu, raz z dumą, innym
razem z troską. Spotkałam bohaterkę znaną z innej książki
Flagg, to prawie jak spotkanie ze starą przyjaciółką. Utulałam
się ciepłem tej opowieści, a pomiędzy mną a bohaterami zawiązała
się więź. Przykro mi było ich opuszczać. Ale wiecie co? Jeszcze
do nich wrócę, tak jak do Whistle Stop czy na babską stację…
wrócę, czekając na kolejną powieść Fannie Flagg.
Macie ochotę przeczytać fragment? Znajdziecie go pod linkiem :)
Dziękuję wydawnictwu za możliwość przedpremierowego zapoznania się z powieścią :)